środa, 28 stycznia 2015

16. " We'll play with you."

Madison's POV :

Leżałam cała obolala na łóżku. Dodatkowo byłam bez spodni i przywiązana do jakiegoś bala. Na szczęście nie byłam już zakneblowana i mogłam spokojnie oddychać. 
Już nie potrafiłam zatrzymać łez. Byłam zakłopotana, zła i zmieszana. Kilkakrotnie szarpnęłam rękami, ale jedyne co poczułam to straszny ból. Podkuliłam nogi chowając swoją nagość, a w zamian otrzymałam ból z lewej strony ciała, na zebrach. Tam gdzie zostalam zraniona nożem. W tym miejscu miałam rozdartą koszulę i duże krwawe plamy.
Bolało mnie serce na myśl, że dałam się oszukać w tak prosty sposób. Byłam wściekła na siebie za to, że zaufałam Justinowi, że uwierzyłam w jego dobroć. Nie był dobrym człowiekiem. Nienawidziłam go z całego serca i przysięgam, że jeśli kiedykolwiek go spotkam to wydrapie mu te szpetne karmelowe oczy. Nienawidziłam go. Tak bardzo.
Zamknęłam oczy ignorując ból pomiędzy udami i na zebrach. Moje spodnie leżały gdzieś na podłodze, a ja nawet nie miałam jak ich podnieść. Musze stąd uciec, przynajmniej spróbować. Nie chcę umrzeć, nie mogę. Mam zbyt wiele do zrobienia.
Nagle poczułam, jak moje oczy zamykają się ze zmęczenia. Potrzebowałam snu, ale bałam się zasnąć.
Bałam się, że ktoś tu przyjdzie i mnie zabije. Spojrzałam w stronę okna i zauważyłam, że przez szybę wpada światło księżyca w pełni. W pokoju było jasno, dlatego postanowiłam się rozejrzeć. Rozgladalam się po całym pomieszczeniu, ale nie dostrzeglam nic co zdaloby się do ucieczki.
Moje powieki opadły bez ostrzeżenia, a ja odpłynęłam w nieznaną, niebezpieczną krainę snu. Które teraz stały się jeszcze bardziej niebezpieczne.

Obudziły mnie delikatne ruchy czyjejś dłoni przy moim boku. Zamrugałam kilka razy otwierając oczy i zauważyłam młodego mężczyznę opatrującego moją ranę. Czy ja umarłam? Zmarszczyłam brwi w zastanowieniu, a sekundę później odsunelam się od jego dotyku.
- Hola, hola koleżanko. Gdzie uciekasz?
- Ja... - zaczęłam, ale mój głos był wystarczająco zachrypnięty, żeby odpowiedzieć. Chłopak wpatrywał się we mnie swoimi zielonymi oczami z delikatnym, ale tajemniczym uśmiechem. Miał pewne zamiary. Ale jakie one były nie miałam nawet odwagi pomyśleć.
- Ja cię ubieram, opatruję ranę, odwiązuje a ty tak się odwdzięczasz? Nieładnie. W nagrodę powiem ci jakie są plany co do ciebie. Rozumiesz?-odpowiedział chrypkowatym głosem.
Patrzyłam na niego nie wiedząc co zrobić, ale on złapał mnie mocno za policzki.
-Zapytałem czy rozumiesz, dziwko ! - krzyknął.
Szybko pokiwalam w odpowiedzi głową. W mojej głowie wysyłałam modlitwy do Boga, żeby zabrał mnie stąd, albo pomógł się wydostać. Chciałam płakać. Nigdy w życiu nie doznałam takiego upokorzenia.
Moje serce płakało razem z moim umysłem, wiedząc, że może stać się coś złego. 
- Świetnie. A zatem... zamierzamy się tobą trochę pobawić.
Pobawić?!
- Ale najpierw trzeba wywieźć cie w bezpieczne miejsce, żeby nikt nie mógł cię znaleźć.
Wywieźć?!
- Oczywiste jest to, że będziesz próbowała uciec od nas. Dlatego wszystko zaplanowaliśmy idealnie. Masz tutaj czysta bluzkę. - rzucił we mnie koszulka z dużym dekoltem i szpetnymi ozdobami.
- Nie naloze tego. - warknęłam odzyskując głos. Poderwałam się do góry i zauważyłam, że jestem odwiązana, dlatego rzuciłam się do ucieczki.
Szybko wybiegłam przez otwarte drzwi i przebieglam przez schody. Kiedy chwyciłam klamkę drzwi frontowych moje serce zaczęło być szybciej, tak gdyby dostało dużo dawki adrenaliny.
Nagle silne dłonie chwyciły mnie od tyłu w pasie i mocno przycisnęły do siebie.
- No, no. Będzie kara. - odezwał się mężczyzna stojący za mną, a ja juz wiedziałam,że był to ten chłopak, który. .. mnie zgwałcił. Od przodu podszedł do mnie chłopak, który przed chwilą opatrywał moją ranę.
- Zostawcie mnie. Proszę. - szepnęłam błagalnie- jeżeli chcecie pieniędzy od mojego ojca- dam wam je. Powiedzcie Justinowi, że je dostanie, ale zostawcie mnie.
Wszyscy trzej zaczęli się głośno śmiać w sposób, który zmrozil krew w moich żyłach.
- Myślisz, że współpracujemy z Bieberem? I tu się mylisz. Mamy cię po prostu do zabawy. A ponieważ jesteś z otoczenia Justina to tym lepsza zabawa dla nas trojga. Będziesz robić za naszą dziwię, kochana. Będziemy cie pieprzyc w każdym możliwym miejscu,w każdy możliwy sposób.  Tak długo jak to się nam będzie podobało. Rozumiesz suko? - warknął, a ja w tym momencie rozpłakałam się. Justin nie ma z tym nic wspólnego? Ale przecież słyszałam...
Spuscilam głowę zaczynając mocno płakać. Nagle poczułam nagłe uderzenie w twarz.
- Jeszcze nie skończyłem!
Chwycił mnie mocno za policzki i zaczął mocno całować. W tym momencie przypomniałam sobie w jak delikatny i czuły sposób całował mnie Justin.
Chwilę później zostałam uderzona ponownie.
- Caluj mnie! - wrzasnął mężczyzna i silnie wbił swoje paznokcie w skórę na moich policzkach. Pisnęłam z bólu.
Zaczęłam poruszać wargami całując go w ten obrzydliwy sposób. Czułam jak jego ślina ścieka z kącików moich ust.
Po chwili,która zdawała się być wiecznościa chłopak odsunął się.
- John, twoja kolej. -powiedział z obrzydliwym uśmiechem.
Wciąż byłam przetrzymywana od tyłu w taki sposób, żebym nie mogła się ruszyć.
Uniosłam swój wzrok na podążającego w moim kierunku mężczyznę, jak przypuszczam to właśnie on miał na imię John. Uniósł do góry przedmiot, który trzymał w swojej dłoni. Strzykawka.
O mój Boże.
Mój umysł zaczął wariowac.
Zaczęłam się szarpać i kopać nogami, robiąc wszystko, żeby się uwolnić od silnego uścisku rąk mojego oprawcy. Jednak na nic się to zdało.
John chwycił moje biodra i powoli w bardzo bolesny sposób wsunal w mój brzuch igłę strzykawki. Jeknelam z bólu, jednak w połowie został on stłumiony przez dłoń, która nagle zakryła moje usta. Chłopak bardzo powoli wycisnął zawartość strzykawki w mój organizm. Odsunął się ode mnie z dumną miną i otworzył usta, żeby coś powiedzieć, jednak po chwili je zamknął delikatnie się do mnie uśmiechając.
Czy ja umrę? Zostalam otruta? A może chcą mnie uśpić?
Jezu. Nie. Błagam. Nie ja. 
- Drew. Powiedz coś.
W tym momencie stanął drugi z nich. Drew.
- A zatem... życzę Ci słodkich snów księżniczko. Lepiej przemysl sobie wszystko dokładnie, a potem opowiesz nam coś o sobie, bo przecież jako twoi pracodawcy musimy cos o tobie wiedzieć. Ustalmy zatem kwotę, jaką będzie odpowiadać za twoją pracę.
Czy on zamierza płacić mi za seks? Co?!
- Tak jak mówiłem.. Będziesz robić wszystko to, co nam się spodoba, nie będziesz protestować tylko po prostu to robić. Jesteś do naszej dyspozycji 24 godziny na dobę, niezależnie od pory dnia i nocy oraz twojego samopoczucia. Jeżeli będziesz chora masz się przed nami wypiąć. Tutaj chodzi o naszą przyjemność, nie twoją, panno Beer.
W tym momencie zrobiło mi się słabo, poczułam jak moje kończyny sztywnieją, a później są bezwładne.
- Twoją zapłatą będzie możliwość życia. To, że Cię nie zabiję. - odpowiedział.
Ale ja juz nie słyszałam tych słów. Otoczyla mnie ciemność, niebezpieczna i bolesna ciemność, która pochłonęła mnie całą.

__________

Jest kolejny rozdział.
Jak wrażenia?
Co sądzicie o tym co się dzieje?

Następny w czwartek. (:

#love.
Ann

1 komentarz: