poniedziałek, 30 marca 2015

:)

Jak widzę znowu zainteresowanie opowiadaniem jest znikome.

Słuchajcie kochani. To nie ma sensu żebym upominała się o komentarze.
Zauważyłam od kilku wpisów, że nie ciągnie Was do komentowania i czytania.

Z PRZYKROSCIĄ STWIERDZAM, ŻE ZAWIESZAM BLOGA. 😢

Ruszyliśmy z kopyta, że tak powiem, a teraz cisza.
Wiem, że jest też w tym moja wina z częstościa dodawania rozdziałów, ale dla kogo mam je dodawać? Dla dwóch czy trzech osób? ( mówię to od tak.) Oby to nie było prawdą. Ale nawet jeśli to takim osobom mogę wysyłać rozdziały na maila. 
Ask i Twitter tak samo milczą.
Eh.
Przykro mi z tego powodu.

Do następnego
Ann.

niedziela, 29 marca 2015

25. " They're there! "

Madison's POV :

Jak długo można czekać na miłość? Jak długo można oczekiwać, że w końcu na twojej drodze pojawi się ktoś odpowiedni? Kiedy wciąż o tym myślisz nic takiego się nie zdarza, nic nawet nie wskazuje na to, że spotka cię miłość. Rezygnujesz z niej, przestajesz w nią wierzyć tylko i wyłącznie dlatego, że twoje oczekiwania nie zostały spełnione tak szybko jakbyś tego chciał. 
A ja zaczęłam powoli wierzyć. 
Zaczęłam w to wierzyć w momencie, kiedy Justin zrzucił ze mnie tego faceta, Spencera i schował w bezpiecznym miejscu. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ 

Otworzyłam oczy nad ranem. 
Leżałam na dużym łóżku w apartamencie hotelowym, a obok mnie leżał Justin. Wciąż mieliśmy na sobie wczorajsze stroje. Moja sukienka pięknie wyglądała na białej pościeli. Uniosłam się delikatnie do pozycji siedzącej i zobaczyłam, że Justin wciąż ma na sobie garnitur i ciasno zapiętą muchę na szyi. Uśmiechnęłam się delikatnie, po czym powoli sięgnęłam do materiału uciskającego jego krtań, żeby delikatnie go poluźnić, ewentualnie zdjąć.


Pierwsza nad ranem. 
Byliśmy już dosyć zmarznięci, dlatego postanowiliśmy wrócić do mojego apartamentu. Chociaż odnosiłam wrażenie, że nie należy do mnie, ponieważ Justin wchodził do niego jak do siebie. Uśmiechnęłam się widząc utęsknione, miękkie i wygodne łóżko, dlatego opadłam na nie bez zbędnych ceregieli. Nagle poczułam jak ktoś delikatnie chwyta moją prawą nogę i unosi do góry. Justin. Delikatnie ucałował moją kostkę, a następnie zdjął eleganckie szpilki z moich stóp. Poczułam jak powoli się na mnie wspina, męcząco powoli. 
Zobaczyłam jego uroczy uśmiech, kiedy znalazł się nade mną. 
- Nie mogę uwierzyć, że tu jesteś. - mruknął. 
Jego piwne oczy uśmiechały się wspólnie z jego wargami. Powędrowałam swoją dłonią na jego policzek i delikatnie zaczęłam gładzić jego gładką skórę. Miał zaróżowione policzki, zapewne od wina, które wypił jakiś czas temu na dole. Pachniał męskimi perfumami ze szczyptą alkoholu z wina, a przede wszystkim pachniał sobą. 
- Jestem tutaj - szepnęłam wpatrując się w iskierki tańczące w jego źrenicach. Iskierki szczęścia? Takie odnosiłam wrażenie, kiedy tylko patrzyłam w jego oczy. 
- Tak bardzo chcę cię pocałować.- powiedział, na co ja rozchyliłam z zaskoczenia usta. Nie spodziewałam się takiej wypowiedzi i bezpośredniości. Ale taki był już Justin. 
Ale właśnie za to go kochałam. Za to jaki jest, za to jak mnie traktował, za to, że jest po prostu Justinem Bieberem-  chłopakiem, którego nigdy nie będziesz w stanie poznać do końca, o którym nigdy nie dowiesz się tyle ile chcesz wiedzieć i który za każdym razem będzie zaskakiwał cię coraz bardziej.
Uniosłam delikatnie swoją głowę i musnęłam usta chłopaka zachęcając go do pocałunku. Pogłębił go z uśmiechem, cicho mrucząc.

Justin przekręcił się delikatnie, kiedy zdjęłam jego muszkę z szyi. Usiadłam powoli i bezszelestnie na łóżku tuż obok chłopaka i zaczęłam przeplatać muszkę pomiędzy palcami.

Chwyciłam delikatnie muszkę na szyi Justina, a chwilę później wsunęłam palec wskazujący pomiędzy ciepły materiał, a jego skórę. Jej kolor idealnie pasował do koloru mojej sukienki, która pięknie mieniła się podczas kolacji, na której byliśmy kilka godzin temu. Nagle chłopak zsunął swoje usta na moją szyję, na co ja zassałam głośno powietrze. 
- Te znaki są okropne, to nigdy nie powinno się stać - szepnął Justin w moją skórę wielokrotnie naznaczoną przez moich oprawców.. Chłopak uniósł swoją twarz i spojrzał wprost w moje oczy. W karmelu jego oczu dojrzałam smutek i ból, duży kłujący ból. Uśmiechnął się delikatnie, a następnie złożył delikatny pocałunek na moich wargach . 
- To moja wina- szepnął.  
- Justin.. 
- Tak, to moja wina i oboje o tym wiemy. Gdybyś nie wybiegła wtedy z tego pieprzonego klubu... i gdybym ja tego nie zrobił... To by się nie stało. - mówił.  
Zmarszczyłam brwi w zastanowieniu nad jego słowami.  Przypomniałam sobie to wszystko. To nieprzyjemne uczucie, kiedy zobaczyłam tą dziewczynę na nim, jak byli nadzy, jak na siebie patrzyli.  
Ułożyłam dłonie na ramionach Justina pchajac go,żeby ze mnie zszedł.  Jednak on pochylił się nade mną jeszcze bardziej.  
- Mad...
- Justin, nie. Nie chcę o tym rozmawiać.  
- Porozmawiajmy o tym i miejmy to z głowy.  Nie będziemy musieli do niego wracać. 
Patrzył na mnie tymi swoimi karmelowymi oczami. 
- Przez miesiąc cię szukałem. Ciągle miałem nadzieję, że jeszcze kiedyś będę mógł mieć cię przy sobie. A ty jesteś tutaj... 
- Justin. Tak bardzo się bałam - szepnęłam i schowałam swoje twarz w jego szyję po tym jak pociągnęłam go na siebie.  
Zablokował się dłońmi nie chcąc na mnie napierać.  
- Nie jestem ze szkła. 
Po moich słowach Justin delikatnie opadł na mnie i przytulił mnie do siebie.  
- Kocham Cię Madison. To takie popieprzone. 
Ale Kocham cię całym swoim jebanym i zimnym sercem.  


Patrzyłam na muszę, którą trzymałam między palcami.  Ten chłopak naprawdę jest niesamowity. Zadziwiający... przede wszystkim.  Spojrzałam na niego. 
Spał z delikatnie rozchylonymi ustami. Wyglądał tak słodko i beztrosko. 
Postanowiłam zrobić mu zdjęcie.  Kiedy wrócę do domu prześlę je sobie na swój iPhone. Chwyciłam telefon leżący na stoliczku nocnym i przesunęłam kciukiem po ekranie odblokowując go. Włączyłam aparat i delikatnie podniosłam się na kolana i ustawiłam odpowiednio kadr aparatu. Z uśmiechem zrobiłam zdjęcie, a właściwie kilka zdjęć i usiadłam powoli i bezszelestnie obok jego ciała.  Drżały mi ręce od podeksytowania tym faktem. Głupie, prawda? No ale cóż.  Nikt mnie tutaj nie widzi wiec mogę się bawić.  
Nagle telefon Justina zaczął dzwonić.  Wzdrygnęłam się, ale po chwili wyciszylam dźwięk. Numer telefonu na ekranie był numerem mojego ojca. 
- Kto to? - mruknął zaspany Justin.  
- Mój ojciec. Chyba - odpowiedziałam.  
- Odbierz.  
Justin podniósł się i spojrzał na mnie wyczekująco z zaspanym wyrazem twarzy. 
- Halo?  - powiedziałam przykładając telefon do ucha. 
- Madison. Jestem już w hotelu.
Moment... skąd mój ojciec wiedział, w którym hotelu jestem? Spojrzałam na Justina . To na pewno dzięki niemu.  Jak ja się mu odwdzięczę?  
- Um .  
- Czekam przy recepcji . 
Z uśmiechem na twarzy rzuciłam telefon Justina na jego kolana i szybko wybiegłam z pokoju. Nie obchodziło mnie to, że nie mam butów, że jestem w sukni wieczorowej. Nic. Biegłam ile sił w nogach do windy. Stanęłam naprzeciwko srebrnych drzwi i nacisnęłam przycisk.  
Szybciej. Szybciej.
Rzuciłam się do dalszego biegu. Kiedy miałam już zbiegać usłyszałam piknięcie windy i otwieranie drzwi.  Zawróciłam i szybko wbiegłam do windy. Nacisnęłam przycisk oznaczający parter i czekałam aż winda ruszy w dół.  Ruszyła.  
Szybciej. Szybciej. 
Dziesiąte piętro. 
Zamknęłam oczy oddychając głęboko. 
Siódme piętro.  
Winda zatrzymała się wpuszczając roześmianą parę. Patrzyłam na nich obojętnie tak samo jak oni na mnie.  
Czwarte piętro.  
Trzecie.  
Para wysiada. Wydobywam z siebie ciężki oddech czując jak serce dostaje palpitacji. 
Pierwsze. 
Szybciej.  Szybciej. No. 
- Parter- odezwał się głos w windzie. Wybiegłam szybko z windy biegnąc do recepcji. Tatusiu . Gdzie jesteś?  
Zatrzymałam się widząc dwóch mężczyzn przy recepcji. 
Jeden z nich odwrócił się, żeby się rozejrzeć . O nie.  Ta twarz. Po chwili w moją stronę odwrócił się drugi. To Drew i John. O nie. Nie nie nie. Gdzie mój ojciec?! 
Rzuciłam się do ucieczki. Szybko podbiegłam do windy. Pojawiła się wręcz błyskawicznie, a ja szybko wskoczyłam do środka. 
Kiedy drzwi się zamykały zobaczyłam jak Drew biegnie w moją stronę. Nie, nie, nie. 

Chwilę później znalazłam się na swoim piętrze. Wbiegłam szybko do apartamentu. W progu drzwi łazienki stał Justin osuszający swoje mahoniowe włosy. Szybko przebiegłam na drugi koniec pokoju, później na inny, na inny i tak wkoło. W końcu Justin chwycił mnie za rękę.  
- Mad?  
- Oni. . Jus... Oni tam są.  Chodźmy stąd. Chodźmy. - ponaglałam, ale Justin wydawał się być obojętny.  
- Kto? - szepnął.
- Oni.. No ci, co... - pokazalam na swoje rany i naznaczenia na szyi- Justin, proszę.  Błagam. Chodźmy.  
Zauważyłam jak po moich słowach oczy Justina pociemniały a szczęka zacisnęła się w groźny sposób.  Pocałował mnie szybko w czoło i ruszył w kierunku drzwi z mokrym włosami.  
- Gdzie idzi- ?  
- Sprawdzę to.  Zaraz wrócę.  
Po chwili szybko zniknął za drzwiami. 
Minuta. 
Dwie.
Trzy. 
Czte... 
Drzwi otworzyły się, a do środka wszedł Justin z jakimś dziwnym uśmieszkiem, a za nim do pokoju weszło dwóch mężczyzn.  Szybko przyparłam się plecami do ściany i zaczęłam krzyczeć.  
- Nie! Zostawcie mnie! - wrzasnęłam na cały pokój.  
- Madison - szepnął Justin. Z bólem?  Jest mu przykro bo przyprowadził te zwierzęta tutaj?  
-Zostaw mnie zdrajco! 
Krzyknęłam, a w tym momencie jedna z postaci zaczęła się do mnie przybliżać. 

niedziela, 8 marca 2015

24. " - Thank you. - For? -For all. "

Justin's POV:

Madison wyglądała zjawiskowo w długiej granatowej sukni. Jej cera rozświetliła się, co powodowało, że uśmiechałem się sam do siebie jak skończony idiota. Jej twarz odzyskiwała swoje naturalne odcienie, lekko zarumienione policzki i piękny malinowy kolor ust.
Ta dziewczyna jest zjawiskowa, a sukienka, którą ma na sobie jedynie uwydatniała jej urodę i figurę.
- Madison, to Bruce i Peter. Kumple po fachu-  powiedziałem żartobliwie, a z moichh ust uleciał przyjazny śmiech. Powiedziałem to po raz drugi chcąc nawiązać jakąkolwiek rozmowę.
Widziałem, że chłopakom niezbyt podobał się pomysł spędzenia wieczoru w ekskluzywnej restauracji w garniturach i dobrze się zachowując. Bruce siedział cały spięty co chwile poluzowując swój krawat, a Peter bawił się mankietem swojej koszuli. Przewróciłem oczami widząc ich zachowanie.
- Czy mogłabym odebrać od państwa zamówienie?
Podniosłem głowę i zobaczyłem uroczą blondynkę z włosami spiętymi w kok, ubraną nienagannie i patrzącą na nas wyczekująco. Czy wszystkie kobiety będące w obsłudze tego hotelu są blondynkami?
- Tak. Poprosimy...
- Ja poproszę frytki i hamburgera- powiedział szybko Peter, na co czubek mojego buta zderzył się z jego piszczelem. - Au.
Wysłałem mu ostrzegające spojrzenie, a następnie spojrzałem na kelnerkę.
- Poprosimy cztery razy Pinnekjøtt, a do tego dobre wino. Niech Pani coś poleci, zdajemy się na pani gust- powiedziałem najłagodniej i najprzyjaźniej jak umiałem, a kelnerka szybko zapisała coś w swoim notesiku i odeszła kulturalnie informując, że zaraz przyniesie wino.
- Czym do chuja jest Pinekjott?! - warknął Peter patrząc na mnie, a ja poczułem drobną dłoń Madison na moim kolanie.
Zacisnąłem szczękę i spojrzałem na nią. Patrzyła na mnie przerażona, tak jakby bała się tonu Petera.
- Uspokój się- powiedziałem niskim głosem do Petera i oczami wskazałem na Madison. Wzrok Petera padł na skuloną postać Madison i od razu złagodził się.
- Przepraszam Madison - powiedział Peter patrząc na dziewczynę z przepraszającym uśmiechem. - Po prostu ten dupek, Bieber, zamówił coś o czym nigdy nie słyszał.
- Słyszałem, a nawet jadłem- powiedziałem spokojnie i z dumnym uśmiechem.
Madison spojrzała na mnie nie rozumiejąc.
- Pinnekjøtt to tradycyjna potrawa norweska. Żeberka jagnięce z kiełbaskami i purée z ziemniaków i brukwi.
- Wow - powiedziała Madison z uśmiechem.
Zobaczyłem jej uśmiech po raz pierwszy od kilku tygodni, co spowodowało, że zrobiło mi się ciepło na sercu. Zaśmiałem się łagodnie i pochyliłem się w stronę dziewczyny delikatnie całując jej usta.
Poczułem jak się uśmiecha pod moimi wargami.
- Ekhm - chrząknął Bruce.- Madison może powiesz nam coś o sobie?
 Chwyciłem Madison za dłoń gładząc kciukiem wnętrze jej dłoni.
- No to... - zaczęła Madison, ale przerwała nam para kelnerów, która przyniosła butelkę wina, lampki oraz nasze zamówienie. Dziewczyna odchrząknęła stremowana i spuściła głowę.
Podziękowaliśmy za posiłek i zabraliśmy się za jedzenie.
Było pyszne, rozpływało się w ustach. Spojrzałem na Madison, która z apetytem jadła każdy element potrawy, jadła tak szybko.
- Madison - powiedziałem schylając się do jej ucha. - Nie musisz tak szybko jeść, nikt cię nie goni. Spokojnie, bo to niezdrowe - powiedziałem patrząc na nią.
Zrobiła duże oczy przypominając sobie, że jest ze mną i nie musi się spieszyć. Uśmiechnęła się łagodnie i przyjaźnie prostując się i zaczynając jeść spokojnie.
- A wy? - zapytała Madison.
Spojrzeliśmy na nią zainteresowani jej pytaniem.
- No jak się poznaliście. We trzech.
Zaśmiałem się patrząc na chłopaków nie wiedząc, czy odpowiedzieć na to pytanie.
- Znamy się od dzieciaka, mieszkaliśmy na tej samej dzielnicy, później nasz kontakt się urwał i znaleźliśmy się w Nowym Jorku na jednej z imprez. Postanowiłem otworzyć własny klub i zaprosić ich do współpracy. - odpowiedziałem patrząc na chlopaków.
- Taka prosta historyjka? A co z biznesem? - zapytała, na co Bruce zadławił się puree z ziemniaków.
Spojrzałem na niego, a po chwili na Madison.
- Madison, to już nie jest twoja sprawa - powiedziałem zaciskając szczękę.
- Ale chyba powinnam coś wiedzieć, prawda?
- Nie.
Bruce i Peter wpatrywali się we mnie wyczekująco.
- Przepraszam cię, Madison, na chwilę - powiedziałem i wstałem idąc w kierunku korytarza. Kątem oka zobaczyłem jak Bruce i Peter także wstali i ruszyli za mną. Stanąłem koło windy i poprawiłem swoje włosy postawione na żel przeczesując je palcami.
- Bieber, kurwa, co ty jej powiedziałeś?! - wrzasnął Bruce patrząc na mnie.
- Uspokój się, nie tutaj idioto. Nic takiego jej nie powiedziałem.
Bruce spojrzał na mnie krzyżując ręce na klatce piersiowej. Uniósł brwi w niedowierzaniu.
- Dobra- powiedziałem unosząc ręce poddając się - wie o klubie i o narkotykach. Kurwa, nie pamiętam co jej jeszcze mówiłem. Ale Bruce nie mam najmniejszej ochoty ukrywać się przed nią. Chcę, żeby wiedziała kim jestem, ja pierdole!
- Ale ona może być niebezpieczna - powiedział Peter.
- W czym? - warknąłem w jego stronę. - Widzisz jak ona wygląda? Ona jest osłabiona, przerażona, zdołowana. Nie wie co się dzieje wokół niej, a wy podejrzewacie, że jest niebezpieczna? Kilka godzin temu prawie utopiła się w wannie!
- W wannie? - zapytał Bruce parskając śmiechem.
- Spierdalaj.
Odwróciłem się na pięcie i ruszyłem w stronę stolika, przy którym zostawiliśmy Madison. Usiadłem obok niej i zobaczyłem jak grzebie widelcem w jedzeniu będąc nieobecna. Wpatrywała się w jagnięcinę powoli ją nakłuwając na widelec, a następnie zdejmując i tak cały czas.
- Madison... - szepnąłem, a ona powoli spojrzała na mnie i uśmiechnęła się delikatnie.
- Gdzie uciekłeś? - powiedziała smutno.
- Musiałem coś wyjaśnić chłopakom. Już jestem. - powiedziałem łagodnie i nalałem wina do kieliszka Madison.
Uniosłem delikatnie lampkę z winem patrząc z uśmiechem w oczy dziewczyny. Zrobiła to samo.
- Za to, że się znalazłaś.
Uśmiechnęła się, a ja uniosłem jej dłoń do swojej i delikatnie ucałowałem chłodną skórę. Uniosłem wzrok i zobaczyłem jak się we mnie wpatruje.
Stuknęliśmy się delikatnie kieliszkami, a szkło zabrzęczało subtelnie.
- Za nas, Justin. Za nas. - szepnęła, a ja uśmiechnąłem się jak ostatni idiota.
- Dajesz mi szansę po tym, co ci zrobiłem?
Pokiwała powoli i spokojnie głową, a ja uśmiechnąłem się ponownie. Westchnąłem radośnie i pochyliłem się w jej stronę.
- Kocham Cię - szepnąłem w jej usta, a następnie delikatnie je musnąłem swoimi wargami.
Uśmiechnęła się w moje usta i odwzajemniła pocałunek, powoli i czule, tak jakby nie bała się żadnego kontaktu, gdyby nic więcej się nie wydarzyło.
- Ja Ciebie też. - odpowiedziała przerywając na sekundę pocałunek.
Rozchyliłem usta nie wierząc do końca w to co słyszę. Uśmiechnąłem się i ucałowałem krótko miękkie wargi Madison.
- Dokończymy kolację w pokoju? - zapytałem widząc, że Bruce i Peter wracają do stolika.
- Okej - powiedziała nie do końca rozumiejąc skąd wziął się mój pomysł.
Nie miałem ochoty patrzeć jak Bruce obrzuca mnie pretensjonalnym spojrzeniem.
Wstałem pomagając Madison się podnieść i chwyciłem ją w pasie.
- Gdzie idziesz, Bieber?
- Musimy porozmawiać. Weź rachunek i zapłać- powiedziałem kładąc dwa studolarowe banknoty na stole i spojrzałem na Bruce'a.
Razem z Madison wyszliśmy z restauracji i ruszyliśmy w stronę windy.
Do głowy wpadł mi pewien pomysł, dlatego szybko zmieniłem kierunek naszego spaceru i ruszyłem w kierunku pomieszczenia dla personelu. Kiedy przekroczyliśmy próg Madison szarpnęła mnie, żeby się wycofać.
- Justin, nie - szepnęła.
- Chodź.
- Nie.
Zaśmiałem się i wziąłem Madison na ręce, a następnie przerzuciłem przez ramię prowadząc do windy dla personelu. Nacisnąłem poziom 15a wiedząc, że jest to najwyższe piętro.
- Puść mnie.- powiedziała Madison zaczynając się szarpać.
- Nigdy w życiu.
Kiedy znaleźliśmy się w windzie postawiłem dziewczynę na ziemię i zaśmiałem się widząc jej oburzoną minę.
- I jak stąd teraz wyjdziemy? - powiedziała wyrzucając ręce w powietrze.
- Za dużo mówisz.
- Co?
- Za dużo mówisz. Jak mi zaufasz to nie pożałujesz.
Madison patrzyła na mnie zaciekawiona. Pokiwała powoli głową w zrozumieniu i oparła się o ścianę naprzeciwko mnie.
- Jeżeli wyjdziemy w tego żywi to obiecuję, że...
- Że? - zapytałem unosząc do góry brwi.
- Że cię zabiję - warknęła zaciskając następnie usta w wąską linię.
- Chciałbym to zobaczyć- zaśmiałem się, a w tym momencie winda wjechała na wybrane przez nas piętro.
Byliśmy na dachu wieżowca, w którym znajdował się hotel, w którym się zatrzymaliśmy. Chwyciłem Madison za dłoń i wprowadziłem dalej na taras widokowy. Chyba.
- Justin... - powiedziała zachwycona Madison wpatrując się w nocną panoramę Oslo, która znajdowała się pod nami.
- Pięknie, nie? - szepnąłem do jej ucha stojąc za nią.
Pocałowałem delikatnie jej ucho, a ona wtuliła się w moją klatkę piersiową.
- Dziękuję - szepnęła w powietrze.
- Za co?
Staliśmy wpatrzeni w piękną panoramę Oslo pozwalając owiewać się nocnym wiatrem w połowie czerwca.
- Za wszystko.

____________________________________

Mamy następny.
Jak Wam się podoba? Sądzicie, że Justin nie zmarnuje szansy, którą właśnie dostał?
Tak wgl... czy ktoś spodziewał się, że nasz Justin potrafi być taki romantyczny?
Aww.

#love
Ann.