sobota, 13 grudnia 2014

13. " I can't love You! From you screaming that you signify trouble. "

Madison's POV :

Wyszłam z klubu i zupełnie straciłam orientację. Nie wiedziałam którędy iść.
Ruszyłam powoli przed siebie kierując się prostą i średnio oświetlona Drogą. Justin próbował dobrać się do moich spodni. Wzdrygnęłam się.
Szłam slalomem, a droga jaką szłam miała kształt bliżej nieokreślony. Przypominała raczej pierwsze rysunki dzieci uczących się trzymać długopis w dłoni. Zobaczyłam z daleka nadjeżdżającą taksówkę. Stanęłam z pijackim uśmiechem na krawężniku i pomachałam dłonią przed taksówką.
- Gdzie jedziemy? - zapytał miło taksówkarz.
- Thanksgiving Day St. 379 - powiedziałam. Próbowalam brzmieć jak najbardziej wyraźnie i przekonująco.
Mężczyzna uśmiechnął się i ruszył w stronę mojej dzielnicy.
Obudziło mnie delikatne poklepywanie dłoni. Kiedy otworzyłam oczy zorientowałam się, że taksówkarz wybudza mnie, ponieważ znaleźliśmy się pod moim domem. Rozpoznałam go po charakterystycznym oświetleniu ogrodu i elewacji.
Zapłaciłam za taksówkę i wyszłam z samochodu życząc kierowcy spokojnej nocy. Weszłam do domu nie dbając o to żeby być cicho. Nie myślałam nawet, że mogłabym zostać przyłapana. A co tam.
Nagle światło w salonie zapaliło się i ukazało postać mojego ojca.
Pomachałam mu wesoło. Zbyt wesoło.
- Madison. Jak się bawiłaś? -zapytał wprost.
Osz kurwa.
- Em.. świetnie.
No super. Zdradziła mnie niewyraźna mowa. Słychać, że jestem kompletnie pijana.
- Gdzie byłaś?
- W klubie.
- Jak dużo wypiłaś? - zapytał na co ja zaśmiałam się. Zmarszczył brwi pokazując, że nie żartuje. Wzruszyłam ramionami nie chcąc się upokorzać.
- Telefon oddaj. Jutro o tym porozmawiamy.
Wyjęłam telefon z kieszeni i niezgrabnie rzuciłam go na kanapę. Byłam zdenerwowana.
- Gdzie mama? - zapytałam
- Jutro ma wyjazd służbowy. Wysypia się. A ja czekam na ciebie. Zawiodłem się na tobie, Madison. - powiedział kręcąc głową.
- Oczywiście! Bo raz w życiu złamałam zakaz i wróciłam kompletnie najebana do domu! Zawsze byłam grzeczna i raz mi się zdarzyło! - krzyknęłam wyrzucając ręce w powietrze.
Tata siedział i patrzył na mnie wyraźnie zdziwiony moim wybuchem.
- Chce chodzić na mprezy. Bawić się, a nie siedzieć przy nudnych firmowych spotkaniach i słuchać kogo tym razem wytropiliście i jesteście w stanie namierzyć. To jest chore!
- Hamuj język, Madison - powiedział ojciec ze spokojem. Jak on w takiej chwili może być oazą spokoju nawet bez mrugnięcia okiem? Ja tutaj kipie ze złości, a on spokojnie siedzi i obserwuje mój wybuch.
-Chcę w końcu być jak inne dziewczyny z mojej szkoły. Bawić się i żyć towarzysko, a nie....
Nie zdążyłam dokończyć bo ojciec mi przerwał.
- Przyjdzie taki dzień, że pożałujesz wszystkich decyzji, które kiedykolwiek podjęłaś. Wspomnisz moje słowa. - tutaj zrobił przerwę i spojrzał na mnie z surową miną. - A teraz idź na górę. Bez telefonu.
Przewróciłam oczami i ruszyłam chwiejnym krokiem przed siebie. Dużą trudnością było dla mnie zdjęcie z siebie ubrań i przygotowania się do snu, dlatego skończyłam na rozpinaniu koszuli i po prostu położyłam się spać.

| | | | | | | | | | | | | | | | | |

Obudziłam się rano z ogromnym bólem głowy. Czułam się tak jakby zaraz miało rozsadzić mi czaszkę od dziwnego pulsującego bólu. Podniosłam się i sięgnęłam po tabletkę przeciwbólową mając nadzieję, że jedna wystarczy. Popiłam ją niegazowaną wodą mineralną, która stała tuż obok mojego łóżka. Potrzebowałam wody obok, bo często w nocy musiałam wstać i napić się, aby zwilżyć suchość w gardle. Położyłam się ponownie chowając głowę pod miękkie poduszki. Gdyby to miało w jakimś stopniu pomóc. Westchnęłam cicho ponownie zapadając w sen.

Biegnę przez ciemny las, który przypomina swoim klimatem lasy z filmów Burtona. Mam na sobie conversy i lekko porwane spodnie. Nie wiem dlaczego, ale nie mam bluzki. Jestem w samym biustonoszu. Biegnę przed siebie uciekając przed.... no właśnie. Przed czym? Jedynie co słyszę za sobą to głośne kroki. Nie kroki. Bieg. Ktoś mnie goni. Biegnę coraz szybciej próbując wyminąć wszystko co plącze się pod moimi nogami. Na marne. W jednej chwili upadam na brudną i mokrą ziemię i wtedy właśnie orientuje się, że pada ulewny deszcz. Moje dłonie są brudne, całe w błocie. Kiedy się odwracam za siebie widzę, że stoi nade mną mężczyzna. Jest wściekły. O nie.
Podnosi na rękę i bije mnie. Biczem? Krzyczę i głośno płaczę.

Zerwałam się do pozycji siedzącej. Przetarłam swoją mokrą od potu twarz i powoli zsunęłam się z łóżka. Za oknem zauważyłam, że słońce jest dość wysoko. Wstałam i podeszłam do lustra na przesuwnych drzwiach dużej szafy. Miałam na sobie wczorajsze ubrania, co nie spodobało mi się za bardzo. Nie lubiłam chodzić w tych samych ubraniach, w których spałam i miałam na sobie poprzedniego dnia. Na pewno żaden człowiek tego nie lubi.
Podeszłam do komody i wyjęłam z niej czystą bieliznę i ręcznik. A zanim pobiegłam do łazienki uchyliłam drzwi balkonowe w celu wywietrzenia pomieszczenia.
Po orzeźwiającym prysznicu wysuszyłam i wyprostowałam starannie  włosy. Zarzuciłam włosy na plecy i wyszłam z łazienki trzymając ręcznik i spodnie. Już miałam się odwracać w stronę szafy, żeby znaleźć też odpowiednią koszulkę, ale wtedy usłyszałam gwizd. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam w tamtym kierunku. Na drugim końcu pokoju stał Justin ubrany w luźną kremową koszulkę, czarne jeansy, które luźno zwisały w kroku i buty z grubą białą podeszwą. Szybko zasłoniłam piersi i uda ręcznikiem i jeansami, a chwilę później zamarłam w bezruchu. Czułam jak moje policzki robią się czerwone z zażenowania.
Justin uśmiechnął się pokazując swoje proste zęby i ruszył do mnie w męcząco powolny sposób. Zaczęłam się cofać do momentu, gdy moje plecy zetknęły się z zimną ścianą. Chłopak podszedł do mnie i oparł się rękami po obu stronach mojej głowy.
- Cześć - wychrypiał wpatrując się w moje oczy, a po chwili złożył na moich ustach delikatny pocałunek. Nie wiedziałam co zrobić, dlatego uśmiechnęłam się delikatnie.
- Hej- odpowiedziałam nieśmiało.
W jego źrenicach zobaczyłam dziwny błysk. Nie wiedziałam jak miałam to odczytać . Zanim zdążyłam się zorientować jego miękkie usta uderzyły o moje tworząc cos w rodzaju jedności. Odwzajemniłam jego pocałunek równie czule.
Odsunął się ode mnie z płonącym spojrzeniem i powoli oblizał swoje wargi. Obserwowałam ruch jego języka a po chwili poczułam, że głos uwiązł mi w gardle.
- Słuchaj Madison- zaczął subtelnie patrząc mi w oczy. - Nie chciałem ci wczoraj zrobić żadnej krzywdy, a to co zrobiłem, to był impuls chwili. Po prostu...
Zaśmiałam się patrząc na niego.
- Czy Justin Bieber przeprasza? - zapytałam z uśmiechem.
- Nie. Nigdy.
- A co właśnie robisz?
Justin przewrócił oczami i spojrzał na mnie. Nie miał innego wyboru niż zgodzenie się ze mną, że mnie przeprasza.
- Mniejsza.
Odsunął się ode mnie, a po chwili złapał mnie za dłonie odsuwając od ciała ręcznik i jeansy. Nie. Nie. Nie.
To jest zbyt krępujące. Nie mogę pozwolić na to, żeby jakiś chłopak patrzył na moje polnagie ciało.
Spięłam się.
- Hej, Madison. Masz piękne ciało, a ukrywasz je pod jakimiś eleganckimi koszulami z zapięciem pod samą szyję. To paranoja. - powiedział Justin.
- Nie jestem dziwką, żeby chodzić z dupą i cyckami na wierzchu. - warknęłam zdenerwowana i szybko uciekłam do łazienki.
Kiedy wyszłam ubrana z łazienki  zobaczyłam, że Justin stoi oparty o barierki mojego łóżka i przygląda mi się z założonymi na klatkę piersiową rękami.
- No co?
- Fajny masz tyłek, Beer. - powiedział niskim i uwodzicielskim głosem.
Otworzyłam oczy szerzej nie wiedząc o czym mówi. Po chwili klepnęłam się mentalnie w czoło przypominając sobie, że mam ma sobie stringi. Tylko ja potrafię być tak niemyśląca, żeby uciec nawet się nie zasłaniając.
Spojrzałam na chłopaka mając czerwoną twarz.
Byłam zdenerwowana i zawstydzona na raz.
Przeszłam obok niego tracając go delikatnie ramieniem na co on złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie w taki sposób, żebym oparła się i jego klatkę piersiową.
- Masz kaca? - powiedział spokojnie. Z jego twarzy można było zauważyć, że mówi w pełni poważnie.
- Miałam. Ale już mi przeszło.
Uśmiechnął się nieznacznie i powoli oblizał swoje wargi. Wyglądał tak jakby nad czymś myślał. Jakby zastanawiał się, czy ma się odezwać czy milczeć. Jego wzrok powoli powędrował na moje oczy, a nasze spojrzenia skrzyżowały się po raz setny dzisiejszego dnia.
- Pamiętasz cokolwiek co mówiłaś poprzedniej nocy? - szepnął, a jego ciepły oddech obił się o moje wargi.
Pokiwałam przecząco głową próbując zrozumieć o co mu chodzi. W swojej głowie zaczęłam szukać wszystkich swoich słów, które wypowiedziałam podczas wczorajszej imprezy, ale nic nie przyszło mi do głowy. Uniosłam wzrok na Justina.
- Powiedz mi, jaką głupotę powiedziałam.
Zaczęłam powoli, jednak on zrobił minę jakby coś mu nie pasowało. Zmarszczyłam brwi patrząc z zastanowieniem na chłopaka próbując zrozumieć o co mu chodzi. Ruchem dłoni odsunął mnie od siebie i zmierzył mnie wzrokiem.
- Wiesz co mi powiedziałaś? - szepnął groźnie podchodząc do mnie i prostując się. Teraz wyglądał niebezpiecznie dlatego przez mój kręgosłup przebiegł zimny dreszcz.
Pokiwałam przecząco głową powoli się wycofując. Zaśmiał się bez humoru zamykając oczy, a kiedy je otworzył jego  źrenice  płonęły niebezpiecznym ogniem. Oparł mnie o ścianę i chwycił mnie za policzki unosząc głowę do góry, żebym mogła spojrzeć prosto w jego oczy.
- Powiedziałaś mi, że mnie kochasz. Ale mogłaś to jedynie powiedzieć po to, żeby dobrać się do mojego kutasa.
Jego słowa sprawiły, że się zachłysnęłam powietrzem. On uważa, że kłamie. Że powiedziałam to tylko dla seksu z nim.
Moja pamięć nagle się rozjaśniła przypominając mi moment w którym to powiedziałam.
- Wiesz, że nie można pogrywać moimi uczuciami? - warknął nisko w moje usta.
Przecież ja nie kłamałam. Mówiłam prawdę.
- Kłamałaś, tak?
Patrzyłam na niego nie wiedząc czy powinnam się przyznać. Tak naprawdę jestem głupią dziewczynką, kolejną naiwną dziewczynką, która zakochuje się w chłopaku, który nie jest dla niej odpowiedni.
Poczułam jak chłopak zaciska palce na mojej twarzy przez co jęknęłam z bólu.
- Odpowiedz mi! - krzyknął na cały pokój,a ja podskoczyłam ze strachu.
- Nie kłamałam. - powiedziałam cicho czując jak łzy powoli wypływają z moich oczu.
- Powiedz prawdę. -powiedział zdenerwowany Justin.
Nigdy w życiu nie widziałam tak bipolarnego człowieka jakim był ten chłopak. Taką zmienność nastrojów powinno się leczyć.
On ma jakiś problem ze sobą. Przecież widzę to nie pierwszy raz.
- Kocham cie, Justin. - szepnęłam rozpłakując się na dobre. Nie wiedziałam dlaczego płaczę. Może z bólu jaki czułam na policzkach i szczece, albo z tego, że zauroczyłam się w chłopaku, który jest  tajemniczy. Justin zwiastuje kłopoty. Mogę tak przypuszczać po tym, że jest dealerem narkotyków i posiada ich  niezliczone ilości w klubie.
Chłopak puścił moją twarz widząc to co się ze mną stało.
- Madison. Przepraszam.
Podniosłam rękę pokazując mu tym, że nie chce go słuchać.
-Nie mogę cię kochać. Od ciebie krzyczy, że oznaczasz kłopoty. - powiedziałam szybko odsuwajac się od jego dotyku zanim zdążyłby mnie dotknąć.
Justin patrzył na mnie ze zdziwieniem.
- Zaczekaj... - powiedział powoli próbując przyswoić moje słowa. Powoli oblizał swoje usta i zrobił krok w moją stronę.
Odsunęłam się na jeden krok ciągle patrząc na jego postać.
- Nie. To zaczęło się zbyt szybko. Obiecuję Ci, że przestanę Cię kochać tak szybko jak zaczęłam. Jesteś niebezpieczny. - powiedziałam szybko w jego stronę. Zamknęłam oczy biorąc powolny głęboki oddech.
- Dlaczego ci tak trudno zrozumieć, że ja też mogę Cię kochać, kurwa, co?! - wrzasnął na cały pokój, a ja modliłam się, żeby moich rodziców nie było w domu.
Podskoczyłam z przerażenia na jego nagły wybuch.
Myślałam, że ma problem tylko z podejściem do ludzi to jest : albo jest dla kogoś miły albo fałszywy, ale nie wiedziałam, że nie kontroluje swojej złości w aż tak dużym stopniu.
- Uspokoj się. Justin.- szepnęłam, ale pocałował tego w tym samym momencie, kiedy zobaczyłam jego dłoń w górze. Potem poczułam tylko piekący ból na policzku, który nieprzyjemnie mrowił moją skórę. Po chwili doszło kolejne uderzenie, kolejne i kolejne. Próbowalam nie płakać, ale nie potrafiłam zatrzymać łez cisnących się do moich oczu.
- Dlaczego nie możesz mnie kochać?! - wrzeszczał.
Miałam wrażenie, że nie dotarło do niego to, że obawiam się znajomości z nim. On jest niebezpieczny.
Osunęłam się powoli na podłogę przykładając dłoń do ust. Zasłoniłam swoje wargi, ale kiedy poczułam wilgoć na dłoni Odsunęłam szybko rękę. Zobaczyłam, że moja skóra pokryta jest warstwą świeżej krwi.
O kurwa. Justin mnie pobił... w taki sposób, że mam krew na wardze.
Uniosłam wzrok i zobaczyłam jak Justin spanikowany przygląda się mojej osobie jakby dopiero mnie zobaczył.
Kiedy nasze spojrzenia się spotkały zobaczyłam przez moment chłód w jego oczach, a potem zmianę przez zakłopotanie na poczucie winy i wstyd. Justin szybko uklęknął obok mnie i chwycił moją dłoń, która była zabarwiona krwią. Zamknęłam oczy bojąc się co może zrobić, a on zaczął całować moją rękę kompletnie mnie tym zaskakując. Spojrzałam na niego, a on uniósł swój wzrok prosto na moje oczy nie zaprzestając całowania mojej ręki. W końcu dotarł do mojego obojczyka, a po chwili odsunął się od mojej skóry. Nasze spojrzenia spotkały się, a on wyglądał na całkowicie zagubionego.
Wyglądał jak chłopiec, który nie może odnaleźć się w nowej rzeczywistości, jakby cierpiał skrywając w sercu największe tajemnice i bojąc się ich wyjawić. Widziałam już takich ludzi, kiedy brałam udział w kursach psychologicznych. Patrząc na człowieka można było snuć domysły co przeżył w przeszłości. Nigdy nie odgadniesz prawdy, ale emocje ukryte w spojrzeniu nakierowują na bardzo małą Część odpowiedź,. Jednakże tak mała część może okazać się dużą pomocą dla psychologa. Justin tez miał w spojrzeniu coś z rodzaju tych uczuć.
- Madison - zaczął powoli, a ja Uniosłam oczy, żeby móc na niego spojrzeć- tak bardzo przepraszam.
Przełknęłam ślinę czując jego bliskość. Jego usta nagle opadły na moje powoli łącząc ze sobą nasze wargi w delikatnych i zsynchronizowanych ruchach.
Czułam informacje jakie przekazywał mi Justin w postaci pocałunków. Był zdesperowany. Potrzebował rozmowy. Czułam to.
Odsunęłam się kładąc swoje dłonie na jego policzkach. Kiedy spojrzałam na niego zauważyłam, że jego powieki są zamknięte.
- Powiedz mi co się stało. Chcę ci pomóc.
Wtedy jego powieki uniosły się ukazując cudowny karmelowy kolor jego oczu. Pokiwał powoli głową oblizując swoje usta.
- Nie potrafisz mi pomóc. To jest we mnie. Problem jest we mnie.
Powiedział to w sposób,który zmroził krew w moich żyłach.
- Chcę ci pomóc. Nie możesz rezygnować i tracić nadziei. Tylko porozmawiaj ze mną i powiedz mi w czym tkwi problem.
Mówiłam równie cicho jak on nie chcąc zmieniać kierunku naszej rozmowy.
- Straciłem nadzieję w momencie, gdy zostałem odrzucony przez własną rodzinę. Nie wierzę w miłość o przyjaźń... ale ty jesteś jakimś pieprzonym wyjątkiem. A najgorsze jest to, że chciałabym kochać cię prawdziwe.
Spojrzałam na niego pokazując mu, ze chcę, żeby kontynuował. Przez chwilę się wahał, ale zaczął mówić.
- Kiedy miałem 15 lat znalazłem martwego ojca w kuchni. Miał przy sobie kartkę z jakimś gównianym napisem, że będziemy następni. Uciekłem z domu, żeby znaleźć tego gnoja który pozbawił mnie ojca, ale nie udało mi się go namierzyć. Dopiero niedawno wpadłem na jego trop.
Słuchałam historii Chłopaka nie mogąc uwierzyć, że to wydarzyło się naprawdę, a nie w jednym z filmów akcji.
- Kiedy wróciłem 2 lata później do domu moja matka była schorowana. Siostra wygoniła mnie z domu, a ona nie próbowała nawet czegoś z tym zrobić.
- Ona? - zapytałam.
- Moja matka... - odpowiedział spokojnie. - Po prostu zniknęła gdzieś wewnątrz domu.
Złapałem gwałtownie oddech, a Justin spojrzał na mnie i przybliżył się. Jego usta desperacko potrzebowały moich.
- Pomóż mi. - szepnął, a po chwili znowu utonęliśmy w pocałunku, który był wyrazem desperacji, a jednocześnie chęci pomocy.
Musiałam mu pomóc.
Nie mogłam tego zignorować, kiedy w końcu zrozumiałam jego zachowanie.
Wszystko powoli zaczęło nabierać sensu.

__________________

Mamy jeden dzień poślizgu.
Ale za to mamy 13 rozdział, a nasza akcja powoli zaczyna się rozkręcać.
Justin uderzył Madison, a ona w ułamek sekundy mu wybaczyla... Co o tym myślicie?
Zapraszam na mojego aska (KLIK)

#love
Ann.

12. " Alone against the world "

Justin's POV:

- Madison. Chyba nie mówisz serio- szepnąłem prosto w usta dziewczyny. Jej wargi wykrzywiły się w delikatny pijacki, ale uroczy sposób.
- Nie. - odpowiedziała zdecydowanie.
- Ale nie, że mówisz serio czy "nie", że żartujesz. - zapytałem nie będąc pewny o co jej dokładnie chodzi.
- Nie żartuje- wysapała. - Chodźmy tańczyć! - krzyknęła wyrzucając ręce w górę a po chwili chwyciła mnie za koszulkę. Zaczęliśmy tańczyć na środku parkietu wśród innych pijanych już ludzi.
Musiałem pilnować Madison, żeby nie wpadła w łapy Drew, bo skurwiel zalicza wszystkie laski, które miały ze mną jakakolwiek styczność. Racja. Był/jest moim kumplem, ale zaczyna coś kręcić w tym co mówi. Madison nie powinna się ze mną zadawać. Jedyny problem w tym, że nie powinna, ale ja tego chcę. Chcę żeby się ze mną zadawała.
Poczułem jak Madison staje tyłem do mnie i ociera się o mnie.
- Madison. Jeżeli nie chcesz żebym cię przeleciał tutaj i teraz na parkiecie to przestań to robić.
Zaśmiała się chyba niezbyt rozumiejąc, że moje napięcie seksualne wzrasta w bardzo niebezpiecznym tempie. I mówię, że nie żartuje. Zaczęła wić się przede mną niczym wąż, a ja nie wytrzymałem. Wsunąłem stanowczo dłoń w przód jej spodni i położyłem dłoń na gumce od jej majtek. Delikatnie zacząłem gryźć jej ucho w momencie kiedy moja dłoń popchnęła ją aby zmusić do naparcia tyłkiem na moje krocze. Wtedy usłyszałem, jak sapie z zaskoczenia i cała się spina. Odsunęła się ode mnie przytomniejąc i szybko odwróciła się przodem do mnie.
- Co jest? - warknąłem w jej stronę.
Nie odpowiedziała mi, a zamiast tego odwróciła się na pięcie i wyszła z klubu. Musiałem rozładować napięcie, bo inaczej skrzywdziłbym ją. Zapewne już jest na mnie zła. I to porządnie. 
Rozglądałem się po klubie próbując znaleźć coś niepokojącego, ani śladu tych sukinsynów. Nagle przede mną znalazła się Chloe, jedna z dziewczyn z naszej grupy. Tępa suka jak pozostałe. Zaczęła się do mnie łasić, była kompletnie pijana, a ja nie mogłem znieść tego napięcia, jakie mną władało. Chwyciłem ją za wysoko związane włosy i odchyliłem jej głowę do tyłu w taki sposób, żeby oparła głowę o moje ramię.
- A teraz pójdziesz ze mną. - warknąłem do jej ucha i chwyciłem ją za dłoń. Ruszyliśmy w stronę pokoju VIP zarezerwowanego oczywiście tylko dla mnie i moich kumpli z grupy. Pomieszczenie było puste. 
Podszedłem do komody stojącej pod telewizorem wiszącym na ścianie. Wysunąłem szufladę i wyjąłem z niej mały foliowy woreczek, a następnie podłożyłem pod światło, żeby sprawdzić czy jego zawartość się zgadza. Dziewczyna podeszła do mnie i objęła mnie w pasie stojąc za mną. Wysypałem proszek na komodę i ułożyłem go w jedną idealną kreskę. Pochyliłem się i wciągnąłem przygotowaną przeze mnie ilość do nosa. Odchyliłem głowę czując się zajebiście dobrze. Odepchnąłem od siebie tą sukę. Miała ochotę na zawartość tej szuflady, ale nie miała żadnego jebanego prawa do tego, chyba że dałaby za to należytą kwotę. Uśmiechnąłem się słysząc jak protestowała pod nosem. 
- Kurwa. 
Przekląłem nie mogąc znaleźć jointa, którego odłożyłem sobie jakiś czas temu. Po dłuższym czasie poszukiwań doszedłem do wniosku, że rozwiążę problem inaczej. Od czego w tym pomieszczeniu jest Chloe? Do niczego innego się nie nadaje. 
Zaśmiałem się podchodząc do dziewczyny, która wyraźnie czekała na to co miałem zamiar z nią zrobić. Rzuciłem ją na łóżko rwąc jej ubrania i rzucając gdzieś obok skórzanej czarnej kanapy. O tak. Tego mi trzeba było. 

|||||||||||||||||||||||||||||

Obudziłem się rano. Kiedy spojrzałem na zegarek wiszący na ścianie zorientowałem się, że jest 10 rano. Rozejrzałem się po pomieszczeniu i zauważyłem dziewczynę leżąca po mojej prawej stronie. O kurwa. To Chloe. Czułem się spełniony. Jeżeli bierzemy pod uwagę spełnienie seksualne. Czułem się świetnie. Podniosłem się z kanapy i chwyciłem moje spodnie i bokserki. Zacząłem się ubierać. 
- Kochanie, gdzie idziesz? - powiedziała przez sen na co zaśmiałem się bez humoru. 
- Nigdzie nie idę. Ty idziesz. Wypierdalaj. Już. 
Wysyczałem przez zęby patrząc chłodno w stronę łóżka, na co ona zebrała się szybko i w pośpiechu zaczęła się ubierać. Wyszła z pokoju VIP z twarzą koloru purpurowego. Nie moja wina, że ta suka sprzedała ciało, kiedy była pijana. Zapewne czuła się zażenowana. 
Podszedłem do drzwi balkonowych i otworzyłem je, a po chwili powitało mnie słońce i ciepłe letnie powietrze. Był maj. Wyszedłem boso na jeszcze nienagrzane płytki ułożone na balkonie. Słońce dopiero wyszło zza wieżowców, które znajdowały się na wprost od tej strony budynku. Wsunąłem dłonie do kieszeni i poczułem zwitek papieru oraz pogniecioną tekturkę małych rozmiarów. Znalazłem jointa. Szukałem go wczoraj tyle czasu, a jak się okazało miałem jednego w kieszeni jeansów. Wyjąłem go, a z drugiej kieszeni wziąłem zapalniczkę. Odpaliłem jointa zaciągając się nim w mocny i głęboki sposób. Utrzymałem dym wewnątrz płuc, a po chwili wypuściłem go ustami w postaci idealnych kółek. Stałem tak dłuższą chwilę wpatrując się w zabieganych ludzi na ulicach. 

-flashback - 
Ocknąłem się w jakimś zagajniku. Słońce było nisko. Tuż przy horyzoncie. Różne barwy rozpraszały się po niebie. Wstałem powoli i zauważyłem, że moje ręce są we krwi. Moja koszulka miała na sobie ślad krwi wyglądający jak kleks. Zostałem trafiony? Co za śmieć to zrobił? Moja twarz była oświetlona przez złote promienie słońca. Nic nie widziałem. Zacząłem iść powoli w stronę odgłosu warkotu silnika. Zauważyłem samochód z otwartymi drzwiami i włączonym silnikiem. Co jest kurwa? 
- Bieber. Jakim cudem się ocknąłeś? Stałem i patrzyłem jak umierasz. Przynajmniej tak sądziłem. Cóż. Jestem pod wrażeniem. 
Spojrzałem w stronę głosu. O maskę samochodu opierał się Spencer. 
- Co ty Kurwa tu robisz? - warknąłem podchodząc do niego. 
- Myślałem, że nie będziesz w stanie z tego wyjść. Straciłeś tyle krwi, a nadal żyjesz i świetnie się trzymasz. Jestem pod wrażeniem dzieciaku. - powiedział chłodno uśmiechając się do tego tryumfalnie. 

- flashback - 

Spencer to człowiek, który mnie wciągnął w to wszystko. Nauczył jak nie patrzeć na innych i swoje uczucia. Pokazał, że w tym skurwysyńskim świecie powinienem liczyć się tylko dla siebie. Sam już właściwie nie wiem czy jest po mojej czy innej stronie. Branża w której siedzę jest tak fałszywa, że nawet najlepszy przyjaciel może stać się z dnia na dzień wrogiem. Przyzwyczaiłem się do tego. 
Nim się zorientowałem wypaliłem całego jointa i wyrzuciłem go za balkon wprost na ulicę. Wsunąłem dłoń do kieszeni przypominając sobie o karteczce w środku. Wizytówka. Madison. O cholera. 
Co się z nią stało po tym jak wyszła z klubu? Mam nadzieje, ze nie dorwał jej Drew albo jeden z jego ludzi. Wróciłem do środka w poszukiwaniu telefonu. Posprzątałem w pokoju w razie gdyby ktoś miał się tu pojawić. Tak naprawdę to można powiedzieć, że mieszkam tu. Śpię w różnych miejscach, ale najczęściej w klubie. Czy tęsknię za prawdziwym domem? Nie. Jestem wyrzutkiem. Kiedy próbowałem wrócić po wypadku z ojcem zostałem odrzucony. Nie przez mamę, ale przez moją siostrę, która właśnie wtedy osiągnęła buntowniczy wiek. 

- flashback - 

Stanąłem przed drzwiami własnego domu czując dziwny niepokój. Minęły 2 lata od momentu wypadku z tatą. Dowiedziałem się dzięki moim układom, że moja rodzina z powrotem zamieszkała w Kanadzie. W naszym rodzinnym Stratford. 
Zapukałem ponownie mając nadzieję, że ktoś jest w domu. Kiedy miałem zamiar zapukać ponownie drzwi otworzyły się, a w progu zobaczyłem wysoką i zgrabną blondynkę z delikatnymi falami opadającymi na plecy. Niebieskie oczy zdradziły, że to była Jasmin. Moja mała Jazzy. 
- Cześć Jasmin. - powiedziałem cicho i poczułem jak łzy cisną się do moich oczu. 
- Cześć. - odpowiedziała patrząc na mnie z zszokowaniem. Mrugnęła kilka razy, a jej twarz przybrała nieco inny wyraz. Z zszokowanej na wściekłą i bezsilna jednocześnie. - Nie masz czego tu szukać.
- Chciałem wszystko wyjaśnić. - powiedziałem. 
- Nie masz czego tutaj szukać - dodała nieco głośniej, a po chwili usłyszałem jak ktoś idzie w stronę drzwi. - Mamo idź. To nikt ważny. - powiedziała do wewnątrz domu. 
Mama! Cholera. To z nią muszę porozmawiać. 
- Mamo! - krzyknąłem żeby mnie zobaczyła. 
- Jackson? - zapytała cicho i marnie. 
Czy mama jest chora? Czy coś jej się stało? 
- Nie mamo. To nikt ważny. Już nie - powiedziała moja siostra jednak chwile później w drzwiach stanęła mama. Nadal wyglądała pięknie mimo tego że wyglądała marnie. Miała długie włosy, zmarszczki pod oczami i nic nie mówiący wyraz twarzy. 
- Justin? Synku. - powiedziała słabo i podeszła do mnie. 
- Mamo. 
W jednej chwili objęła mnie mocno i wtuliła swoje słabe ciało w moją klatkę piersiową. Była taka krucha i słaba. 
- Przepraszam. Przepraszam, że odszedłem. Ale teraz wracam. Będę z wami. - szeptałem w jej włosy, a ona cicho łkała w moja koszulkę. 
- Nie! 
Mama odsunęła się ode mnie, a moim oczom ukazała się wściekła i zapłakana Jazzy. 
- Jasmin to twój brat. Każdy zasługuje na drugą szansę. - powiedziała spokojnie moja mama. 
- Nie mam już brata. Mój brat umarł razem z tatą! Odsuń się od tego potwora mamo! Niech stad idzie! -krzyczała Jazzy. 
Czułem jak mój świat z szarego zaczyna przybierać czarny kolor. Bez domieszki bieli. Ani kropli bieli. 
Odsunąłem się od mamy, a ona szybko zapłakana wbiegła do domu. 
- Jesteś potworem! Nie jesteś już naszą rodzina! - krzyknęła Jazz i mocno zatrzasnęła drzwi. Usłyszałem jak zaczyna głośno łkać i dźwięk jakby osuwała się plecami po drzwiach. Uderzyłem kilka razy w drzwi ze wściekłości i wróciłem do samochodu. 
Już nigdy nie odzyskałem nadziei. 

- flashback - 

Siedziałem na skórzanej kanapie z telefonem w dłoni na wybranym numerze Madison. Mój wzrok zgubił się gdzieś na przesuwnych drzwiach balkonowych. Usłyszałem głos radia dochodzący z klubu. Pewnie któraś z dziewczyn szykuje klub na wieczór. Sprzątanie i inne babskie sprawy. 
Popadłem w rozmyślanie. Nienawidziłem tego. 
Wybrałem numer Madison przesuwając kciukiem po ekranie mojego IPhone'a. 
Biiip. 
Biiip. 
Biiip. 
Biiip. 
Biiip. 
5 sygnałów i nic. 
Wybrałem numer ponownie. Znowu nic. Musiałem do niej pojechać. Żeby upewnić się czy wszystko jest w porządku. 
Szydze z siebie, że interesuje się i martwię Madison. Która wczoraj przyznała się do jakiegoś uczucia względem mnie. 
Kurwa Mac. 
Wsiadłem do swojego bmw i ruszyłem w drogę po mieście. Wybiła 12. W radiu aktualnie puszczono serwis informacyjny, a mój zestaw głośnomówiący nagle zaczął dzwonić. Spojrzałem na ekran nawigacji. 
- Spencer - powiedziałem odbierając połączenie jednym przyciskiem na kierownicy. 
- Właśnie dowiedziałem się, że Drew i John szykują jakiś układ.
- Jaki układ? - zapytałem marszcząc brwi. 
- Coś w rodzaju zlikwidowania konkurencji. Masz zbyt dobry plan na ten biznes, Bieber. Jesteś zagrożeniem. Wszystkie pieniądze zgarniasz ty. 
- Co jeszcze wiesz? 
- Zbierają ludzi. Chcą zaatakować z zaskoczenia i pogrywać inaczej niż zawsze. 
Pokiwałem głową. 
- Coś jeszcze wiesz? - zapytałem stanowczo. 
- Nie. Wszystkie informacje odnośnie tej akcji trzymane są w tajemnicy. Szczegóły znają jedynie John i Drew. Jesteś sam przeciwko wszystkim. 
- Rozumiem. Informuj o dalszych wiadomościach. 
Po chwili usłyszałem dźwięk świadczący o tym, że Spencer rozłączył się.
W tym samym momencie znalazłem się pod domem Madison. Wyszedłem z auta i przeskoczyłem przez ogrodzenie.
Możecie wierzyć lub nie, ale wiedziałem gdzie miała pokój, ile godzin śpi, ile zarabiają jej rodzice. Moja grupa interesuje się firmą jej ojca, ponieważ posiada za dużo informacji na mój temat. Musimy monitorować każdą zmianę w tej rodzinie. 
Bluszcz wił się od samej ziemi po dach przez co był idealnym narzędziem do wspięcia się 
na górę. Wskoczyłem na balkon pełny kwiatów. 
Nigdy nie zrozumiem co kobiety widzą w roślinkach z kolorowymi płatami i różnymi kształtami kwiatów. 
Drzwi od balkonu były uchylone. Wślizgnąłem się do środka i zobaczyłem Madison w samej bieliźnie i z idealnie wyprostowanymi włosami. 
Zagwizdałem na jej widok, a ona odwróciła się w moja stronę szybko zakrywając się ręcznikiem i spodniami. Jej twarz przybrała czerwony kolor. 
Staliśmy tak  wpatrzeni w siebie. Nie wiedząc co powiedzieć lub zrobić. 
Wykonałem pierwszy ruch i zacząłem się do niej zbliżać. 
Zablokowałem jej drogę ucieczki w momencie kiedy jej plecy zetknęły się z zimna ściana, a moje dłonie spoczywaly po bokach jej głowy. 
- Cześć. 
Powiedziałem z uśmiechem a na jej ustach złożyłem delikatny pocałunek. 

_______________________________ 

I mamy rozdział. 
Przepraszam za kolejne niewywiązanie się z obietnicy. 
Dziękuję za cierpliwość. 
Jak Wam się podoba? 

#love

Ann.