wtorek, 27 stycznia 2015

15. " I regret that. And I'd take back all the time and desire to never again meet him on my way. "

Madison's POV :

Stałam na balkonie i patrzyłam jak Justin pewnym krokiem wychodzi z mojego ogrodu i wsiada do samochodu. Ani razu się nie odwrócił. Nie spojrzał.
Tak, Madison. Zadurzyłaś się po uszy w chłopaku, którego znasz niesamowicie krótko, a dodatkowo nic o nim nie wiesz. Oprócz tego, że oznacza kłopoty.
Nie obchodziło mnie to. Ja naprawdę chciałam być obok niego, chciałam być częścią jego życia i pomóc mu je zmienić.
A może nie chce go zmieniać?
Co za nonsens. Oczywiście, że chce. Na pewno chce zacząć żyć normalnie, ale jego problemy emocjonalne w młodości nie pozwoliły mu zrobić inaczej. Był zagubiony i roztrzęsiony. Co innego może zrobić biedny chłopak, wokół którego działo się coś, czego sam nie rozumiał. Chwycił się pierwszej lepszej liny, ale nie wiedział, czy dostanie się dzięki niej na powierzchnię czy spadnie.
Stałam długą chwilę patrząc na miejsce gdzie widziałam go po raz ostatni.
A może on mną gra? Może znowu źle trafiłam?
Westchnęłam cicho i wróciłam do pokoju powoli zamykając drzwi balkonowe.
Po której chwili znalazłam się w kuchni. Otworzyłam lodówkę w poszukiwaniu kartonu soku pomarańczowego. Nalałam go do szklanki i zaczęłam go pić idąc w kierunku barku. Siadłam na jednym z wysokich krzeseł stojących przy wyspie kuchennej i zaczęłam powoli poć chłodny sok, który od razu rozjaśnił mój umysł. Postanowiłam pójść do Justina do klubu. Potrzebuje rozmowy. Chcę wiedzieć na czym stoję i czy powinnam się przejmować tą całą sytuacją.
W jednej chwili zobaczyłam tatę siedzącego przy stoliku w salonie i chowającego twarz w dłoniach. On... płakał. Powoli zsunęłam się z krzesła i podeszłam do ojca siadając spokojnie obok niego na podłodze. Ułożyłam swoje dłonie na jego kolanie.
- Tato? - zaczęłam delikatnie.
- Tak, Madison? -powiedział załamanym głosem.
Coś było nie tak. Tylko co? Problemy w firmie? Coś stało się z babcią w Seattle? Coś z mama?
- Tato... co się stało?
Nie chciał mi powiedzieć. Siedziałam ponad godzinę na podłodze próbując dowiedzieć się o co chodzi. Gdyby tylko próbował mnie jakoś nakierować. Nie dość że pomrukiwał cos niewyraźnie to dodatkowo siedział z zakrytymi dłonią ustami.
- Tato. Jestem twoją córką. Masz we mnie wsparcie i powinieneś mówić mi co się stało.. przynajmniej czy to coś złego z mama, firmą albo babcią...
- Słuchaj Madison.. Powiem ci tyle co możesz wiedzieć.. - zaczął.
Przez chwilę miałam wątpliwości, że pamięta jak się mówi.
- Odwiozłem twoją mamę na lotnisko, bo ma dzisiaj swój służbowy wyjazd. Kiedy weszliśmy na lotnisko czekał na nią mężczyzna z dzieckiem... 5- letnim chłopcem z śródziemnomorską uroda.
Moje serce się zatrzymało. Ciśnienie mi podskoczyło. Nie znałam dalszej części opowieści, ale domyślałam się jak ona wygląda. Nie odzywajac się czekałam aż tata skończy opowieść..
- To syn i partner twojej mamy, wiesz? Zdradziła nas... i mnie i ciebie. Przez ponad 8 lat ukrywała to w tajemnicy. A sama była zaskoczona kiedy zobaczyła ich dwóch na lotnisku.
Nagle ojciec poderwał się do góry i ruszył w stronę sypialni, ale zanim wyszedł odwrócił się w moją stronę i wskazał na mnie palcem.
- Dwie sprawy.. nie odbieraj dzisiaj telefonów od mamy. Wiem, że jesteś na nią zła i nie będziesz potrafiła udawać nawet że nie wiesz o dzisiejszym wydarzeniu. Po drugie... - tutaj zrobił krótka przerwę - idź gdzieś. Wyjdź w końcu z domu. Miałaś rację. Baw się. Ja mam ochotę pobyć sam.
Przyznam, że uraziły mnie te słowa.
Zdążyłam pobiec do taty i mocno go przytulić.
- Damy radę Madison.
Wydobyłam z siebie cichy pomnik zrozumienia. Byłam w szoku. Nie rozumiałam o co w tym wszystkim chodzi. Jak to? 5- letni chłopiec synkiem mojej mamy? Moim braciszkiem?
Zaczęłam się gubić.
- Kocham Cię, tato. - powiedziałam cicho patrząc w górę na twarz mojego taty. Pokiwal ze zrozumieniem głową i odpowiedział cicho, że on mnie także kocha.
-Idź juz. Ja idę odpocząć.-szepnął boleśnie, a oczy zaszły mu łzami.
Zabolało mnie serce.
Ojciec odsunął mnie od siebie, krótko pocałował w głowę i odszedł. Poszedł na górę.
Wsunelam na siebie buty i ruszyłam w kierunku domu Justina. Szłam powoli, ponieważ nie czułam potrzeby pośpiechu.
Próbowałam zrozumieć wszystko to, co się dziś wydarzyło. Nie wiedziałam, nie przypuszczałam. Jak to mogła zrobić?
Nim się zorientowałam byłam pod klubem należącym do Justina. Obeszłam kamienice wokół, ale nie zauważyłam żadnego wejścia prowadzącego bezpośrednio do mieszkania chłopaka.
Jednak nie było żadnych innych drzwi niż te prowadzące do klubu. Weszłam do klubu i usłyszałam echo niosące się po całym dużym pomieszczeniu klubu. Wytezylam słuch i zorientowałam się ze są to jęki dwojga ludzi uprawiających seks. Podeszłam dalej i zobaczyłam Justina, a na nim jakąś czarnowłosą dziewczynę.
- Widziałam cię z inna- warknęła do Justina. A ja zmarszczyłam brwi nasłuchując.
- Potrzebuje jej dla pieniędzy jej ojca- odwarknął groźnie.
W tym momencie dziewczyna zmieniła pozycję siadając na chłopaku i zaczynając się poruszać na nim.
Chciało mi się płakać. Wymiotować i zniknąć.
- Jak zamierzasz to zrobić?
- Uwieść, ładnie poprosić, dać nadzieję. Jak dostanę pieniądze szybko wyjadę z kraju, żeby zakończyć jedna sprawę.
Po chwili zaśmiali się głośno, a ja zakryłam usta dłonią, żeby nie zacząć płakać.
W tym momencie Justin spojrzał w moja stronę, a nasze spojrzenia się spotkały.
W tym momencie wybiegłam z klubu z płaczem.
Zawiodłam się. Po raz kolejny się zawiodłam i źle postępuje. 
Nagle wpadłam na kogoś.
- Ym, przepraszam. -powiedziałam i odsunelam sie, żeby pójść dalej.
- Hej. Wszystko w porządku?
Usłyszałam męski głos. Kiedy podniosłam głowę zobaczyłam przystojnego blondyna z uroczym uśmiechem.
- Tak. Dzięki.
- Może się przejdziemy? - zapytał z delikatnym uśmiechem, a ja czułam jak moje policzki płoną.
Obejrzałam się, żeby spojrzeć w stronę klubu, ale przypomniałam sobie to co miało miejsce w klubie, co widziałam. Bałam się, że Justin może pójść za mną. Zaraz. .. jest teraz zajęty czymś innym. On wróci do mnie tylko po pieniądze. Tylko tego chce.
Ruszyliśmy w nieznanym mi kierunku. Kamienice wyglądały tu coraz bardziej obskórnie dlatego delikatnie się spielam. Chłopak to zobaczył i zatrzymał się. Zaczął się śmiać.
-Coś jest nie tak? -zapytałam z delikatnym uśmiechem, jednak jedyne co chwile później widziałam to ciemność.

|||||||||||||||||||||||

Poczułam pod plecami coś twardego. Powoli otworzyłam oczy, żeby zobaczyć gdzie jestem i co dokładnie się stało. Bolała mnie głowa.
Zobaczyłam wokół siebie porozrzucane szmaty, które leżały wszędzie. Na podłodze ułożone były panele drewniane, widać, że wysokiej jakości, ponieważ błyszczały tak, że odbijało się od niech światło wpadające z okna zaslonietego do połowy roletą w szarym kolorze. Ściany były pokryte seledynową farbą, a gdzieniegdzie znajdowały się na nich małe czerwone krople. .. krwi? Gdzie ja jestem?
Szybko poderwałam się na równe nogi jednak coś mnie zatrzymało. Byłam przywiązana jedną dłonią do czegoś w ścianie. Jednak było to tak mocno związane, że nie miałabym najmniejszych szans żeby to rozplątać.
Uniosłam dłoń do ręki w momencie, gdy usłyszałam głośne kroki za drzwiami. Poczułam cos wilgotnego na swojej dłoni, a kiedy spojrzałam na skórę zobaczyłam krew.
- No proszę, proszę. Kogo my tu mamy. - odezwał się niski, męski głos.
Spojrzałam na mężczyznę stojącego pewnie nade mną. Patrzył na mnie w dziwny sposób i wtedy właśnie przypomniał mi się ten chłopak,który rzucił się na mnie w klubie. Tak to on.
- Rzeczywiście niezły z ciebie towar. Bieber wie na jakie laski patrzeć.
Zaśmiał się głośno w sposób, który mroził krew w żyłach, a następnie klęknął przy mnie łapiąc mnie za dłoń i mocno ściskając w miejscu, w którym znajdował się sznur. Zacisnęłam zęby czując z jaką siłą ściskał moją dłoń.
-Jutro już Cię tu nie będzie. Nie martw się, kochanie. To nie potrwa długo.
Po tych słowach wstał i zasłonił roletę. W pomieszczeniu zapanował mrok, co przeraziło mnie w dużym stopniu. Na mojej skórze pojawiła się "gęsia skórka" a ja cała drżałam. Miałam na sobie zwiewną koszulę i obcisłe jeansy.
To robota Justina.
Na pewno to wszystko jest idealnie zaplanowane. Zostałam porwana przez bandę Justina, żeby później dostał tyle pieniędzy od mojego ojca ile tylko będzie chciał. Zamknęłam oczy próbując przenieść się mentalnie do mojego ojca i
Zobaczyć co robi. Oczywiście było to niemożliwe. Nieosiągalne. Usiadłam pod ścianą i zaczęłam cicho płakać. Tak cicho, żeby nikt nie zdołał tego usłyszeć. Dopadła mnie bezsilność. Nie dam sobie rady. Ale z drugiej strony wiedziałam, że muszę być silna. Z tego powodu, że zostaliśmy z tatą sami. I musiałam być wsparciem dla niego.
Nie wiem jak długo rozmyślałam i która była godzina, ale w pokoju zapanowała kompletna ciemność. Postanowiłam podjąć próbę ucieczki. Lepiej umrzeć próbując niż umrzeć nic nie robiąc.
Tak. Słyszałam to w jakimś serialu kryminalnym, ale nie wiedziałam, że takie rzeczy mają jeszcze miejsce. Szarpnęłam za sznur, jednak nic to nie dało. Nadal miałam jedną rękę wolną, ale co z tego, skoro siedziałam na tyle daleko, żeby nie móc dosięgnąć czegokolwiek? Przeklnęłam pod nosem.
W końcu się poddałam.
Zamknęłam oczy przypominając sobie słowa mojego taty, gdy wróciłam do domu po imprezie. Jedynej imprezie, na której byłam. Kiedy powiedziałam, że chce żyć jak inni i doświadczać wolności, dopóki mam na to czas i siłę.
" Docenisz to co masz dopiero, gdy to stracisz. Zatęsknisz za tym i pożałujesz wszystkich decyzji, jakie do tej pory podjęłaś".
W mojej głowie te słowa odbijały się jak echo. Kiedy przywoływałam je ożywały powtarzając się z każdej strony mojej czaszki, aż w końcu powoli i stopniowo zamierały znowu stając się wspomnieniem. Znowu otaczała mnie ta nieznośna cisza, która dźwięczała w moich uszach i doprowadzała mnie do szału. Ale byłam zbyt słaba. Zbyt słaba, aby zapobiec swojemu bólowi psychicznemu i fizycznemu. Bolało mnie całe ciało, a w myśli miałam obrazy mojej matki z innym mężczyzną i dzieckiem, złamanego ojca tonącego w łzach. I Justina. Cholernego Justina, na którym się zawiodłam. Zawiodłam się na swoich uczuciach i zaufaniu.
Nie próbowałam zatrzymać łez, które zaczęły cisnąć się do moich zmęczonych oczu.
Usłyszałam, jak ktoś przekręca klucz, a przez całe pomieszczenie rozniósł się dźwięk skrzypienia, kiedy drzwi powoli uchyliły się, a do środka wpadła lekka poświata ze świata z zewnątrz. Na korytarzu, albo innym pomieszczeniu kryjącym się za drzwiami świeciła się lampka jarzeniowa. Przymknęłam oczy i
zobaczyłam ciemną postać kierującą się w moją stronę, a przez chwilę widać było metalowy błysk od ostrza noża.
Wtedy zrozumiałam prawdziwe znaczenie tych słów, które wypowiedział do mnie mój tata.
Właśnie pozalowalam. Pożałowałam, że wyszłam wtedy na imprezę i poznałam Justina, że pozwalalam mu się dotykać i całować, że chciałam wejść do jego życia. Żałuję tego wszystkiego i z chęcią cofnęłabym czas, żeby już nigdy więcej nie spotkać go na swojej drodze.
Zamknęłam oczy, kiedy znalazła się przy mnie postać postawnego mężczyzny.
- A teraz zawiążę ci tą buźkę, żebyś nie obudziła moich kumpli. - warknął i wsunął do moich ust zwiniętą szmatę, która zabrał z podłogi, a dodatkowo przywiązal mi cos dookoła głowy, żeby to co trzymałam w ustach nie wypadło. Uniósł rękę i szybkim ruchem noża rozciął sznur, który trzymał moją dłoń w bezruchu. Wstałam szybko i w biegu zaczęłam rozplatywac to co miałam ma głowie. Jednak nagle zostałam rzucona na twardy materac i przygnieciona ciężarem mężczyzny. Zacisnął to, co mnie kneblowalo i przełożył sznur przywiązany przez moją rękę przez bal drewna podpierajacy sufit, następnie  związał druga rękę. Uwięził mnie.
Wstał powoli ze mnie i poszedł na drugą stronę pomieszczenia.
- Chcę cię widzieć- szepnął groźnie podnosząc roletę.
Chwile później z powrotem był na mnie.
- To nie będzie bolało. No może troszkę.
Zaśmiał się władczo i zdjął ze mnie moje spodnie. A następnie zdarł dolna bieliznę.
- Od dzisiaj po tym domu chodzisz nago. Będzie świetna zabawa.
Zaczęłam płakać. On chciał mnie zgwałcić. Próbowałam się wyrwać, ale on nie ustępował. Nie mogłam tez nic powiedzieć, bo byłam zakneblowana.
Kiedy zaczęłam kopać nogami gdziekolwiek się dało mężczyzna chwycił nóż i delikatnie wbił jego ostrze w moje zebro. Jeknelam przerażona.
-Jeżeli będziesz się ruszać, albo próbować uciekać pokroję cie na kawałeczki, dziwko.
W tym momencie nóż przeciął mój bok. Poczułam jak mała struga krwi spływa po mojej skórze, a następne są coraz większe i większe.
Czekałam aż skończy.
Czułam jak brutalnie się we mnie wbija a później rusza się szybko i mocno. Jak bardzo rozrywa mnie na pół.
Zamknęłam oczy i czekałam aż to piekło się skończy.

_________________

No i mamy następny.
Co się dzieje? :o
Zapraszam na mojego Aska.
KLIK
Właśnie rozpoczęły się ferie! W końcu nadrobimy zaległości.

Następny w poniedziałek.

Love.
Ann.

2 komentarze: