sobota, 13 grudnia 2014

12. " Alone against the world "

Justin's POV:

- Madison. Chyba nie mówisz serio- szepnąłem prosto w usta dziewczyny. Jej wargi wykrzywiły się w delikatny pijacki, ale uroczy sposób.
- Nie. - odpowiedziała zdecydowanie.
- Ale nie, że mówisz serio czy "nie", że żartujesz. - zapytałem nie będąc pewny o co jej dokładnie chodzi.
- Nie żartuje- wysapała. - Chodźmy tańczyć! - krzyknęła wyrzucając ręce w górę a po chwili chwyciła mnie za koszulkę. Zaczęliśmy tańczyć na środku parkietu wśród innych pijanych już ludzi.
Musiałem pilnować Madison, żeby nie wpadła w łapy Drew, bo skurwiel zalicza wszystkie laski, które miały ze mną jakakolwiek styczność. Racja. Był/jest moim kumplem, ale zaczyna coś kręcić w tym co mówi. Madison nie powinna się ze mną zadawać. Jedyny problem w tym, że nie powinna, ale ja tego chcę. Chcę żeby się ze mną zadawała.
Poczułem jak Madison staje tyłem do mnie i ociera się o mnie.
- Madison. Jeżeli nie chcesz żebym cię przeleciał tutaj i teraz na parkiecie to przestań to robić.
Zaśmiała się chyba niezbyt rozumiejąc, że moje napięcie seksualne wzrasta w bardzo niebezpiecznym tempie. I mówię, że nie żartuje. Zaczęła wić się przede mną niczym wąż, a ja nie wytrzymałem. Wsunąłem stanowczo dłoń w przód jej spodni i położyłem dłoń na gumce od jej majtek. Delikatnie zacząłem gryźć jej ucho w momencie kiedy moja dłoń popchnęła ją aby zmusić do naparcia tyłkiem na moje krocze. Wtedy usłyszałem, jak sapie z zaskoczenia i cała się spina. Odsunęła się ode mnie przytomniejąc i szybko odwróciła się przodem do mnie.
- Co jest? - warknąłem w jej stronę.
Nie odpowiedziała mi, a zamiast tego odwróciła się na pięcie i wyszła z klubu. Musiałem rozładować napięcie, bo inaczej skrzywdziłbym ją. Zapewne już jest na mnie zła. I to porządnie. 
Rozglądałem się po klubie próbując znaleźć coś niepokojącego, ani śladu tych sukinsynów. Nagle przede mną znalazła się Chloe, jedna z dziewczyn z naszej grupy. Tępa suka jak pozostałe. Zaczęła się do mnie łasić, była kompletnie pijana, a ja nie mogłem znieść tego napięcia, jakie mną władało. Chwyciłem ją za wysoko związane włosy i odchyliłem jej głowę do tyłu w taki sposób, żeby oparła głowę o moje ramię.
- A teraz pójdziesz ze mną. - warknąłem do jej ucha i chwyciłem ją za dłoń. Ruszyliśmy w stronę pokoju VIP zarezerwowanego oczywiście tylko dla mnie i moich kumpli z grupy. Pomieszczenie było puste. 
Podszedłem do komody stojącej pod telewizorem wiszącym na ścianie. Wysunąłem szufladę i wyjąłem z niej mały foliowy woreczek, a następnie podłożyłem pod światło, żeby sprawdzić czy jego zawartość się zgadza. Dziewczyna podeszła do mnie i objęła mnie w pasie stojąc za mną. Wysypałem proszek na komodę i ułożyłem go w jedną idealną kreskę. Pochyliłem się i wciągnąłem przygotowaną przeze mnie ilość do nosa. Odchyliłem głowę czując się zajebiście dobrze. Odepchnąłem od siebie tą sukę. Miała ochotę na zawartość tej szuflady, ale nie miała żadnego jebanego prawa do tego, chyba że dałaby za to należytą kwotę. Uśmiechnąłem się słysząc jak protestowała pod nosem. 
- Kurwa. 
Przekląłem nie mogąc znaleźć jointa, którego odłożyłem sobie jakiś czas temu. Po dłuższym czasie poszukiwań doszedłem do wniosku, że rozwiążę problem inaczej. Od czego w tym pomieszczeniu jest Chloe? Do niczego innego się nie nadaje. 
Zaśmiałem się podchodząc do dziewczyny, która wyraźnie czekała na to co miałem zamiar z nią zrobić. Rzuciłem ją na łóżko rwąc jej ubrania i rzucając gdzieś obok skórzanej czarnej kanapy. O tak. Tego mi trzeba było. 

|||||||||||||||||||||||||||||

Obudziłem się rano. Kiedy spojrzałem na zegarek wiszący na ścianie zorientowałem się, że jest 10 rano. Rozejrzałem się po pomieszczeniu i zauważyłem dziewczynę leżąca po mojej prawej stronie. O kurwa. To Chloe. Czułem się spełniony. Jeżeli bierzemy pod uwagę spełnienie seksualne. Czułem się świetnie. Podniosłem się z kanapy i chwyciłem moje spodnie i bokserki. Zacząłem się ubierać. 
- Kochanie, gdzie idziesz? - powiedziała przez sen na co zaśmiałem się bez humoru. 
- Nigdzie nie idę. Ty idziesz. Wypierdalaj. Już. 
Wysyczałem przez zęby patrząc chłodno w stronę łóżka, na co ona zebrała się szybko i w pośpiechu zaczęła się ubierać. Wyszła z pokoju VIP z twarzą koloru purpurowego. Nie moja wina, że ta suka sprzedała ciało, kiedy była pijana. Zapewne czuła się zażenowana. 
Podszedłem do drzwi balkonowych i otworzyłem je, a po chwili powitało mnie słońce i ciepłe letnie powietrze. Był maj. Wyszedłem boso na jeszcze nienagrzane płytki ułożone na balkonie. Słońce dopiero wyszło zza wieżowców, które znajdowały się na wprost od tej strony budynku. Wsunąłem dłonie do kieszeni i poczułem zwitek papieru oraz pogniecioną tekturkę małych rozmiarów. Znalazłem jointa. Szukałem go wczoraj tyle czasu, a jak się okazało miałem jednego w kieszeni jeansów. Wyjąłem go, a z drugiej kieszeni wziąłem zapalniczkę. Odpaliłem jointa zaciągając się nim w mocny i głęboki sposób. Utrzymałem dym wewnątrz płuc, a po chwili wypuściłem go ustami w postaci idealnych kółek. Stałem tak dłuższą chwilę wpatrując się w zabieganych ludzi na ulicach. 

-flashback - 
Ocknąłem się w jakimś zagajniku. Słońce było nisko. Tuż przy horyzoncie. Różne barwy rozpraszały się po niebie. Wstałem powoli i zauważyłem, że moje ręce są we krwi. Moja koszulka miała na sobie ślad krwi wyglądający jak kleks. Zostałem trafiony? Co za śmieć to zrobił? Moja twarz była oświetlona przez złote promienie słońca. Nic nie widziałem. Zacząłem iść powoli w stronę odgłosu warkotu silnika. Zauważyłem samochód z otwartymi drzwiami i włączonym silnikiem. Co jest kurwa? 
- Bieber. Jakim cudem się ocknąłeś? Stałem i patrzyłem jak umierasz. Przynajmniej tak sądziłem. Cóż. Jestem pod wrażeniem. 
Spojrzałem w stronę głosu. O maskę samochodu opierał się Spencer. 
- Co ty Kurwa tu robisz? - warknąłem podchodząc do niego. 
- Myślałem, że nie będziesz w stanie z tego wyjść. Straciłeś tyle krwi, a nadal żyjesz i świetnie się trzymasz. Jestem pod wrażeniem dzieciaku. - powiedział chłodno uśmiechając się do tego tryumfalnie. 

- flashback - 

Spencer to człowiek, który mnie wciągnął w to wszystko. Nauczył jak nie patrzeć na innych i swoje uczucia. Pokazał, że w tym skurwysyńskim świecie powinienem liczyć się tylko dla siebie. Sam już właściwie nie wiem czy jest po mojej czy innej stronie. Branża w której siedzę jest tak fałszywa, że nawet najlepszy przyjaciel może stać się z dnia na dzień wrogiem. Przyzwyczaiłem się do tego. 
Nim się zorientowałem wypaliłem całego jointa i wyrzuciłem go za balkon wprost na ulicę. Wsunąłem dłoń do kieszeni przypominając sobie o karteczce w środku. Wizytówka. Madison. O cholera. 
Co się z nią stało po tym jak wyszła z klubu? Mam nadzieje, ze nie dorwał jej Drew albo jeden z jego ludzi. Wróciłem do środka w poszukiwaniu telefonu. Posprzątałem w pokoju w razie gdyby ktoś miał się tu pojawić. Tak naprawdę to można powiedzieć, że mieszkam tu. Śpię w różnych miejscach, ale najczęściej w klubie. Czy tęsknię za prawdziwym domem? Nie. Jestem wyrzutkiem. Kiedy próbowałem wrócić po wypadku z ojcem zostałem odrzucony. Nie przez mamę, ale przez moją siostrę, która właśnie wtedy osiągnęła buntowniczy wiek. 

- flashback - 

Stanąłem przed drzwiami własnego domu czując dziwny niepokój. Minęły 2 lata od momentu wypadku z tatą. Dowiedziałem się dzięki moim układom, że moja rodzina z powrotem zamieszkała w Kanadzie. W naszym rodzinnym Stratford. 
Zapukałem ponownie mając nadzieję, że ktoś jest w domu. Kiedy miałem zamiar zapukać ponownie drzwi otworzyły się, a w progu zobaczyłem wysoką i zgrabną blondynkę z delikatnymi falami opadającymi na plecy. Niebieskie oczy zdradziły, że to była Jasmin. Moja mała Jazzy. 
- Cześć Jasmin. - powiedziałem cicho i poczułem jak łzy cisną się do moich oczu. 
- Cześć. - odpowiedziała patrząc na mnie z zszokowaniem. Mrugnęła kilka razy, a jej twarz przybrała nieco inny wyraz. Z zszokowanej na wściekłą i bezsilna jednocześnie. - Nie masz czego tu szukać.
- Chciałem wszystko wyjaśnić. - powiedziałem. 
- Nie masz czego tutaj szukać - dodała nieco głośniej, a po chwili usłyszałem jak ktoś idzie w stronę drzwi. - Mamo idź. To nikt ważny. - powiedziała do wewnątrz domu. 
Mama! Cholera. To z nią muszę porozmawiać. 
- Mamo! - krzyknąłem żeby mnie zobaczyła. 
- Jackson? - zapytała cicho i marnie. 
Czy mama jest chora? Czy coś jej się stało? 
- Nie mamo. To nikt ważny. Już nie - powiedziała moja siostra jednak chwile później w drzwiach stanęła mama. Nadal wyglądała pięknie mimo tego że wyglądała marnie. Miała długie włosy, zmarszczki pod oczami i nic nie mówiący wyraz twarzy. 
- Justin? Synku. - powiedziała słabo i podeszła do mnie. 
- Mamo. 
W jednej chwili objęła mnie mocno i wtuliła swoje słabe ciało w moją klatkę piersiową. Była taka krucha i słaba. 
- Przepraszam. Przepraszam, że odszedłem. Ale teraz wracam. Będę z wami. - szeptałem w jej włosy, a ona cicho łkała w moja koszulkę. 
- Nie! 
Mama odsunęła się ode mnie, a moim oczom ukazała się wściekła i zapłakana Jazzy. 
- Jasmin to twój brat. Każdy zasługuje na drugą szansę. - powiedziała spokojnie moja mama. 
- Nie mam już brata. Mój brat umarł razem z tatą! Odsuń się od tego potwora mamo! Niech stad idzie! -krzyczała Jazzy. 
Czułem jak mój świat z szarego zaczyna przybierać czarny kolor. Bez domieszki bieli. Ani kropli bieli. 
Odsunąłem się od mamy, a ona szybko zapłakana wbiegła do domu. 
- Jesteś potworem! Nie jesteś już naszą rodzina! - krzyknęła Jazz i mocno zatrzasnęła drzwi. Usłyszałem jak zaczyna głośno łkać i dźwięk jakby osuwała się plecami po drzwiach. Uderzyłem kilka razy w drzwi ze wściekłości i wróciłem do samochodu. 
Już nigdy nie odzyskałem nadziei. 

- flashback - 

Siedziałem na skórzanej kanapie z telefonem w dłoni na wybranym numerze Madison. Mój wzrok zgubił się gdzieś na przesuwnych drzwiach balkonowych. Usłyszałem głos radia dochodzący z klubu. Pewnie któraś z dziewczyn szykuje klub na wieczór. Sprzątanie i inne babskie sprawy. 
Popadłem w rozmyślanie. Nienawidziłem tego. 
Wybrałem numer Madison przesuwając kciukiem po ekranie mojego IPhone'a. 
Biiip. 
Biiip. 
Biiip. 
Biiip. 
Biiip. 
5 sygnałów i nic. 
Wybrałem numer ponownie. Znowu nic. Musiałem do niej pojechać. Żeby upewnić się czy wszystko jest w porządku. 
Szydze z siebie, że interesuje się i martwię Madison. Która wczoraj przyznała się do jakiegoś uczucia względem mnie. 
Kurwa Mac. 
Wsiadłem do swojego bmw i ruszyłem w drogę po mieście. Wybiła 12. W radiu aktualnie puszczono serwis informacyjny, a mój zestaw głośnomówiący nagle zaczął dzwonić. Spojrzałem na ekran nawigacji. 
- Spencer - powiedziałem odbierając połączenie jednym przyciskiem na kierownicy. 
- Właśnie dowiedziałem się, że Drew i John szykują jakiś układ.
- Jaki układ? - zapytałem marszcząc brwi. 
- Coś w rodzaju zlikwidowania konkurencji. Masz zbyt dobry plan na ten biznes, Bieber. Jesteś zagrożeniem. Wszystkie pieniądze zgarniasz ty. 
- Co jeszcze wiesz? 
- Zbierają ludzi. Chcą zaatakować z zaskoczenia i pogrywać inaczej niż zawsze. 
Pokiwałem głową. 
- Coś jeszcze wiesz? - zapytałem stanowczo. 
- Nie. Wszystkie informacje odnośnie tej akcji trzymane są w tajemnicy. Szczegóły znają jedynie John i Drew. Jesteś sam przeciwko wszystkim. 
- Rozumiem. Informuj o dalszych wiadomościach. 
Po chwili usłyszałem dźwięk świadczący o tym, że Spencer rozłączył się.
W tym samym momencie znalazłem się pod domem Madison. Wyszedłem z auta i przeskoczyłem przez ogrodzenie.
Możecie wierzyć lub nie, ale wiedziałem gdzie miała pokój, ile godzin śpi, ile zarabiają jej rodzice. Moja grupa interesuje się firmą jej ojca, ponieważ posiada za dużo informacji na mój temat. Musimy monitorować każdą zmianę w tej rodzinie. 
Bluszcz wił się od samej ziemi po dach przez co był idealnym narzędziem do wspięcia się 
na górę. Wskoczyłem na balkon pełny kwiatów. 
Nigdy nie zrozumiem co kobiety widzą w roślinkach z kolorowymi płatami i różnymi kształtami kwiatów. 
Drzwi od balkonu były uchylone. Wślizgnąłem się do środka i zobaczyłem Madison w samej bieliźnie i z idealnie wyprostowanymi włosami. 
Zagwizdałem na jej widok, a ona odwróciła się w moja stronę szybko zakrywając się ręcznikiem i spodniami. Jej twarz przybrała czerwony kolor. 
Staliśmy tak  wpatrzeni w siebie. Nie wiedząc co powiedzieć lub zrobić. 
Wykonałem pierwszy ruch i zacząłem się do niej zbliżać. 
Zablokowałem jej drogę ucieczki w momencie kiedy jej plecy zetknęły się z zimna ściana, a moje dłonie spoczywaly po bokach jej głowy. 
- Cześć. 
Powiedziałem z uśmiechem a na jej ustach złożyłem delikatny pocałunek. 

_______________________________ 

I mamy rozdział. 
Przepraszam za kolejne niewywiązanie się z obietnicy. 
Dziękuję za cierpliwość. 
Jak Wam się podoba? 

#love

Ann. 

8 komentarzy:

  1. Jeej pierwsza!! Super czekam na nexta ❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, tylko szkoda że tak późno ale olać to :-D

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny rozdzial czekam nn

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajny rozdział :) lubię to FF. Kiedy następny ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następny jutro wieczorem.
      Zapomniałam dopisać. :)

      Usuń
  5. Kiedy nn miał być wczoraj

    OdpowiedzUsuń