środa, 26 listopada 2014

11. " No, no, no. It's running to fast "

Justin's POV: 
Uśmiechnąłem się, kiedy zatopiłem swoje spragnione usta w ustach Madison. Moje serce podskoczyło wybudzając się z sennego trybu, w którym było trzymane do tej pory, właściwie przez całe moje życie. Zacząłem się cieszyć, ale sam nie wiem dokładnie z czego. Nasze usta idealnie ze sobą współpracowały w swoim własnym powolnym rytmie, który był rozkoszą dla moich ust, które były stęsknione za delikatnością i szczerością, nie za nachalnością i  chciwością. Widziałem w tej dziewczynie osobę, która może mnie uratować, odciągnąć od popieprzonego świata, w którym żyję. Jedynym źródłem pieniędzy są narkotyki, dealerstwo. To popieprzone chwile w moim życiu kanały mi uciec z tej odpowiedniej Drogi, którą szedłem i z której próbowali mnie zepchnąć wszyscy, włącznie z rodzicami.
Chwyciłem Madison za rękę i ruszyłem w stronę klubu. Ta delikatnie westchnęła obawiając się tego, że stanie się jej krzywda.
- Słuchaj Mad. Nic ci się nie stanie. Teraz juz naprawdę idziemy na imprezę. Będę cały czas obok. - szepnąłem i pocałowałem jej głowę.
Odetchnęła z ulgą idąc przed siebie pewnym krokiem.
Patrzyłem na nią z uśmiechem, kiedy mówiła o tym, że jest już późno i nie może zawieść zaufania swoich rodziców. Madison to świetna dziewczyna. Błache? Mówcie co chcecie, ale ja mam wrażenie, że im dłużej patrzę na nią i im dłużej z nią przebywam zaczyna znaczyć dla mnie coraz więcej.  Idąc w stronę klubu zacząłem rozmyślać nad tym czy ucieczka od tego życia, które prowadzę i zakończenia związków z wszelkimi gangami, łamania prawa jest dobrym wyjściem. Umiałbym żyć takim życiem? W ten sposób? Przecież jestem w tym gównie od zawsze, od kiedy sięgam pamięcią.
- flashback -

Cudowny wieczór. Właśnie odbywa się nasze cotygodniowe rodzinne spotkanie. Są wszyscy. Zaczynając od mojej młodszej siostry i brata, przez rodziców, cięcie, wujka do dziadków, którzy siedzieli uradowani  trzymając się za ręce i z ożywieniem rozmawiając o ostatnim meczu baseballem Tak. Mój dziadek i babcia szaleją za baseballem. Śmiesznie tak słuchać ich rozmów.
Mam już 15 lat, a nawet nie jestem świadomy tego o czym oni mówią.
- Pattie kochanie, mogłabyś przynieść jeszcze lemoniady? Jest przepyszna. - powiedziała babcia odrywając się od rozmowy. 
Mama powoli pokiwała głową, ale zdążyłem zatrzymać ją ręką.
- Ja pójdę.- powiedziałem i uśmiechnąłem się.
Wstałem i ruszyłem do kuchni po nowy dzbanek z lemoniadą. Wszedłem do domu rozsuwając szklane przesuwne drzwi w delikatny sposób. Szedłem spokojnie, ale spokój opuścił moje ciało kiedy zobaczyłem mojego ojca leżącego na podłodze w kałuży własnej krwi i nożem w piersi. Moje serce zatrzymało się. Wypuściłem z dłoni dzbanek, który wziąłem kiedy szedłem do domu, a ten w momencie spotkania z podłogą rozbił się na kilkaset małych kawałków. Identycznie jak mój świat. Szybko klęknąłem przy ojcu i znalazłem obok jego martwego ciała kartkę. Zalewałem się łzami i wrzasnąłem w przerażający sposób. Według moich ust miało to zawołać moja mamę. Jednak to nie było wołanie normalne. To była rozpacz, błagania o pomoc i siłę. Moje ciało drżało tak jakbym zaraz miał być pchnięty w przepaść. Po chwili okazało się, że ja już spadam w tą przepaść. Drżącymi dłońmi chwyciłem kartkę, a litery na niej zapisane rozmywały mi się przed oczami w taki sposób jakby kręciło mi się w głowie na skutek jakichś dziwnych wydarzeń. 
" Zapłata za brak współpracy. Potem zajmiemy się tobą, chłopcze". Zmiąłem papier w dłoni płacząc i nie mogąc się opanować. Moje ciało było wiotkie. Znowu wydałem z siebie wrzask, wraz z którym próbowałem wydrzeć sobie serce wprost z klatki piersiowej w taki sposób, żeby upadło obok mnie i powoli przestawało bić i umierało na moich oczach. 
Nagle w kuchni pojawiła się moja mama. Przerażona przyglądała się mi z otwartymi ustami,kiedy łzy płynęły potokiem po jej bladych policzkach. 
- J-justin. Co ty zrobiłeś? -zaczęła powoli, a ja rozpłakałem się jeszcze bardziej ze świadomości, że moja mama uważa, że to ja byłem sprawcą tej tragedii. 
- Co ty zrobiłeś?! - wrzasnęła podbiegając do ciała ojca i chwytając dłońmi jego koszule o zaciskajac na niej pięści. 
Pokazałem jej kartkę z napisem. Spojrzała na mnie z przerażeniem, niezrozumieniem i innymi emocjami, których nie potrafię nazwać. 

- flashback -

Tego dnia mama pakowała się szybko. Chciała uciec z Kanady do Anglii, do swojej rodziny wraz z moim bratem i siostrą. Ale wtedy ja postanowiłem uciec z domu. Wymknąłem się potajemnie w nocy. Postawiłem sobie wtedy cel: znaleźć tych co zabili mojego ojca i zabrać ich od rodzin w jeszcze bardziej poruszający sposób. Znalazłem gnoja. Nazywał się Bruce McLaren. Skończył z kryminalistyka i niszczeniem ludziom życia i założył rodzinę. Mieszka gdzieś niedaleko Seattle. Ja jedynie czekam na odpowiedni moment, aby go odwiedzić. Czekam aż jego dzieci dorosną do wieku, w którym byłem ja, kiedy odebrano mi połowę mojego świata. W momencie poszukiwań zabójcy ojca natknąłem się na kumpli działających jako osiedlowi dealerzy. Ja rozszerzyłem to na większą skalę.  Nawet nie pamiętam pogrzebu ojca. Pamiętam jedynie, że tam byłem i że mama o tym nie wiedziała.
Nagle poczułem jak dłoń Madison dotyka mojego policzka o czułe gładzi go opuszkami palców. Wyglądała na zaniepokojoną. Uśmiechnęła się delikatnie patrząc mi w oczy i wydała z siebie szept. 
- Wszystko w porządku? 
Pokręciłem szybko głową przywracając się w pełni do rzeczywistości i skłamałem. 
- Tak. Zamysliłem się tylko. Nic ważnego. 
Bullshit. Bo tak naprawdę to jest coś ważnego, mój cel w życiu. Inni mają cele: dostać się na studia, zdobyć pracę,schudnąć w ciągu tygodnia. Słysząc to mogę wstać i powiedzieć, żeby się pierdolili, bo ja zamierzam pomścić mojego ojca. I nie spocznę do momentu, kiedy zabije tego zabójcę na oczach jego dzieci. Okrutne? Możliwe. Straszne? Oczywiscie. Prawdziwe? Jak najbardziej. Ojciec był moim przywódca,moim drogowskazem jak żyć, żeby wszystkim było dobrze, ale mi najlepiej. Teraz nie wiem jak się zachowywać, co robić i jak podejmować decyzje, żeby wszystko było robione zgodnie z religijnym domem, w którym zostałem wychowany. Jednak odwróciłem się od tego, zostawiłem Boga za sobą i ruszyłem za chęcią zemsty, Drogą, którą wiedzie przez najbardziej strome góry, na których dojście do szczytu jest prawie niemożliwe. Ciągle panowała tam mgła, jednak zaczęła opadać, kiedy pojawiła się Madison. Kiedy myślę o niej to czuje się lepiej,jest mi llżej, czuje się tak jakbym był otwarty, a moje serce topi się. 
Tak naprawdę teraz mam nadzieję na lepsze jutro. 
O nie, pieprzę jak romantyk. Znam tą dziewczynę niesamowicie krótko, a już zaczynam dawać jej moje zaufanie. Jestem jedynie ciekawy czy ona ma to samo. Czy czuje, czy myśli tak jak ja. 
- Coś się dzieje. Powiedz mi. Co cię gryzie? - odezwała się Madison wyrywając mnie z transu. 
Ah, baby i te ich wieczne pytania. 
- Nic mnie nie gryzie, Madison. 
- Przecież widzę. 
- Możesz odpuścić? 
Uśmiechnęła się delikatnie kiwając przecząco głową, kiedy przekraczaliśmy próg klubu. Tym razem było mniej ludzi, ponieważ godzina była późna. Była druga nad ranem, czyli dzieciaki z klubu uciekły do domu zapominając o swojej karze. Zaśmiałem się. Pizdy. 
-Chodź. Postawię ci kolejkę. -mruknąłem do ucha Madison, a ta trochę się spięła. Kiedy podeszlismy do baru wskazałem barmanowi co ma podać. Skinął głową i oddalił się. 
- Justin. Nie mogę się upić. Musze wrócić do domu trzeźwa, bo jeżeli nie to obiecuje, że jak dostane karę od rodziców to ty dostaniesz karę ode mnie. 
Zaśmiałem się. 
-Doprawdy? Będziesz mnie chłostać? 
Wybuchnąłem śmiechem wpatrując się w jej czekoladowe oczy. 
- Mowie serio- powiedziała mrużąc oczy w ostrzegawczy sposób i robiąc zabawna minę. Myślała zapewne, że jest przynajmniej odrobinę groźna. Jednak nie wyszło jej to w żaden sposób. Zaśmiałem się ostatni raz, a w tym momencie barman podał nasze zamówienie. 
- Pokaż ile masz w sobie odwagi panno Beer. -mruknąłem w jej stronę, a następnie opróżniłem kieliszek. Po moim gardle spłynęła żrąca substancja, co sprawiło mi jedynie przyjemność. 
Spojrzałem na Madison która wpatrywała się  w swój kieliszek. Po chwili dzielnie go złapała i opróżniła idąc za moim śladem. Po chwili uniosła dłoń i zamówiła kolejną kolejkę. Dla mnie i dla niej. Robiła się coraz śmielsza. Chyba zrobiła się taka dlatego, żeby pokazać mi ze nie jest słaba i ze daje sobie radę z takimi rzeczami jak picie alkoholu. 
- Odważna jesteś - powiedziałem stając bliżej niej, kiedy wypiła juz któraś kolejkę z rzędu.
- Pieprz się, Bieber. - odwróciła się w moją stronę, a ja zauważyłem, że upiła się kilkoma kolejkami. Słaba głowa. Madison zamówiła sobie drinka z limonką i oparła się o blat baru obserwując tańczące pary na parkiecie. Zaśmiała się do siebie pijacko i napiła się drinka. Po chwili wypiła do dna i z lekkim uderzeniem odstawiła na bar. Ruszyła w stronę tłumu i zaczęła tańczyć, zmysłowo poruszając biodrami i wyrzucając włosy w powietrze. Przyciągnęła mój wzrok, kiedy była Oświetlana neonowymi i laserowymi światłami. Ruszyłem w jej kierunku i chwyciłem za jej biodra delikatnie napierając na nią swoim kroczem. Westchnęła cicho opierając swoją głowę o moje ramię. 
Gdybym chciał to przeleciałbym ją jak każdą inną dziwkę w tym klubie. Jednak ona była dla mnie warta więcej niż te suki razem wzięte. Odwróciłem ją w swoją stronę, tak żeby była odwrócona do mnie przodem i nachyliłem się, żeby móc całować jej szyję. Całowałem jej skórę delikatnie z czułością. Czułem jak Madison zaciska palce na moich ramionach i łapie gwałtownie powietrze. Najwyraźniej jest to dla niej nowość, albo tak działa na nią alkohol. Jednak po chwili z jej ust wydobyły się słowa, które przeraziły mnie i spowodowały ze moje serce przestało na moment być. 
- Kocham cie.-powiedziała w pijacki sposób. 
Nie, nie, nie. To się dzieje za szybko. 

______________________ 

I mamy juz kolejny rozdział. Jak wam się podoba? W końcu idziemy regularnie według zaplanowanego czasu. 
Wiemy co nieco związanego z Justinem.  Spodziewaliście się tego? 
Czekam na opinie! 

Następny w piątek. 

Kocham was ♡ 

Ann. 

sobota, 22 listopada 2014

10. " Crazy"

Madison's POV :

Cholera. Może się przesłyszałam? Justin powiedział do mnie coś takiego? W głowie mi się to nie mieści.
Poczułam jego uśmiech na swoich ustach, a kiedy otworzyłam oczy zauważyłam, że wpatruje się we mnie jak w jakiś obrazek. Przecież nie wypił za duzo, właściwie to jedną kolejkę, która z pewnością na niego nie zadziałała.
- Wszystko okej? -Zapytał patrząc na mnie z tym swoim głębokim spojrzeniem, które przenikało przez moje ciało jak jakaś dziwna siła.
Pokręciłam szybko głow0a szybko. Domyślił się, że coś jest nie tak. 
- Madison, widzę przecież
Cóż za troskliwy chłopak, aż się zdziwiłam. 
Uśmiechnęłam się delikatnie i ułożyłam dłoń na jego ramieniu. 
- Chodźmy się czegoś napić- powiedziałam patrząc w jakiś zakamarek klubu skąd dochodziły kłęby dymy papierosowego. W żadnym klubie nie można było palić, a ten? Ten łamał wszelkie zasady. 
Justin chwycił mnie za rękę i zaczął prowadzić w inną stronę niż bar. Widziałam tutaj dużo przerażających rzeczy takich jak ludzie uprawiający seks na kanapach, wciągających narkotyki, palących jointy i papierosy, nieprzytomne dziewczyny leżące na kanapach oraz ludzi, którzy okradali je, kiedy spały. Kiedy się rozejrzałam zorientowałam się, że jesteśmy w całkiem innej części klubu. Ta nie była tak dobrze wystrojona, miała poobdzierane ściany oraz nieprzyjemny zapach narkotyków i papierosów. Dochodziły stąd jęki mężczyzn i kobiet, które nie były już zagłuszane przez głośną muzykę. To tak jakby to powiedzieć... Inny świat. Ale po co on mnie tędy prowadził? Czy zamierzał mnie zgwałcić, wykorzystać w ten sposób, albo dać nieznane narkotyki? Poczułam jak moja podświadomość zaczęła biegać w koło z przerażenia i krzyczeń robiąc minę jak w "Krzyku" Muncha. I tym sposobem moje ciało zaczęło wpadać w drgania, bałam się. Wtedy właśnie dotarło do mnie, że nie znam Justina i nie powinnam mu ufać. Ale to wszystko działo się zbyt szybko, żebym była w stanie własnymi siłami to zatrzymać.
Zaczęliśmy iść po schodach w wąskiej klatce schodowej. Ściany były obskurne, podrapane i zapisane jakimiś liczbami i słowami. W końcu znaleźliśmy się w na dachu, którego krawędzie otoczone były szklanymi balustradami, były oświetlone lampkami choinkowymi.
- Mieliśmy iść się napić. - powiedziałam patrząc z zachwytem na to miejsce. Zapewne nie było skończone, ale już teraz dawało oszałamiający efekt.
- Przyszliśmy właśnie po to- odpowiedział Justin wzruszając ramionami i wskazał skinieniem głowy na bar. Zrobiony w marmurze, podświetlony światłami ledowymi w każdym miejscu, gdzie kamień trochę się zapadał. Rozszerzyłam oczy patrząc w tamtą stronę.
- Przenosisz klub na dach? - zapytałam i zaśmiałam się cicho wpatrując się w jego stronę.
- Zamierzam trochę to wszystko ulepszyć. Sama przecież widziałaś ludzi pieprzących się na kanapach w klubie na dole. Wkurwia mnie ten syf. Dlatego zamierzam to trochę uporządkować i podzielić, żeby ludzie znaleźli coś dla siebie. A poza tym... To idealne miejsce do chowania broni. Nikt nie wpadnie na to, żeby szukać tutaj broni i ogromnych zapasów narkotyków.
Kiedy te słowa opuściły jego usta otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia, a może przerażenia, sama nie wiem. Spojrzałam na niego.
- C-co? Jaka broń? - wyjąkałam patrząc na niego.
Zaśmiał się bez humoru przymykając oczy, a kiedy je otworzył zauważyłam, że pociemniały w niebezpieczny sposób. Zaczął do mnie podchodzić, a ja zaczęłam się cofać, ale zatrzymała mnie szklana balustrada za moimi plecami. Oparł się rękami po moich bokach o balustradę blokując mi tym przejście i ograniczając  przestrzeń osobistą.
- Madison- zaczął krótkim śmiechem- robię rzeczy, o których ci się nie śniło. Jestem bardziej niebezpieczny niż myślałaś. 
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Chciałam uciec, ale jego ciało było zbyt blisko mojego.
- Jesteś dealerem narkotyków- wybąkałam. A po chwili ułożyłam dłonie na jego klatce piersiowej i mocno go odepchnelam. 
Zaczęłam iść w stronę wyjścia, żeby uciec od niego, ale kiedy wyszłam z klatki schodowej poczułam nagłe i silne szarpnięcie w tył. Nagle pod moimi plecami poczułam coś miękkiego. To musiała być ta kanapa, którą widziałam niedaleko wyjścia na taras. Sapnęłam, kiedy zobaczyłam, że czyjeś ciało wisi nade mną. Ten ktoś miał bujne, kręcone włosy i umięśnione ramiona. Niewiele widziałam, bo światła w klubie nie dały idealnego oświetlenia. 
- Zadajesz się z Bieberem? 
Do mojego ucha dostał się zimny i mroczny pomruk mężczyzny, od którego biła woń alkoholu i papierosów przemieszanych z miętową gumą do rzucia. Serce podskoczyło mi do gardła, kiedy doszło do mnie w jak beznadziejnej sytuacji jestem. Spojrzałam na obcego dla mnie mężczyznę i zaczęłam się wyszarpiwać z jego objęć. 
- Pomocy! - krzyknęłam tak głośno jak tylko potrafiłam, ale od razu pożałowałam, kiedy poczułam jak jego palce zaciskają się na moim policzku. Zacisnęłam zęby czując, że mam ochotę płakać. 
- Zamknij się, dziwko. - warknął, a wzdłuż moich pleców przeszedł dziwny dreszcz. 
- Uważaj na siebie suko, bo możesz niedługo przestać tak krzyczeć. 
W oczach chłopaka pojawił się niebezpieczny błysk. Zobaczyłam jak jego wzrok ruszył w innym kierunku i postanowiłam wykorzystać tą szansę i uciec. Splunęłam w twarz mężczyzny, na co ten usiadł obok i zaczął wycierać twarz. Wstałam tak szybko jak tylko mogłam i ruszyłam w stronę tłumu. Usłyszałam za sobą głośne przekleństwo, ale miałam nadzieję, że nie uda się temu podejrzanemu facetowi pobiec za mną, złapać i zrobić krzywdę. Kiedy przedzierałam się przez tłum udawałam, że tańczę. Byłam już blisko wyjścia, kiedy poczułam czyjeś ręce na sobie i jak odwraca mnie w swoją stronę. Przerażona zaczęłam krzyczeć i wyrywać się. 
- Puść mnie! Nie! Zostaw mnie! 
Mężczyzna chwycił mnie na nadgarstki, a ja otworzyłam wtedy oczy i zobaczyłam, że przede mną stoi. .. Justin. 
- Madison. To tylko ja. Co się stało? - powiedział spokojnie patrząc na mnie. A ja nagle przestałam mieć zdolność do wydania z siebie słowa. Ba, słowa. Głupiego dźwięku. 
Patrzyłam na chłopaka jakby był moim zbawieniem. 
- Madison.. 
Pokręciłam przecząco głową nie mając ochoty na rozmowę, a po chwili wyszarpałam swoje nadgarstki z uścisku jego dłoni. Wyszłam z klubu mając serdecznie dosyć wszystkich wrażeń. Szłam pustą nowojorską ulicą, która bardziej przypominała ślepy zaułek niż normalną ulice. Nikogo nie było wokół, a latarnie świeciły się lub nie. Zatrzymałam się zamykając oczy i głęboko wdychając powietrze. Kim był ten mężczyzna? Czego ode mnie chciał? O co mu chodziło z Justinem? Czy Justin jest niebezpieczny? Nie wiedziałam co odpowiedzieć samej sobie. Nie wiedziałam o co chodzi. Stałam sama na tej pustej ulicy, która zaczęła mnie przerażać. Usłyszałam za sobą kroki. Ktoś zmierzał w moja stronę. 
- Madison? - krzyknął Justin. 
Wtedy odwróciłam się w stronę chłopaka. 
Kiedy podszedł do mnie pocałował mnie krótko,tak jakby był spragniony tego pocałunku. Wzdrygnęłam się na jego dotyk.
- Jesteś na mnie zła? - spytał łagodnie, ale pomimo tego widać było cień niezrozumienia na jego czole. Zmarszczył czoło i patrzył na mnie oczekując wyjaśnień. 
- Nie. -odpowiedziałam krótko. 
Justin uniósł pytając brwi i zbliżył się twarzą do mojej. 
- Co się stało? 
- Nieważne. 
Nie miałam ochoty mówić mu o tym, że napadł mnie jakiś chłopak i zachował się jakby był nienormalny. 
- Madison. Powiedz o co chodzi. W przeciwnym razie będziesz zmuszona wrócić do domu na piechotę. 
- Nie musisz. Wrócę sama. 
Wzruszyłam ramionami. Justin chwycił swoje włosy i delikatnie pociągnął za ich końce. Przecież nie zdenerwowałam go tak bardzo. 
- Powiedz mi jako jest problem, Mad. Chce wiedzieć. Proszę. Powiedz mi.
Opowiedziałam Justinowi całą historię, a jedyne co robił to powtarzał pod nosem "kurwa". 
Nastała między nami niezręczna cisza. 
- Po co ja Ci to mówię. I tak cię to interesuje zaczęłam w końcu przerywając ciszę, od której aż piszczało mi w uszach. 
Nagle Justin stanął naprzeciwko mnie. 
- Posłuchaj Madison. Nie pozwolę nikomu cie skrzywdzić. Nie pozwolę nikomu cię wziąć dla siebie. A Drew pożałuje tego co zrobił. 
Bingo. Ten chłopak ma na imię Drew. Połowa sukcesu. 
- Po pierwsze - zaczęłam unosząc palec wskazujący- Dlaczego nikomu nie pozwolisz mnie skrzywdzić albo zabrać? Po drugie- Pokazałam dwa palce- kim jest ten Drew i co ma do ciebie? 
- Zacznę od drugiego punktu. Ale chodźmy się gdzieś przejść. 
Zaczęliśmy iść powoli w kierunku bardziej zaludnionych ulic. Był środek nocy, ale jednak pewniej czułam się nawet w samotności na znanych ulicach,które są większe. Justin chwycił mnie za rękę w wyniku czego przeskoczył między nami dziwny impuls. Elektryzujący. 
- Drew nie jest zbyt lubiany w tej części Nowego Jorku. Działa w tym samym biznesie, ale gra o wiele fałszywiej niż można to sobie wyobrazić. Kiedy bierzesz od niego towar to tak jakbyś podpisała pakt z diabłem. Uważa cie wtedy za swoją własność. Jakby transakcja miała wpływ na to do kogo należysz.
Serce podskoczyło mi do gardła, kiedy usłyszałam słowa wypływające z ust Justina. Uniosłam ręce do góry pokazując, że nie rozumiem.
- Jak to uważa, że cię za swoją właśność?
- Normalnie
Justin nonszalancko wzruszył ramionami, a ja przewróciłam oczami.
- Okej... Jesteś dealerem, ten chłopak ma coś do ciebie a dodatkowo nie wiem co. Super. - udałam radość, ale było to nadmiernie teatralne. Tak jak planowałam.
Znowu zapanowała pomiędzy nami głucha cisza. Nie wiedziałam co powiedzieć, a w mojej głowie nie brakowało pytań, ale nie miałam odwagi ich wypowiedzieć.
- A co pierwszego...- zaczął chłopak- Nie pozwolę cię skrzywdzić, ani zabrać, bo... czuję coś cholernie dziwnego przy tobie. Nie umiem tego nazwać, ale nigdy tego nie czułem.
Justin zmysłowo oblizał usta i spojrzał na mnie z góry. Moje ciało spięło się po jego słowach, ale nie wiedziałam co mam przez nie zrozumieć. Czy Justin się we mnie zakochał? Czy czuje coś do mnie? Nie.
Pokręciłam głową chcąc się otrząsnąć z przytłaczających myśli. Jednak to nic nie dało.
To jest niemożliwe, żeby coś zaczął czuć, wydaje się niedostępnym chłopakiem, jest zimny i jest kawałem skurwiela, kiedy ma zły humor. To zadziało się zbyt szybko. To nie jest możliwe.
Wlepiłam swoje spojrzenie w Justina nie mogąc w dalszym ciągu nic z siebie wydusić.
- Madison... Nie pozwolę cię skrzywdzić. Nie mógłbym patrzeć na to jak odchodzisz. Żałuję, że nie było mnie wtedy, kiedy ten sukinsyn ci groził- powiedział słowo "sukinsyn" z tak groźnym tonem, że moje ciało się spięło. Jednak po chwili uspokoiłam się, kiedy jego dłoń dotknęła mojego policzka.
- Nie mogę myśleć, że mógłbym cię stracić. Że mogłoby cię zabraknąć. Potrzebuję Cię. 
Justin powiedział te dwa słowa w taki sposób, że moje ciało zaczęło się rozpływać, a następnie sublimować. Zadziałała na mnie chwila. Postawiłam wszystko na jedną kartę.
- Ja też Cię potrzebuję.
I z tymi słowami jego usta wylądowały na moich.
Zwariowałam.

___________________________

Cześć, hej!
Witam Was ponownie :)
Co sądzicie o rozdziale?
Krótki/ długi? Jak akcja?
Powoli wszystko zaczyna się nam rozkręcać. Mam nadzieję, że będziecie z opowiadaniem aż do końca!
Następny w środę! :) 
Zapraszam serdecznie. 

#love
Ann.  

czwartek, 20 listopada 2014

Informacja.

Cześć, hej wszystkim.
Na początek chcę was przeprosić za opóźnienia w dodawaniu rozdziałów wynikające z faktu, że cały listopad mam zawalony sprawdzianami z praktycznie każdego przedmiotu. Naukę kończę dosyć późno i nie mam czasu nawet zacząć pisać.
Miałam gotowy 10 rozdział, ale kiedy chcę w pełni wykorzystać wene to zaczynam pisać szybko i nietrafnie moje palce nacisnely skrót na klawiaturze, żeby usunąć cały wpisany tekst. 10 rozdział poszedł się jeb... jednym krótkim słowem.
Rozdziały niebawem znowu zaczną pojawiać się regularnie.
A żeby dodatkowo zachęcić was do dalszego czytania mimo że opóźnienie was zniechecilo to dodam że..
Zacznie się robić ciekawie.
Nasza Madison wpadnie w kłopoty, a Justin pokaże kim tak naprawdę jest. Madison pozna tajemniczą przeszłość swojej matki oraz niekorzystne informacje dla światowego giganta należącego do jej ojca.
See u soon ♥

#love
Ann.

niedziela, 9 listopada 2014

9. " You're my heroine, Beer. You should know it"

Madison's POV: 
- Zabieram Cię na imprezę- powiedział Justin, kiedy jego auto sunęło po asfalcie i przecinało światła miasta.
Odwróciłam głowę czując jak moje policzki zmieniają swój kolor na czerwony. Przygryzłam dolną wargę czując to co dzieje się z policzkami. Patrzyłam za okno obserwując piękno miasta. Wiedziałam, że nie pojedziemy do klubu, do których ja byłabym w stanie pójść. Właściwie to nie spodziewałam się tego, gdzie możemy się znaleźć za chwilę i czy nie będzie to oznaczało kłopotów. Szczerze powiedziawszy to nie wiedziałam w co się pakuję.
Usłyszałam szelest folii na co odwróciłam się w stronę chłopaka. Justin wsunął papierosa do ust, a ja patrzyłam na niego rozchylonymi wargami.
- Co jest? - powiedział spokojnie kiedy już odpalił papierosa i zaciągnął się nim po raz pierwszy.
- Nie potrafisz przestać palić? Rzucić tego? - mruknęłam w jego stronę, ale po wypowiedzi moje wargi zostawały nadal rozchylone. Justin uśmiechnął się figlarnie i palcem wskazującym przymknął moje usta, na co ja uniosła brwi w zaciekawieniu. Spojrzał na mnie i prychnął.
- Nie potrafię rzucić wielu rzeczy, Madison. Wiele rzeczy jest częścią mojego życia bez których nie istnieje. Papierosy to idealny sposób na relaks.
Zaciekawiła mnie jego wypowiedź. Wiele rzeczy jest częścią jego bez których nie istnieje?
- To znaczy? 
- O co chodzi z tymi pytaniami?
- Chcę wiedzieć. Po prostu.
Wzruszyłam ramionami przyglądając się chłopakowi. To jak palił papierosa wydawało się idealnie. To jak jego usta sprytnie owijały filtr papierosa, to jak jego szczeka zaciskała się gdy on ale zaciągał, a następnie rozluźniała gdy seksownie wypuszczał dym z ust. Odpływałam. Z rozmyślań wyrwał mnie jego głos.
- Im mniej wiesz tym lepiej dla nas obojga. Serio, Madison. Nie pytaj juz o nic.
Zatrzymaliśmy się na czerwonym świetle, a on odwrócił głowę w moją stronę i powoli zaczął zbliżać twarz do mojej. Moje serce zaczęło bić jak głupie, mój oddech przyspieszył, a źrenice rozszerzyły się. W momencie kiedy usta Justina dotknęły moich pomiędzy nami przeszedł elektryzujący dreszcz, od którego moje ciało stało się wiotkie. Moje własne ciało mnie zdradziło.
Odwzajemniłam pocałunek po krótkiej chwili. Usłyszałam klakson za nami, dlatego oderwaliśmy się od siebie. Justin wyrzucił papierosa, a następnie powoli i niepewnie sięgnął ręką po moja dłoń spoczywającą na lewym kolanie. Spojrzałam na niego zaskoczona jego bliskością, na co jedynie splótł nasze palce ze sobą i ułożył z powrotem na moim kolanie. Tak właśnie jechaliśmy aż do samego klubu.
Nie wiedziałam skąd nagle wzięła się ta jego bliskość i czułość, pamiętam, że potrafi być zimny i arogancki e stosunku do innych, ale taka zmiana? Tego wcielenia Justina jeszcze nie widziałam. Jestem ciekawa co jeszcze ukrywa przed światem. Był tajemniczy, to chyba ciągnęło mnie do niego. Coraz bardziej przyzwyczajałam się do niego. Spotkaliśmy się trzeci raz, a ja juz miałam dziwne poczucie bezpieczeństwa przy nim.
Spojrzałam w jego stronę.
On dosłownie na czole ma napisane drukowanymi literami " kłopoty", a ja zgadzam się jeszcze na jakieś spotkania. No nic... raz się żyje. Prawda?
- Jesteśmy na miejscu- powiedział Justin puszczając moja dłoń i wyskakując z samochodu.
- Co to za miejsce?
- Odbierałaś mnie stąd kiedyś? - zaśmiał się zamykając drzwi od strony kierowcy.
Wyszłam z auta delikatnie zamykając drzwi. Miałam to w zwyczaju bo sama nienawidziłam jak ktoś trzaskał drzwiami mojego samochodu.
- Justin? - Rozejrzałam się dookoła nigdzie nie widząc swojego partnera, kiedy nagle silna para rąk przygwoździła mnie do boku samochodu. Justin uważnie patrzył w stronę dwóch osób, a następnie z ciągle otwartymi i utkwionym w tamtym kierunku oczami zaczął mnie całować. Tak delikatnie jak potrafił. Nie było tutaj pożądania, namiętności czy pikantności. 
Nie wiedziałam o co chodziło, ale oddałam pocałunek z pewnym dziwnym uczuciem w brzuchu. 
Justin  ułożył dłoń na moim policzku i wsunął palce w moje delikatnie pokręcone włosy i muskał opuszkiem kciuka moją skórę. Otworzyłam jedno oko, żeby sprawdzić czy chłopak nadal patrzy w kierunku tamtych ludzi, ale zobaczyłam, że ma zamknięte oczy i oddaje się pocałunkowi. 
Rozpływałam się pod dotykiem jego ust. 
W końcu oderwał się ode mnie i spojrzał w moje oczy opierając swoje czoło o moje.
- Powinniśmy chyba iść- powiedziałam ostrożnie zerkając na niego co chwilę. 
- Tak. 
Justin chwycił moją dłoń i ruszyliśmy w stronę klubu. Kiedy znaleźliśmy się w środku okazało się, że klub wcale nie wygląda tak źle jak z początku myślałam, że będzie wyglądał. Był świeżo pomalowany, jego wnętrze było przestronne i nowoczesne, mam tu na myśli bar. Podeszliśmy do baru, a Justin pstryknął palcami na co od razu pojawił się przy nas barman. 
- To co zwykle Justin? - powiedział chłopak o niebieskich oczach i miłym wyrazie twarzy. 
Justin jedynie pokiwał głową, tak jakby on tutaj rządził, zachowywał się jak szef wszystkich szefów, a przyszedł tutaj jedynie dla zabawy. 
Spojrzałam na niego rozszerzając oczy ze zdziwienia, a on wzruszył na mnie ramionami. 
- No co? - powiedział spokojnie, kiedy barman przyniósł nasze zamówienie. 
- Zachowujesz się tak jakbyś sprawował władzę nad wszystkim i wszystkimi w tym klubie. 
Justin zaśmiał się gorzko, a jego nastrój nagle zmienił się o 180 stopni. 
- Rządzę w tym jebanym klubie, gdyby nie ja nie byłoby go na tej jebanej mapie. 
Rozchyliłam usta ze zdziwienia i uniosłam pytająco brwi. O co mu chodziło z tym co właśnie powiedział? Jak niby się przyczynił do tego, żeby ten klub istniał? Justin? 20- latek? 
- Co Ci zamówić, Madison? - zapytał po chwili unikając mojego pytającego spojrzenia i potem ewentualnych pytań z mojej strony. Znowu powrócił jego nastrój sprzed 10 minut, kiedy trzymał mnie za rękę w swoim samochodzie. Nie no, okej, przyznaje, że to było dziwne. I sądzę, że nie tylko ja myślę w ten sposób, ale każda dziewczyna, która znalazłaby się w takiej sytuacji. 
Justin- bipolarny dwudziestolatek prowadzący dziwne i tajemnicze życie. A do tego ma dziwną fobię rządzenia wszystkim i wszystkimi. Co za człowiek. 
- Sok, poproszę. 
- Sok?! - krzyknął Justin, a po chwili zadławił się własną śliną podczas gdy prychnął słysząc moją odpowiedź. Zachował się dokładnie tak samo jak Ana, kiedy poprzednio byłam na imprezie i... po raz pierwszy spotkałam Justina. 
- Tak, sok- powiedziałam spokojnie. 
- Chyba sobie żartujesz. Może jeszcze mi powiedz, że jesteś grzeczną dziewczynką? 
Justin zaczął się głośno śmiać, a ja odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę parkietu. Poruszałam się wśród tłumu w rytm muzyki wypływającej z głośników. Miałam dosyć jego głupich żartów, dlatego poszłam tańczyć. Wolałam tańczyć samotnie niż słuchać tego jak mi dogryza. 
Po chwili poczułam jak jakaś para rąk obejmuje mnie od tyłu, to były te same delikatne dłonie, które pieściły moją skórę. 
- Dlaczego poszłaś? - powiedział Justin do mojego ucha. 
- Nienawidzę kiedy ktoś mi dogryza. 
- A ja nienawidzę, kiedy ktoś mi się sprzeciwia. 
W tym momencie Justin delikatnie przygryzł moje ucho, a po chwili jego usta powędrowały aż na moją szyję, gdzie składał delikatne pocałunki wzdłuż linii mojej szczęki i na delikatnej skórze mojej szyi. 
Westchnęłam, ale nie mógł tego usłyszeć, bo muzyka wkoło mogła zagłuszyć wszystko, co działo się wokół. 
Nagle odwrócił mnie w swoją stronę. 
- Działasz na mnie jak heroina- mruknął w moje usta, a po chwili złączył je ze swoimi w delikatnym, ale czułym pocałunku. Zassał moją dolną wargę, co spowodowało, że jęknęłam cicho w jego usta. 
O Boże, jęknęłam w jego usta. Jak to cholernie seksownie brzmi. 
- Dlaczego jak heroina? - spytałam bez tchu, ponieważ jego bliskość wypompowywała całe powietrze z moich płuc. 
- Znajomość z Tobą jest zła, ale każda chwila sprawia, że chcę więcej i więcej. Jesteś moją heroiną, Beer. Powinnaś to wiedzieć. 
W tym momencie poczułam jak moje nogi uginają się pod moim ciężarem od jego słów. 
Justin Bieber powiedział, że jestem jego heroiną, a to było chyba już nie do wytrzymania. 

___________________________

Uaaa. 
I jak wrażenia po kolejnym rozdziale? 
Podobał się? Możliwe, że za krótki, ale czas nas goni i staram się dodawać nawet cokolwiek, ale żeby jakaś aktywność była. Mam nadzieję, że rozumiecie.
W skali od 0-10 jak Wam się podoba opowiadanie. 
Liczę na komentarze i aktywność na asku. 
Zastanawiam się czy nie utworzyć twittera związanego z  naszym opowiadaniem i jego bohaterami, co Wy na to? Lub gdyby udało się je zareklamować gdzieś poza granicami naszego kraju? 
Ależ to by była motywacja do dalszego pisania, ah. 
Ale tak poza tym to Wy jesteście dużą motywacją. Dziękuję czytelnikom za regularne sprawdzanie bloga w poszukiwaniu nowych postów. 
Kocham Was najmocniej. 

Ann.

sobota, 1 listopada 2014

8. " I'll take You to the party, shawty. "


Justin's POV :

Stałem ma środku chodnika i obserwowałem jak Madison oddała się ode mnie aż w końcu znika gdzieś za zakrętem. Potrzebowałem seksu, a ta dziewczyna cholernie dobrze potrafiła rozpalić moje podniecenie. Odwróciłem się na pięcie i ruszyłem w stronę dobrze znanego mi miejsca. Klubu, który należał do mnie i do chłopaków.
Po krótkiej korespondencji z Madison szybko znalazłem się w wąskiej ulicy, po której roznosiło się echo od głośnej muzyki. Było wcześnie.
Spojrzałem na zegarek na lewym nadgarstku. 15:18
Za wcześnie na imprezowanie? Nie. Nigdy dla mnie nie było na wcześnie. Każda pora było odpowiednią, żeby zapalić, napić się i uprawiać seks. Z byle kim.
Wszedłem do klubu i poczułem jak o moją klatkę piersiową obiła się fala dźwiękowa. Czułem na sobie wzrok wszystkich dziewczyn. Tępe dziwki. Tak naprawdę chcą mojego dużego kutasa. Znam takie. Każda dziewczyna taka jest.
Przypuszczam, że nawet Madison udając grzeczną dziewczynkę myśli o moim koledze w ten sposób jak każda dziewczyna tutaj w tym cholernym klubie.
Nagle poczułem jak ktoś szarpie mnie za ramię i odciąga na bok.
- Bieber.
Mój chłodny wzrok spotkał się z oczami Johnego Spencera - głównego dowodzącego wrogim gangiem - The Strips .
- Spencer. Czego szukasz w moim klubie? Nie masz wstępu do tego miejsca.- warknąłem w jego stronę.
Na jego twarzy pojawił się cwaniacki uśmieszek.
- Przyszedłem przypomnieć ci o pewnej rzeczy. Odbiorę ci wszystko co twoje, tak samo jak ty odebrałeś mi wszystko co moje. Już niedługo.
- Mówisz o tej suce, która przypadkiem znalazła się na linii strzału?
Poczułem silne uderzenie w nos, a po chwili jak krew spływa po moich ustach.
Spiąłem mięśnie i oddałem mu cios przez co zderzył się ze ścianą, która znajdowała się za jego plecami.
- Posłuchaj mnie kurwa.- zacząłem chwytając go za kołnierz od kurtki - w tym życiu, które prowadzisz nie ma miejsca na miłość i dziewczyny, które miałyby zagrzać miejsce na dłużej przy tobie. Siedzisz w biznesie zbyt mało czasu, żeby o tym wiedzieć. A teraz wypierdalaj zanim stanie się coś gorszego niż zabicie twojej dziewczyny. Nie powiem, że nie sprawiło mi to przyjemności, bo musiałbym skłamać.
Puściłem jest kołnierz i ruszyłem w stronę drzwi trzymając go za kark. Wypchnąłem go za drzwi, a po chwili ruszyłem w stronę loży zarezerwowanej tylko dla mnie i moich kumpli. Pizda a nie facet. Usiadłem na wygodnej kanapie i wytarłem nos kawałkiem materiału.
- Co jest Bieber? - poklepał mnie po ramieniu Drew na co odwrociłem głowę w jego stronę.
- Dostałem pizdę w ryj i jestem wkurwiony , wystarczy?
- Woha , Bieber. Nie zabijaj. Spójrz ile tutaj dziewczyn. Rozładuj napięcie. - Drew pokazał ręką na dziewczyny tańczące przy naszym podeście. Poczułem jak moje napięcie rośnie i dodatkowo potrzebuje rozluźnienia. Chwyciłem jointa leżącego na stole obok wódki i odpaliłem go w moich ustach. Zaciągnąłem się. To nie działało na mnie tak jak dawniej. W końcu zauważyłem jak jakaś pijana dziewczyna wspina się na nasz podest. Drew szturchnął mnie łokciem i skinął głową w kierunku tej dziewczyny. Uśmiechnąłem się znacząco przekręcając głowę w bok i obserwując ją. W końcu stałem.
- Zatańczymy?
Szepnąłem jej do ucha i chwyciłem za biodra. Zaczęła kręcić tyłkiem w taki sposób, że zakręciło mi się w głowie.
Nawet nie zorientowałem się kiedy szliśmy za rękę do mojego samochodu. Kolejna dziwka chcąca mojego kutasa.
Wsiadłem w moje sportowe bmw i z piskiem opon wyjechałem na ulice Nowego Jorku. Jechałem nie zważając na znaki. Oczywiście nie obyło się bez stania w korku.
W końcu znaleźliśmy się u mnie w domu. Szybko pozbyliśmy się ubrań i wylądowaliśmy w łóżku. Potrzebowałem tego.
Laska nieźle się spisała obciągając mi chuja . Nie miała żadnych oporów. Jak każda inna dziwka, którą znam.
Czułem jak drapie mnie po plecach próbując mnie oznaczyć, dlatego brutalnie chwyciłem jej dłonie i zawiązałem nad jej głową. Suka zaczęła mnie denerwować. 

Rano obudził mnie dzwoniący telefon. Warknąłem i chwyciłem go odbierając.
Spojrzałem wcześniej na wyświetlacz.
- Czego chcesz Drew?
- Jak noc? - zapytał, a ja wiedziałem, że uśmiecha się. Zapewne też znalazł jakąś i przeleciał ją. Norma.
- Świetnie- odpowiedziałem patrząc na dziewczynę, która była przykryta do brzucha a jej jędrne wielkie piersi pięknie sterczały. Czekały na mnie. Tak. Zamierzałem ją przelecieć drugi raz.
- Bieber jest robota dzisiaj. The Strips mają zamiar uderzyć dzisiaj. Bądź gotowy na spotkanie. Musimy omówić kilka rzeczy .
- Od kiedy jesteś szefem Drew? Ja będę oceniać kiedy potrzebne jest spotkanie. Skoro The Strips mają uderzyć dzisiaj to będziemy gotowi. Nie trzeba tego omawiać.
Usłyszałem jak nerwowo wciąga powietrze nosem na co zaśmiałem się. Rozłączyłem się rzucając telefon na szafkę nocną obok łóżka. Szybko zatopiłem twarz w piersiach tej dziwki nie czekając na jej reakcję. Warknęła nisko.
Uśmiechnąłem się mocno przysysając się do jej skóry. Wsunąłem w nią palec. Już była mokra i gotowa na mnie. Zaśmiałem się.
Oplotła nogi wokół mojego pasa, kiedy znowu zadzwonił telefon. Wyjalem palca i oblizałem go chwytając telefon. Odebrałem bez żadnego upewnienia się kto do mnie dzwoni.

- Co znowu do kurwy nędzy Drew?! - wrzasnąłem do telefonu.
- Cześć Justin- usłyszałem cichy głos Madison. Szybko odsunąłem się od dziewczyny.
- Czego chcesz? - warknąłem nisko do telefonu.
- Ym. Nic. Przepraszam, że dzwonię i przeszkadzam. Cześć.
- Zaczekaj. Przyjadę po ciebie dzisiaj o 20. Bądź ładnie ubrana.
- Ale Justin... - zaczęła.
- O 20.
Rozłączyłem się. Uśmiechnąłem się i odłożyłem telefon na szafkę.
Dzień zaczął się udanie, zaliczyłem drugi raz tą sukę a dodatkowo umówiłem się z Madison. Myślcie co chcecie, ale chciałem mieć kontakt z tą dziewczyną. Ciekawiła mnie. Nie chodziło tylko o to, że chciałem zaproponować jej ojcowi pewien układ, bo mieli kasy do zajebania i jeszcze więcej, tylko o to, że była taka delikatna i niewinna i ciągnęło mnie do niej. Odlatywałem. Nie wiem jak to się nazywa, ale chciałem się z nią spotykać. A najbardziej niepokoiło mnie to, że nie wiedziałem jak nazwać to uczucie.
Godzina 19:58.
Stałem przy samochodzie na parkingu, gdzie się umówiliśmy, paląc papierosa. Usłyszałem stukanie obcasów i odwróciłem głowę. Madison ubrana była w różowy żakiet, elegancką koszule i idealnie leżące na niej jeansy.
Podeszła do mnie uśmiechając się swoim uroczym uśmiechem, na co moje kąciki ust drgnęły w lekkim uśmiechu.
- Cześć- przywitała się cicho.
Odpowiedziałem jej uśmiechem i szybko przyciągnąłem do siebie łącząc nasze usta. Na początku stawiała się, ale potem odwzajemnila mój pocałunek.
Odsunąłem się delikatnie i oparłem swoje czoło o jej.
-Cześć, shawty.
Zaśmiała się patrząc na mnie rozbawionym wzrokiem, a ja unioslem brwi.
-co? -zapytałem.
- Mam imię.
- Wiem. Wsiadaj do samochodu.
Posłusznie wykonała moje polecenie. Wsiadłem od swojej strony i zauważyłem jak patrzy na mnie i na samochód z zaskoczeniem.
- Co?
- Znam ten samochód.
Spojrzałem na nią odpadając silnik.
- Pieprzyłem cie juz w nim? Nie pamiętam.
- Świnia. - powiedziała nerwowo i wysiadla z samochodu wracając tam skąd przyszła.
Wyskoczyłem szybko z auta i podbiegłem za nią. Chwyciłem jej ramię i przyciągnąłem do siebie i od razu złączyłem nasze usta.
Odepchnęła mnie od siebie.
- Przepraszam. Zabiorę cie gdzieś w formie przeprosin.
Spojrzała na mnie krzyżując ręce na klatce piersiowej. Uśmiechnęła się znacząco.
-Czy Justin Bieber przeprasza?
- Nie. W życiu.
- Cóż... wydawało mi się, że właśnie to zrobiłeś.
- Nie.
-To nie idę z tobą nigdzie.
Warknąłem cicho. W co ona gra?
- Dobra. Przeprosiłem.
Uśmiechnęła się i ruszyła do samochodu nic nie mówiąc. O co chodziło tej dziewczynie?
Ruszyłem w stronę centrum miasta.
- Gdzie jedziemy?
- Zabieram cie na imprezę, shawty.
Zarumieniła się i wyjrzała za okno.
Wyglądała naprawdę niewinnie, ale pewna część mojego mózgu chciała, żeby była niewinna i grzeczna dla wszystkich innych, ale niegrzeczna dla mnie.
O tak.

_________________

JEZU MISIE. NAJBARDZIEJ WAS PRZEPRASZAM.
Wiem, że jesteście na mnie źli, ale miałam pewne problemy i nie miałam neta przez pewien czas, albo nie działała mi aplikacja, albo nie miałam jak napisać. A dodatkowo gdyby było mało to usunął mi się rozdział i było ciężko znowu go napisać w satysfakcjonujący dla mnie sposób.
Przepraszam was wszystkich.
Ale jedna dobra wiadomość jest taka, że wracamy na stałe z opowiadaniem.
Mam nadzieję,że będziecie czekać na kolejne rozdziały, tym bardziej, że akcja nam się rozkręciła.
Co myślicie o tym rozdziale? :)

Zapraszam na Aska.
@drugofeternallove

#love.
Ann