sobota, 28 lutego 2015

23. " I smiled , feeling lucky. I felt much better. Thanks him "


Madison's POV :

- Justin.
Wstałam zaczynając biec w stronę balkonu, co chwilę potykałam się i upadalam na podłogę. Tylko nie to. Tylko nie to.
- Justin, nie! - krzyknęłam widząc ciało leżące na podłodze balkonu.
Wybiegłam całkiem naga na zewnątrz i upadlam na kolana tuż przy ciele Justina. - Justin, proszę cię. Dlaczego? Justin. Dlaczego? - płakałam głośno kleczac przy jego ciele i bojąc się go dotknąć.
- A dlaczego ty chciałaś mnie zostawić? - spojrzałam na ciało i zorientowałem się, że nie głos nie dochodzi stąd. Odwróciłam się w stronę, z której dochodził głos i zobaczyłam Justina stojącego na barierce balkonu. Zbajdowalismy się na 11 piętrze, co było niebezpieczne. Szybko pociągnęłam go w dół za koszulkę przez co zeskoczył na balkon.
- Co ty... zro...
- Dlaczego chcesz mnie zostawić? - zapytał stanowczo.
- Bo... nie daję sobie rady. Nie. .. umiem.
- Będę przy tobie. Obiecuję.
Powiedział i zlaczyl nasze usta ze sobą w powolnym i czułym pocałunku. Nagle poczułam jak okrywa mnie zimną pościelą.
Spojrzałam na niego marszczac brwi i nie rozumiejąc.
- Moje nieżywe ciało. - powiedział żartobliwie ponownie łącząc nasze usta. Był tak delikatny i cierpliwy. Czułam jak delikatnie mnie przytula, a ja skrzywiłam  się czując ból w zebrach. 
- Jak... ty.. 
- Sh. To jest powód do tego, żebyś czasami myślała. Tak samo czułem  się jak zobaczyłem ciebie w tej pieprzonej  wannie.
Zmarszczylam  brwi patrząc w jego oczy. 
- Masz już mnie nie straszyć.  Będę przy Tobie, Madison.  - szeptał  patrząc  mi w oczy z uśmiechem, który był poprawą  mojego nastroju.
Zatrzęsłam  się z zimna. Nadal byłam okryta samą  kołdrą.
- Chodź.  Zaraz przyjdzie lekarz.
Powiedział Justin patrząc na zegarek na swoim lewym nadgarstku.  Ubrany w czarne spodnie i koszule w kratkę wyglądał niesamowicie kusząco. Jego włosy były starannie postawione na żel.
Karmelowe oczy wpatrywały  się w moje piwne.
- Lekarz? - zapytałam szeptem. 
- Tak. Chodź. 
Podnioslam  się chwytając  kołdrę i wchodząc do pokoju. Przygryzłam  warge  przyglądając  się chłopakowi jak robi porządek w pomieszczeniu. Poruszał się zgrabnie i męsko. 
Zamknelam  drzwi balkonowe, a nagle ktoś zapukał do drzwi. Justin otworzył je i wpuścił do lekarza.
Mężczyzna był ubrany w elegancki płaszcz, a w swojej dłoni trzymał skórzaną torbę. Był średniego wieku, wyglądał tak na około 47 lat.
- Dzień dobry, panie Bieber - powiedział mężczyzna basowym  głosem i wszedł dalej do pokoju.- Pani?
- Madison. Madison Beer - wyjaśnił szybko Justin patrząc w moją stronę.
Pokiwałam szybko głową zgadzając się z tym, co powiedział chłopak.
Lekarz powoli podszedł do mnie z sympatycznym uśmiechem na twarzy.
- Dobrze. Czego więc ma dotyczyć to badanie, panie Bieber? Ponieważ nie wiem na czym się skupić.- powiedział siadając przy stoliku  w salonie i nakładając okulary.
- Chcielibyśmy wiedzieć, czy wszystko dobrze... Znaczy... Czy obrażenia na ciele są jakimś zagrożeniem- powiedział powoli Justin.
- No dobrze. Proszę mi się pokazać.
Moje źrenice rozszerzyły się pokazując mój strach.
Nie ma mowy. Nie pokażę nikomu swojego ciała.  Jest takie szpetne. 
- Madison. - szepnął Justin.
Lekarz  zmarszczyl  brwi w zastanowieniu.
- Nie Justin. Nie zrobię tego.
Te słowa wyszły z moich ust w tak bolesny sposób, że nie mogłam już nic powiedzieć. Czułam jak mój głos się załamuje, a ja zaraz wybuchne  płaczem.
- Madison - powiedział nisko Justin, tak jakby tracił do mnie cierpliwość. 
Justin, nie. Nie wybuchaj.
- Panie Bieber, sądzę, że tutaj potrzebna jest rozmowa. Proszę, niech pani siadzie i ze mną porozmawia.
Spojrzałam na Justina i powoli usiadłam na krześle naprzeciw mężczyzny. Przygryzłam dolną warge i wzięłam głęboki oddech.
- No dobrze. Proszę mi powiedzieć... Jakie obrażenia ma pani na ciele?
Zamknelam  oczy nie chcąc o tym myśleć. 
- Sińce, nadgryzienia, naznaczenia, przecięcia - powiedział szybko Justin, czym zwrócił naszą uwagę i jednocześnie z lekarzem spojrzelismy w jego stronę.
- Czy mógłbym zobaczyć te przecięcia? - zapytał delikatnie lekarz. 
Pokiwalam powoli głową i wstałam pokazując rozcięcie na zebrach. 
Lekarz powoli podszedł do mnie, przysunal  krzesło i usiadł wpatrując się w ranę.
- Rana dosyć głęboka, około 3 centymetrów na oko, nożem, albo innym tepym narzędziem. Ma pani dużego siniaka pod żebrami.
Słuchałam słów lekarza wpatrując się w Justina. Chłopak siedział na łóżku i patrzył na moje obrażenia ze wstydem i niepokojem w oczach, jego szczęka regularnie zaciskała się i rozluźniała, a pięści pozostawały zwinięte w pięści.
Mój biedny Justin.
- Mogłaby mi pani powiedzieć skąd te obrażenia? - zapytał nagle lekarz opatrujac moją ranę, która zaczęła delikatnie piec.
Pokiwalam głową i oblizałam delikatnie usta.
- Zostałam porwana. Zgwałcona i... - tutaj mój głos załamał się, a lekarz gestem  dłoni pokazał, żebym przestała mówić.
Zamknelam oczy, a tamten cholerny  dzień znowu pojawił się w mojej głowie. 

Wybiegłam z klubu i nagle wpadłam na kogoś.
- Ym, przepraszam. -powiedziałam i odsunelam sie, żeby pójść dalej.
- Hej. Wszystko w porządku?
Usłyszałam męski głos. Kiedy podniosłam głowę zobaczyłam przystojnego blondyna z uroczym uśmiechem.
- Tak. Dzięki.
- Może się przejdziemy? - zapytał z delikatnym uśmiechem, a ja czułam jak moje policzki płoną.
Obejrzałam się, żeby spojrzeć w stronę klubu, ale przypomniałam sobie to co miało miejsce w klubie, co widziałam.
Ruszyliśmy w nieznanym mi kierunku. Kamienice wyglądały tu coraz bardziej obskórnie dlatego delikatnie się spielam. Chłopak to zobaczył i zatrzymał się. Zaczął się śmiać.
-Coś jest nie tak? -zapytałam z delikatnym uśmiechem, jednak jedyne co chwile później widziałam to ciemność.
Obudziłam się w obskórnym pomieszczeniu.

Przygryzłam  mocno dolną warge jednak czując jak zaczyna mnie piec przestałam i puściłam ją spomiędzy moich zębów. Zacisnelam szczękę i spojrzałam na Justina.
- Obrażenia nie są groźne, proszę jedynie zmieniać opatrunek dwa razy dziennie. A co do żeber... proponuje prześwietlenie. Nie jestem pewien, ale mogą być złamane.
Oh.  No tak. Zapomniałam, że nie raz byłam kopana wszędzie gdzie tylko się dało.  Osunelam się na krzesło zaczynając cicho płakać. Lekarz odchrząknął cicho i wstał.
- Dziękuję panu, panie Benson. - powiedział Justin i pożegnał się z mężczyzną. 
Usłyszałam zamykanie się drzwi.
- Madison...- dłoń Justina delikatnie dotknęła mojego nadgarstka, żeby odsunąć go od mojej twarzy.
- Nie patrz na mnie! - krzyknęłam.
- Madison, kochana Madison. Spokojnie już. Chodź, mam niespodziankę. Nie zdążyłem ci jej pokazać, ponieważ postanowiłas się podtopić. - szepnął przyciągając moją prawą dłoń do swoich ust i całując delikatne moje knykcie.
Spojrzałam na niego. Jego uśmiech mógłby rozświetlić całe pomieszczenie.
Delikatnie uniósł mnie do góry, żeby mnie  nie skrzywdzić.
Prowadził mnie przez cały apartament w kierunku dużej szafy niedaleko Łazienki.
- Zamknij oczy- szepnął  stojąc za mną, a chwilę później odsuwając się ode mnie.
Usłyszałam jak otwiera szafę i wyjmuje z niej jakąś folię, spanikowana zastanawiałam się co to może być.
- Otwórz. - mruknął, a ja po chwili pozwoliłam moim powiekom się podnieść.
Justin trzymał w dłoniach wieszak z piękną, elegancką sukienką maxi, która blyszczala jak gwiazdy na niebie. Subtelnie. Była delikatnie wykrojona w dekolcie, z długimi rękawami i delikatnym rozcięciem na prawej nodze. Na podłodze stało pudełko, a na nim piękne czarne szpilki oraz czarna kopertówka. 
Kiedy on to wszystko kupił? No.. i ile to musiało kosztować?
- Ju...- zaczęłam, jednakże chłopak przerwał mi podchodząc do mnie i zaczynając delikatnie mnie całować. Odwzajemniłam pocałunek z uśmiechem.
- Znam twoje pytanie. Kiedy zdążyłem to kupić?
Pokiwalam szybko głową będąc zaskoczona jego domyślnością.
- Otóż... Widziałem ją w sklepie niedaleko hotelu na wystawie. Wysłałem po nią Petera.
Nie rozumiem... Jak on... co? Kto?!
- Ubieraj się.  Idziemy na kolację - mruknął w moje usta przejeżdżając po dolnej wardze kciukiem.
Kolacja? Justin nie wygląda na osobę lubiącą tego rodzaju rozrywkę. Zadziwia mnie. Coraz bardziej.
Spojrzałam na sukienkę i podziękowałam chłopakowi cicho,kiedy wychodził z pokoju.
Moja dłoń powoli przejechała przez delikatny materiał sukienki.
Uśmiechnęłam się czując szczęście. Czułam się o wiele lepiej.
Dzięki niemu.

~~~~~~~~~~~~~~~

O 20 rozległo  się pukanie do drzwi. Miałam na sobie piękną,  połyskującą suknię, która zostawiała za sobą delikatny ogon, szpilki sprawiały, że byłam wyższa, a sukienka układała się jeszcze lepiej. Stałam  przed lustrem patrząc na siebie.
Spojrzałam na odbicie Justina, a wtedy zaparlo mi dech w piersi.
Ubrany w granatowy garnitur, który idealnie opinal jego mięśnie wyglądał pysznie. Strasznie atrakcyjnie. Mm.
Na jego szyi pod kołnierzykiem koszuli widniała czarna mucha z granatowym obramowaniem.  Justin podszedł do mnie od tyłu, a nasze spojrzenia spotkały się na naszych odbiciach w lustrze. 
- Pięknie wyglądasz. Nareszcie masz te swoje rumience.- szepnął i delikatnie ucalowal moje ramię. 
- Dziękuję... Dziękuję za wszystko. - powiedziałam delikatnie i z uśmiechem.
- Chodź. Poznam cie z chłopakami. Kolacja stygnie.
Chwycił moją dłoń i udaliśmy się do windy, która zaprowadziła nas do przestronnej restauracji z kryształowymi żyrandolami. 
Kiedy znaleźliśmy się przy stoliku wyznaczonym przez kelnera Uśmiechnęłam się widząc sympatycznie wyglądających chłopaków.
- Mad, to Bruce, a to Peter.  Kumple  po fachu.-powiedział z uroczym chłopiecym śmiechem. 
- Jestem Madison. - powiedziałam cicho nadal będąc trochę skrępowana.
Nagle Justin przybliżył się do mnie i szepnął do mojego ucha.
- Rozluźnij się.  Jesteś piękna.

_____________________

Mamy!
Ah. Nasz zmienny Justin.
Wyobrażacie go sobie w tym garniturze? Mm. 

A właśnie. Cały wieczór słucham tak optymistycznej  piosenki. Polecam. Od razu lepszy humor.
Jonsi, John Powell - Where No One Goes.
http://m.youtube.comwatch?v=fh_doTIrFRo

Oh.  Uwielbiam. Z mojego ukochanego filmu, ostatnio. Tak. Uwielbiam bajki. No cóż. 

#love
Ann.

środa, 25 lutego 2015

22. " He shot himself "

Madison's POV :

Poczułam jak ktoś zbliża się do mnie i szepcze mu do ucha.
- Madison, obudź się. Jesteśmy już na miejscu.
Zerwalam się szybko w panice i zaczęłam krzyczeć. Moje dłonie powędrowały na twarz zakrywajac ją, a z moich oczu wciąż kaskadami spływały łzy, które gromadziły się pod moimi powiekami od ponad miesiąca.
- Zostaw mnie! Przestań to robić!- krzyczałam głośno.
W pewnej chwili poczułam jak ktoś chwyta mnie za nadgarstki i łagodnie odsuwa moje dłonie od twarzy.
- Shh, shh. Madison to ja, Justin. Jesteś już bezpieczna. - szepnął delikatnie mnie do siebie przytulając i gladzac moje plecy. Zaczęłam płakać nie wiedząc co zrobić. Z moich ust ulatywały przeróżne słowa, o których nie miałam nawet pojęcia. To wyglądało tak jakbym majaczyła.
To prawda, mogłam być chora, ponieważ w tym pokoju, w którym mnie przetrzymywano nie było żadnego ogrzewania. No. Sporadycznie je włączano. Zadrżalam delikatnie, kiedy Justin wziął mnie na ręce i wyniósł z samochodu. Prawdę mówiąc to nie spodziewałam się tego, że Justin przyjedzie po mnie na zupełnie inny kontynent. A może nadal chce pieniędzy mojego ojca. Nie wiedziałam tego.
Chłopak niósł mnie na rękach aż do pokoju,gdzie położył mnie na dużym łóżku. Kiedy zamierzał odejść szybko powiedziałam.
- Justin. Nie zostawiaj mnie.
Na te słowa chłopak szybko położył się obok mnie i okrył kocem jeszcze szczelniej. Tak jakbym nie była już dość okryta. Jego dłoń delikatnie powędrowała na mój policzek. Wiedziałam, że nie zrobi mi krzywdy, dlatego pozwoliłam mu dotknąć mojej skóry.
- Dzisiaj przyjdzie lekarz, żeby cię przebadać. Sprawdzić czy wszystko w porządku. - powiedział, ale ja nie słyszałam dalszej części jego wypowiedzi.
Wstałam z łóżka i stanęłam w oknie, na co Justin zerwał się szybko i stanął za mną. Odwróciłam się w jego stronę.
- Chcę zadzwonić do taty - powiedziałam cicho i żałośnie.
Justin spojrzał na mnie ze zrozumieniem i wyciągnął telefon następnie mi go podając. Drzacymi rękami wbiłam na klawiaturze numer telefonu do mojego ojca i zadzwoniłam.
Usłyszałam szmer po drugiej stronie. Może to przez tą odległość.
- M? - usłyszałam głos mojego ojca. Czy on był... pijany?
- Halo? - zaczęłam powoli.
- Halo. - odpowiedział.
- Tato. To ja Madison. - powiedziałam łagodnie.
- Pieprzony dowcipnisiu. Moja córka nie żyje! - krzyknął, a po chwili usłyszałam jego cichy szloch, który sprawił, że moje serce łamało się na milion drobnych kawałków.
- Tatusiu...
W tym momencie ja się rozpłakałam.
- Przyjedź tu po mnie. Jestem w Oslo.. w Norwegii. Tatusiu. Zabierz mnie stąd - zaczęłam szybko wypowiadać te słowa bojąc się ze cos zaraz może przerwać naszą rozmowę.
- Mad? Z czyjego telefonu dzwonisz?
- Jestem tu z Justinem, chłopakiem,którego poznałam jakiś czas przed tym wszystkim. Znalazł mnie. Pomógł mi. Tato... jestem mu wdzięczna. Pomógł mi.
Justin naprawdę mi pomógł. Pomógł mi. Nie mógł więc już mieć takich planów co do pieniędzy mojego ojca. Usłyszałam jak chłopak wciąga powietrze nosem stojąc tuż za mną.
- Madison. Ty żyjesz..
- Tak tato. Tylko dzięki niemu.
- Wylece z samego rana. Za kilka godzin będę na miejscu. Kocham Cię Madison. Jezu Chryste. Ty żyjesz. Jezu.
- Będę czekać na twój telefon. A teraz... chciałabym podziękować Justinowi.
- Dobrze. Nie pakuj się w żadne kłopoty. Siedź i czekaj tam na mnie.
- Tato.. weź jakieś czyste ubrania dla mnie. Ponieważ... em.
- Nic już nie mów , Mad. Idź odpocząć. Bądź ostrożna. Uważaj na siebie.
- Dobranoc tato.
- Dobranoc.

Rozlaczylam się podając po chwili telefon chłopakowi. Patrzyłam w jego oczy długo nie mogąc się nawet odezwać.
- Przepraszam.. - powiedział Justin, na co ja otworzyłam usta w szoku.
Jak to? Za co on mnie przeprasza?
- Gdyby nie ja, nigdy cos takiego by się nie wydarzyło. Madison. Jest mi tak przykro,że coś takiego spotkało akurat ciebie. Postaram się to naprawić, obiecuję.
Justin mówił tak szybko, że ledwo co zrozumiałam o co mu tak naprawdę chodzi.
- Justin. Dziękuję. - powiedziałam cicho i nieśmiało przez co na moich policzkach pojawił się delikatny rumieniec który parzył moją skórę.
Chłopak zmarszczyl brwi będąc zdezorientowany moimi słowami. Tak jakby ktoś wybił go z jakiegoś tropu. Jakby analizował to co powiedziałam.
- Nie rozumiem - odpowiedział w końcu.
- Dziękuję, że przyjechałeś tu.. zabrać mnie z tego piekła.
Spuscilam głowę w dół, ale Justin chwile później podciągnął ją do góry patrząc mi w oczy.
- Nie mogłem pozwolić na twoją krzywdę. Nie mogłem pozwolić na to, żeby Twoja nieobecność skrzywdziła mnie.
Na tę słowa moje usta rozchylily się delikatnie. Czy Justin uważa, że to, że mnie przy nim nie ma może go skrzywdzić? What?
- Nie pozwól mi już dłużej czekać na Ciebie.
Patrzyłam w jego źrenice nie wiedząc co powiedzieć.
- Justin.. - szepnęłam.
- Kocham Cię, Madison. Obiecuję, że nikt więcej cię już nie skrzywdzi. Już nigdy. - odpowiedział, a jego kciuk przesunął się po moich popękanych wargach. Mój język podążył śladem jego palca w celu zwilżenia ust. Jego twarz była coraz bliżej mojej, jego pełne wargi zbliżały się z każdą sekunda coraz bardziej do moich. Westchnelam cicho bojąc się jego dotyku i odsunęłam się od jego ciała. Przygryzlam warge i skierowałam się do łazienki. Była duża i bardzo elegancka. W stylu mojej mamy.
Wtedy właśnie przypomniałam sobie słowa mojego ojca.

- Słuchaj Madison.. Powiem ci tyle co możesz wiedzieć.. - zaczął. - Odwiozłem twoją mamę na lotnisko, bo ma dzisiaj swój służbowy wyjazd. Kiedy weszliśmy na lotnisko czekał na nią mężczyzna z dzieckiem... 5- letnim chłopcem z śródziemnomorską uroda.
Moje serce się zatrzymało. Ciśnienie mi podskoczyło. Nie znałam dalszej części opowieści, ale domyślałam się jak ona wygląda. Nie odzywajac się czekałam aż tata skończy opowieść..
- To syn i partner twojej mamy, wiesz? Zdradziła nas... i mnie i ciebie. Przez ponad 8 lat ukrywała to w tajemnicy. A sama była zaskoczona kiedy zobaczyła ich dwóch na lotnisku.

Rozejrzałam się po pomieszczeniu myśląc o tym jak bardzo mama byłaby zadowolona z tego wystroju. Z tego szyku i elegancji. Ona sama była... elegancka i taktowna. Uporządkowana. Eh.
Wszystkie wydarzenia z ostatniego miesiąca zaczęły do mnie wracać. Spadały na mnie jak tona cegieł.

- Jesteś najgorętszą dziewczyną w tym mieście, shawty- mruknął Justin i schował twarz w moją szyję delikatnie łaskocząc mnie w twarz swoimi włosami. Czułam mokre pocałunki u podstawy szyi co sprawiło, że zakrztusiłam się powietrzem. 
Moje ciało zaczęło mnie zdradzać. Wychodziło naprzeciw jego pieszczotom zamiast uciekać od nich. Przecież wcale go nie znałam, powinnam uciekać jak najdalej tylko mogę i ile tylko mam sił w nogach. 
Całował mnie tak łagodnie, czule i zachłannie. To była mieszanka wybuchowa. Czułam jak moje nogi uginają się pod moim ciężarem robiąc się miękkie jak z waty.Chciałam chwycić się jego ramion, aby utrzymać równowagę, ale nie mogłam, ponieważ mocno trzymał moje ręce dociśnięte do mojego ciała.

Rozchyliłam usta myśląc o tym wszystkim, co przychodziło mi do głowy. Za bardzo chciałam to wszystko przeanalizować. Później to wszystko zdwoiło swoją siłę, kiedy do mojej głowy wracały stare wydarzenia.

Weszłam do klubu i usłyszałam echo niosące się po całym dużym pomieszczeniu klubu. Wytezylam słuch i zorientowałam się ze są to jęki dwojga ludzi uprawiających seks. Podeszłam dalej i zobaczyłam Justina, a na nim jakąś czarnowłosą dziewczynę.
- Widziałam cię z inna- warknęła do Justina. A ja zmarszczyłam brwi nasłuchując.
- Potrzebuje jej dla pieniędzy jej ojca- odwarknął groźnie.
W tym momencie dziewczyna zmieniła pozycję siadając na chłopaku i zaczynając się poruszać na nim.
Chciało mi się płakać. Wymiotować i zniknąć.
- Jak zamierzasz to zrobić?
- Uwieść, ładnie poprosić, dać nadzieję. Jak dostanę pieniądze szybko wyjadę z kraju, żeby zakończyć jedna sprawę.
Po chwili zaśmiali się głośno, a ja zakryłam usta dłonią, żeby nie zacząć płakać.
W tym momencie Justin spojrzał w moja stronę, a nasze spojrzenia się spotkały.
W tym momencie wybiegłam z klubu z płaczem.

W tym momencie upadłam na podłogę i zaczęłam płakać. Moje uczucia zaczęły się mieszać. Byłam zmieszana i zagubiona. Na szczęście Justin wyszedł z pokoju, ponieważ nie słyszałam niczyjej obecności za drzwiami łazienki. Powoli się podnioslam i spojrzałam w lustro.
Po jednej stronie łazienki stała pozłacana umywalka, a nad nią zawieszone było lustro. Natomiast na ścianie naprzeciw zawieszone było lustro sięgające od podłogi do sufitu. Zobaczyłam moje ciało w poszarpanym body, siniaki na udach i malinki na dekolcie i szyi. Podeszlam do dużej wanny i zaczęłam nalewac gorącej wody. Powinnam zmyć z siebie cały ten brud, wszystkie zarazki jakie przeszły na mnie od tych mężczyzn. A przede wszystkim powinnam sprawdzić czy. .. jestem w ciąży. Zdjęłam z siebie body.  Zamknelam oczy wchodząc do gorącej wody i czując jak piecze mnie skóra.
Poziom wody z minuty na minutę coraz bardziej się podnosił. Zamknęłam oczy i zaczęłam się zsuwac po ścianie wanny zanurzajac się coraz bardziej w wodzie. Stopniowo pod wodą zniknęła moja broda, nos, oczy,czoło, aż w końcu zanurzylam się cała. Czułam jak zaczyna mi brakować powietrza, ale nie chciałam się wynurzyć. Tutaj było tak dobrze. Czułam jak zaczyna mi się kręcić w głowie, aż w końcu przestałam czuć cokolwiek.
Ciemność i cisza. Nic poza tym.
- Madison! Madison, kurwa!
Nagle poczułam silne wyszarpanie mnie z wody i to jak ktoś bierze mnie na ręce kładąc na podłodze.
- Madison !
Justin. Krzyczacy i spanikowany Justin.
- Obudz się. Otwórz oczy, proszę, kochanie.
Słyszałam jego ciężki oddech i to jak przeklina pod nosem. Jego dłonie gladzily mnie po włosach.
Potrząsnął mną delikatnie.
Powoli otworzyłam powieki wpatrując się w niego. Był tak piękny, jego oczy o odcieniu karmelu wpatrywaly się we mnie z troską i zmartwieniem. Rozchylilam usta oddychając delikatnie, starając się nie podrażnic płuc od podtopienia.
- Madison. Coś ty wymyśliła? - powiedział Justin zmartwionym głosem.
- Justin... Nie mogę już, nie chcę już żyć. Zabij mnie- powiedziałam łapiąc go za dłoń i mocno całując, a później mówiłam w skórę na jego dłoni. - Wiem, że masz broń. Proszę.
- Dlaczego chcesz mnie zostawić? - zapytał zaciskajac szczękę.
- Justin. Zabij mnie. Nie chcę już żyć. Nie chce!
Justin sięgnął wolną dłonią za siebie i wyjął ze spodni pistolet. Naładowany? Puścił moją dłoń i wstał wychodząc z łazienki.
Próbowałam szybko się podnieść, ale nie mogłam od mojego pomysłu w wannie. Zaczęły boleć mnie płuca.
- Justin! Justin, stój! - krzyknęłam, a w tym momencie poczułam kłujacy ból w klatce piersiowej.
Z trudem wstałam na nogi i zaczęłam iść w stronę drzwi. Kiedy wyszłam z łazienki upadłam na podłogę nie mogąc juz stać od bólu w płucach. Uniosłam głowę i zobaczyłam otwarte drzwi na balkon. Na zewnątrz było ciemno, wiec nic nie widziałam.
- Justin... - szepnęłam.
Czy Justin skoczył? Czy po prostu otworzył, żeby przewietrzyc.
Nagle usłyszałam strzał. Głośny wystrzal z pistoletu dochodzący od strony balkonu. Rochylilam usta, a moje serce zamarło.
- Justin... - szepnelam zaczynając płakać.
Zastrzelił się.

________________________

Co myślicie o tym rozdziale?
Czekam na asku i tt, misie. ♥

#love
Ann.

21. " Room no. 1016 "

Proszę o komentowanie opowiadania i o aktywność na asku i twitterze.

CZYTASZ= KOMENTUJESZ !!!

Milej lektury ♥

_______________________

Justin's POV :

W momencie, gdy zobaczyłem jak ten kutas bawi się Madison i jak jego pieprzone ciało leży na niej moja krew zaczęła wrzeć. Cały byłem rozgrzany do czerwoności,co nie pozwoliło mi myśleć racjonalnie. Ale kiedy miałem Madison obok siebie śpiącą spokojnie na moim ramieniu oddychałem spokojnie.
- Powiesz jej o tym co zrobiłeś Spencerowi? - zapytał Bruce spoglądając na mnie w lusterku wstecznym. Co jakiś czas zmieniał się z Peterem za kółkiem, żeby oszczędzać siły na szybkie zorganizowanie powrotu do kraju. Nie spalismy przez kilkanaście godzin ze względu na szybką chęć odnalezienia Madison. Na szczęście była już obok mnie, bezpieczna.
Spojrzałem na Bruce'a a następnie wyjrzalem za przyciemnianą szybę samochodu.
- Nie - odpowiedziałem zaciskajac szczękę.

-flashback -

Zszedlem na dół szukając drzwi mogących prowadzić do piwnicy tego pieprzonego domu.
- Peter! - krzyknąłem chcąc nawiązać jakikolwiek kontakt. 
- Tutaj Bieber!
Ruszyłem w kierunku, z którego wydobywał się głos. Zszedłem po schodach w dół. Pomieszczenie było ciemne, a obskórne ściany dodawały grozy . Czułem się jak w jakimś horrorze, tylko że moje życie jest horrorem. Od najwcześniejszych lat mojego życia.
W cieniu dojrzałem Bruce'a stojącego przed Spencerem przywiązanym do krzesła jakąś liną. Uśmiechnąłem się zlowrogo patrząc na pochyloną głowę mężczyzny.
W rogu pokoju stał Peter obserwujący całe pomieszczenie z zaciekawieniem. Zapewne cos zauważył. Wyciągnąłem z kieszeni paczkę papierosów i wyciągnąłem jednego następnie odpalajac. Podszedłem do Spencera i Uśmiechnąłem się drwiaco.
- Pamiętasz mnie jeszcze, Spencer? - zapytałem cicho, na co on szybko uniósł swoją głowę, żeby zobaczyć z kim ma do czynienia.
- Bieber, ty nieudolny szmaciarzu.
Nie zdążył dokończyć ponieważ prawą dłonią szybko wymierzyłem cios w jego nos. Uśmiechnąłem się słysząc jak jego kość nosowa pęka.
- To było pytanie retoryczne. A teraz do rzeczy. - powiedziałem spokojnie zaciagajac się papierosem. - Co, kurwa, myślałeś, że robisz?
- Pieprzyłem twoją dziwkę. - powiedział gorzko.
Chwyciłem go za koszulkę i popchnąłem przez co jego głowa z impetem uderzyła w ścianę.
- Słuchaj mnie, pierdolony kutasie. - warknalem nisko kucając przy nim.- Jesteś jebaną ciotą, skoro próbujesz mnie dostać przez porwanie dziewczyny. Nie łatwiej było rzucić wyzwanie, czy jesteś aż taką pizdą? Zaczekaj... - unioslem teatralnie dłoń w górę - nie musisz odpowiadać. Doskonale o tym wiem.
Wstałem i obszedłem dookoła jego ciało leżące na podłodze, a dodatkowo przywiązane do krzesła. Kopnąłem go w żebra a po chwili w głowę. Wyrzucił z siebie okrzyk bólu, na co ja Uśmiechnąłem się w satysfakcji. Robiąc kolejne okrążenie kopnąłem go w jaja. Próbował zwinąć się w kłębek od bólu, ale lina, którą był przywiązany uniemożliwiła jakiekolwiek ruchy. Chłopcy spisali się jak zawsze.
-No dobrze. - mruknąłem w zastanowieniu dopalając papierosa.
- Podnieś go - rozkazalem Bruce'owi. Mężczyzna szybko go podniósł, a moim oczom ukazał się ból wymalowany na twarzy Spencera. Zgasilem papierosa na jego ramieniu przepalajac materiał jego koszulki i kawałek skóry. Spencer krzyknął głośno.
- No dobrze, to porozmawiajmy chwilę. - powiedziałem rozglądając się po pomieszczeniu. Zobaczyłem pogrzebacz do pieca w wiadrze obok rozżarzonego węgla. Do głowy wpadła mi pewna myśl. Dosyć okrutna.
- Jednego dnia pijesz ze mną whiskey w klubie, palisz ze mną zioło, a następnego jesteś w spółce z Adamsem. Mama nie uczyła cię, żeby nie robić interesów na dwa fronty? Nie informowała o konsekwencjach? Słuchaj mnie uważnie, ogromną radość sprawi mi obdarcie cię ze skóry. Nie będę miał dla ciebie litości, nie będę łagodny i nie będę słuchać twoich błagań. Wiem, jak wielką przyjemność sprawiało co krzywdzenie tej biednej dziewczyny, dlatego ja będę czerpał przyjemność z twojego cierpienia. Będę kochał każdą sekundę tego jak powoli będziesz umierał. Powoli i boleśnie. Zapewniam ci to.
W tym momencie rozgrzany pogrzebacz wylądował na policzku Spencera. Jego krzyk był jak miód dla mojego serca. To były tak wspaniale dźwięki.
- Jak długo wspolpracujesz z Adamsem? -spytałem unosząc pytajaco brew.
Milczy. Ponownie go podpaliłem.
- Pieprz się. Nic ci nie powiem.- odwarknął.
- Ktoś tu nie wie jak się zachować- powiedziałem przykladajac pogrzebacz do drugiego policzka.
Bruce zniecierpliwiony tą zabawą rozerwal mu koszulkę.
- Dzięki,bro.
Dopóki metal pozostawał gorący przyłożyłem go do ciała chłopaka. Zasmislem się słysząc jego krzyk.
- Gdzie twoi kumple? Zostawili cię?
- Pieprz się.
Spojrzałem na niego z uśmiechem, który pokazywał jak daleko zaszedlem.
- Czas na gwóźdź programu! Teraz zobaczymy jak życie Johnego Spencera się kończy! - krzyknąłem bijąc brawo, na co Bruce i Peter zaczęli się śmiać razem ze mną.
- No dobrze chłopcy. Czy mamy tu coś ciekawego? - powiedziałem groźnie szukając po pokoju.
Nagle dostrzegłem siekiere oraz karnister z benzyną nalaną do połowy pojemnika. Chwyciłem w prawą rękę siekierę, a w lewą karnister i ustawiłem przed chłopakiem.
- To zaczynamy zabawę- powiedziałem łagodnie. Rozerwalem koszulkę chłopaka i owinalem ją dookoła jego głowy.
Następnie duży fragment materiału zamoczylem benzyną i wsunalem do jego ust blokując ją cienkim paskiem materiału którym miał owinięta głowę.
Następnie zamachnąłem się siekierą kilkakrotnie celujac wprost w jaja Spencera. Z jego ust wydobył się krzyk zbliżony do pisku.
- Bruce - kiwnalem głową na Bruce'a na co wyjął zapałki i odpalił jedną pocierając o siarkowy bok pudełka. Zbliżył płonącą zapalkę do szmaty nawilżonej benzyną, a w odpowiedzi materiał zaczął się palić jaskrawym płomieniem.
- To twoja ostatnia lekcja, Spencer.
Powiedziałem groźnie, a następnie wylałem całą zawartość benzyny na jego ciało.
- Spalisz się tak szybko jak zacząłeś igrać z biznesem.
Po tych słowach wyszliśmy z piwnicy słysząc głośne krzyki i piski Spencera, który palił się żywcem.

- flashback-

Należało się temu kutasowi. To jego nauczka za to, jak potraktował Madison. Spojrzałem w stronę jej drobnego ciała. Było całe poobijane, posiniaczone, ponaznaczane. Ostatni miesiąc był dla niej koszmarem.
Współczułem jej tak bardzo, że nie wiedziałem co zrobić. Nie mam pojęcia jak mogę jej pomóc poza wywiezieniem jej z Norwegii i odwiezieniem do domu, do ojca, z którym będzie bezpieczna.
Miałem poczucie winy, że spotkało ją tak wiele nieszczęścia tylko dlatego, że zadawala się ze mną.
Jeżeli chodzi o mnie... ostatni miesiąc był najgorszym w moim życiu, nigdy tak bardzo się nie obawiałem. No może z wyjątkiem nocy, kiedy ruszyłem w poszukiwania mordercy mojego ojca. Obawiałem się rozczarowania samym sobą.
Po długiej podróży w końcu znaleźliśmy się w Oslo. Na niebo naszła czarne chmury idealnie obrazując mój humor. Do tego jeszcze błyskawice powinny   rozświetlać niebo. Tak. Jestem wkurwiony.
Odrzuciłem na bok moje zdenerwowanie i pochylilem się delikatnie nad uchem Madison.
- Madison. Jesteśmy na miejscu - szepnalem delikatnie potrzasajac ramieniem dziewczyny. Madison szybko odskoczyla w drugi koniec samochodu i zasłonila twarz dłońmi wpadając w drgania.
- Zostaw mnie! Przestań mi to robić! Przestań! - krzyczała na cały głos.
Usiadłem bliżej niej i chwycilem jej poranione nadgarstki odsuwajac od twarzy. Z jej zamkniętych oczu płynęły łzy .
- Shh, shh. Madison to ja, Justin. Jesteś bezpieczna. Nikt nie zrobi ci krzywdy. - powiedziałem spokojnie delikatnie ja obejmując. Czule gładziłem jej plecy w celu ukojenia jej nerwów. Przed nami ciężka droga. Droga pod górę żeby wszystko wróciło do normy. Czując jak delikatnie ją przytulam dziewczyna wpadła w moje ramiona zaczynając głośno płakać. Rozpadała się na milion kawałków na moich oczach, a ja nie wiedziałem co zrobić.
- Madison. Tak bardzo się bałem. - wyszeptalem szczerze.
Bylem przerażony,kiedy zobaczyłem wiadomość o tym, że została porwana.
- Musisz się owinąć w koc. Zaniosę cię do twojego pokoju w hotelu. Prześpimy jedną noc, a później wrócimy do Nowego Jorku. Jesteś już bezpieczna. Słyszysz?
Za każdym moim słowem Madison kiwala posłusznie głową. Zmarszczylem brwi. Czy oni kazali jej na wszystko się zgadzać?
- Justin... - zaczęła Madison.
Odezwala się może po raz drugi od kilku godzin. Podałem jej koc żeby się przykryła, a następnie wsunąłem ręke pod jej kolana, a druga trzymałem na plecach.
- Wszystko będzie dobrze. Jestem z tobą.
- Mhm. - mruknela Madison opierając głowę o mój obojczyk, kiedy wyszedłem z samochodu zamykając za sobą drzwi. Nacisnalem przycisk na kluczach od samochodu, a ten zamknął się wydając charakterystyczny dźwięk piknięcia. Wszedłem do hotelu, który wewnątrz wyglądał jeszcze bardziej luksusowo niż na zewnątrz. Był bardzo... przytłaczający jak dla mnie. Zauważyłem Petera stojącego przy recepcji i patrzącego na mnie ze zrozumieniem. Ludzie będący w hotelu dziwnie patrzyli na to jak niosę na rękach dziewczynę wtuloną w koc.
- Czy potrzeba państwu pomocy? - zapytała recepcjonistka płynną angielszczyzną. Miała włosy upięte w kok i nienaganny makijaż.
Spojrzałem na Madison na moich rękach.
- Może wezwać lekarza? - kontynuowała blondynka.
- Tak, poproszę. Do pokoju...
- 1016. - dokończył za mnie Peter.
Recepcjonistka uśmiechnęła się przyjaźnie zapisując wszelkie informacje. Po chwili uniosła się, żeby spojrzeć na mnie i Madison.
- Zaraz skonsultuję się z tutejszym szpitalem. Poproszę lekarza,żeby zjawił się jak najszybciej.
- Do zobaczenia- powiedziałem ruszając w stronę  pokoju, w którym zameldowana była Madison.
Tak naprawdę na ostatnia chwilę wybajelismy te pokoje, ponieważ byliśmy święcie przekonani, że jedyne co tam zostaniemy to popieprzonego Adamsa i martwą Madison. Wzdrygnąłem się na tę myśl. 
Otworzyłem drzwi do pokoju dziewczyny elektroniczną kartą z pozłacanym numerem 1016. My z chłopakami mamy pokój 1017. Tuż obok.
Zapewne zastanawia was skąd mamy pieniądze na taki hotel i jakim sposobem udało się tak szybko załatwić lot i hotel w centrum Oslo. Otóż.. mam stałego klienta kupującego towar za grube pieniądze. Zapewnił mnie, że w razie problemów wyciągnie mnie z tego gówna w jakim się znalazłem, bez znaczenia jak chujowo będzie. Teraz nadarzyła się taka okazja.
Wchodząc do pokoju zamknąłem za sobą drzwi nogą. Położyłem Madison na dużym dwuosobowym łóżku i wstałem, żeby podejść do okna.
- Justin. Zostań ze mną... - szepnęła boleśnie.
Położyłem się obok niej i przykryłem szczelnie ciepłym kocem, który zdążyłem zabrać z domu.
- Wszystko będzie dobrze. - powiedziałem.
Madison spojrzała na mnie spod spuchniętych powiek, na co ja Położyłem swoją dłoń na jej policzku. Delikatnie się Wzdrygnęła, ale pozwoliła mi na dotykanie jej policzka. To i tak naprawdę duży postęp.
- Dzisiaj przyjdzie do ciebie lekarz. Przebada cię i oceni czy wszystko w porządku.
Madison nic nie odpowiedziała. Patrzyła na mnie tępym wzrokiem, a po chwili wstała z łóżka wywijajac się z koca. Miała na sobie body,  które pięknie pokazywało jej kształty, ale także rany, siniaki i inne ślady, które szpecily jej ciało. Ale pomimo tego nadal była piękna. Ciągle zapieralo mi dech w piersiach, kiedy ją widziałem. Wstałem za nią, żeby asekurować jej ciało.
- Chcę zadzwonić do mojego taty.... - powiedziała cicho, na co ja spojrzałem w jej oczy przepełnione bólem.
- Oczywiście- powiedziałem cicho wyjmujac iPhone'a z kieszeni spodni. - Proszę.
Podałem jej swój telefon. Madison wypowiedziała ciche "Dziękuję "i z drżącymi dłońmi wybiła numer do ojca.
Bylem ciekawy przebiegu spraw. Wciąż stałem za nią, żeby asekurować jej osłabione ciało.
- Halo? - odezwała się Madison przez telefon, a ja przypatrywalem się ludziom chodzącym po norweskich ulicach.

________________

Koniec rozdziału. :)
Jak się podoba?

Ask → KLIK
Twitter→ @eternalloveff

#love.
Ann.

sobota, 21 lutego 2015

20. " I was scared "

Madison's POV :

Dni mijały powoli. Mój stan fizyczny był okropny, psychiczny jeszcze gorszy.
Miałam mnóstwo siniakow i śladów od starych przeciec na skórze.
Sytuacja poprawiła się o tyle, że mogłam wyjść do łazienki, kiedy tylko potrzebowałam i się umyć.
Moje włosy zostały związane w warkocz, a od tego, że nie czesalam ich codziennie stworzyły się w nich supły.
Bałam się patrzeć na siebie w lustrze w łazience.
Miałam trzy obowiązki... chodzić ubrana tak jak oni chcą, nie nakładać dolnej bielizny i być gotowa na każdą seksualną zachciankę. Moje pośladki były czerwone od ciągłych uderzeń, a na nadgarstkach widniały sine ślady od kajdanek, węzłów i innych dupereli.
Siedziałam na łóżku rozmyślając o tym, co zrobić, żeby ukrócić swoje męczarnie. W tym momencie do pokoju wszedł John Spencer.
Szybko wstałam na nogi i spuściłam głowę jak zbity pies. Słyszałam jego powolne kroki, kiedy podchodził w moją stronę. Stanął przede mną i ujął w dłoń moja brodę tak żebym spojrzała w jego oczy.
- Jesteś już martwa, wiesz o tym? - szepnął groźnie zaciskajac palce na mojej twarzy.
Moja krew zaczęła krążyć szybciej, a serce waliło szalone jak młot. 
- J-jak to? - odpowiedziałam żałośnie cicho, a z mojego gardła wydobył się ochrypnięty głos.
- Napisaliśmy anonimowy list do twojego ojca z informacją, że popełniłaś samobójstwo.
- Sądzisz, że mój ojciec jest głupi, żeby w to uwierzyć? - warknelam patrząc w zimne oczy chłopaka.
- Skoro podali taką informację w prasie to raczej tak.
Odepchnelam chłopaka od siebie. To wszystko mnie przerosło. Skoro nie miałam już nic do stracenia to mogłam spokojnie zaryzykować nawet swoim życiem. Moje uderzenie było na tyle silne, że zaskoczony chłopak wpadł plecami na drewnianą szafę stojącą za nim.
Rzuciłam się do ucieczki.
Adrenalina podskoczyła w niebezpieczny sposób,kiedy zobaczyłam drzwi wyjściowe. Skąd wiedziałam, że to właśnie te? Masa obserwacji z okna pokoju,w którym mnie przetrzymywano.
Nacisnęłam na klamkę i szybko wybiegłam z domu. To co z tego, że byłam ubrana w body i krótkie spodenki. Nie zdążyli mnie za to ukarać, tak jakby to zrobili zanim zdążyłabym uciec.
W okolicy domu nie było nic oprócz wysokich traw i porozrzucanych domów w odległości conajmniej 10 kilometrów. Dom stał na wzgórzu, dlatego widok był idealny. Powietrze było zdecydowanie chłodniejsze niż to w Nowym Jorku. 
Ale to wszystko było najmniej ważne. Wbieglam w wysokie trawy uciekając przed chłopakiem, który wściekle mnie gonił. W tym momencie rozpoczął się las, uciekałam ile tylko miałam sił w nogach.
Słyszałam głośne kroki goniacego mnie Spencera , które powodowały, że mój bieg stawał się jeszcze bardziej dynamiczny niż chwilę wcześniej.
- Jak cię dorwę to obedrę cię ze skóry kurwo! - krzyknął, a drzewa poniosły odbity dźwięk jeszcze dalej.
Byłam przerażona. Grunt to wydostać się z tego pieprzonego lasu.
Nagle upadłam przodem na rozmokłą ziemię, a moje ciało było pokryte błotem.
- Tylko nie to, Boże, tylko nie to- szepnęłam do siebie próbując szybko podnieść się na nogi, jednak coś przytrzymało mnie w dole. Moje oczy powędrowały do góry i spotkały rozwscieczone spojrzenie Spencera.
Moje ciało zaczęło drżeć w obawie przed tym co zaraz miało się zdarzyć. Widziałam jak chłopak poluzowuje pasek od spodni,aż w końcu go wysuwa ze szlowek.  Dłoń z paskiem powędrowała za jego ciało, a następnie skórzany pas spotyka się z moim ciałem.
Kurwa, jak boli!
Odwróciłam się szybko i skulilam żeby ochronić się jak tylko mogłam.
To nic nie dało.
Uderzenie za uderzeniem, nic pomiędzy. Żadnego słowa,krzyku, płaczu. Leżałam skulona w błocie i czekałam aż skończy.
-Nigdy więcej nie waz się uciekać! Jesteś kurwa moja, dziwko! -krzyknął, a chwilę później podniósł mnie tak żebym stanęła przed nim. - A teraz... wrócimy do domu i będę cię pieprzyl tak długo aż się nie uspokoje ..
Moje ciało zesztywnialo. Dlaczego to nie może się skończyć? Dlaczego Bóg nie może zabrać mnie stąd raz na zawsze?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Kiedy znaleźliśmy się w "domu " zostałam przywiazana do łóżka. Nie patrzyłam na to co się dzieje, bo nie mogłam juz znieść widoku swojego ciała i tego jak bardzo zostało oszpecone. Nigdy nie było piękne i perfekcyjnie, pozostawało dużo do życzenia, ale było zadbane i czyste. Żadnych naznaczen, przeciec , siniakow. Teraz było szpetne i brzydzilam się samej siebie.
Nie wiem jak długo to trwało, ale chłopak był nade mną i gryzl i poniewieral moją skórę. Zaczęłam się wiercić i piszczec.
Zapewne zapytacie Dlaczego wcześniej na to pozwalałam. Otóż dzisiaj otrzymałam szansę na ucieczkę i cała nadzieja na odzyskanie wolności znowu zapaliła się w mojej głowie.
Nagle w domu rozległ się huk. Strzał czy coś w ten deseń.
- Co do chuja - warknal Spencer, w momencie kiedy drzwi do pokoju się otworzyły.
O co chodzi? Kolejni do zabawy? Boże, nie..
- Spierdalaj kurwa z niej! - rozległ się krzyk, a chwilę później wystrzał pistoletu. Wzdrygnelam się i zamknęłam oczy.
- Przypomniałeś sobie o swojej dziwce? - odpowiedział Spencer, a następnie zaczął mnie całować. Uciekłam ustami od jego dotyku na co mocno mnie złapał za policzki.
W tym momencie John został ściągnięty ze mnie.
- Wszystko w porządku? - zapytał męski głos. A kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam Justina wpatrującego się we mnie ze współczuciem. - Ty żyjesz.. - dopowiedział po chwili.
- Zabieramy go na korytarz.
Co? Ktoś jeszcze tutaj jest?
- Zaraz do was przyjdę. Peter zabierz go do piwnicy, jeżeli taka jest, a Bruce niech go unieruchomi i zaknebluje.
Jest jeszcze ktoś?! Jezu... nie, nie, nie.
- Madison... Ty żyjesz. - powiedział Justin bez tchu wpatrując się w moje oczy.
Jego dłoń powoli powędrowała na moją twarz, ale zrobiłam szybki ruch,żeby nie był w stanie mnie dotknąć. Nie chciałam niczyjego dotyku na swojej skórze. Nigdy więcej. 
- Przepraszam - wyszeptał prostując się i rozwiązując sznur, którym byłam związana.
- Justin... nie zostawiaj mnie tutaj. -powiedziałam piskliwie.
Jego karmelowe oczy spotkały się z moimi brązowymi. Uśmiechnął się delikatnie i pokręcił przeczaco głową.
- Nie zostawię. Zabieram cię stąd.
Pokiwałam powoli głową i przyglądałam się mu jakby był bóstwem.
Kiedy uwolnił mnie od węzłów uniósł mnie delikatnie żebym mogła usiąść. Jego oczy pociemniały, kiedy zobaczył wszystkie ślady na mojej skórze.
- Zabiję ich, każdego po kolei. - warknął po czym gwałtownie wstał i otworzył drzwi dużej drewnianej szafy. Wyjął z niej koc i podszedł do mnie okrywajac mnie nim.
- Chodźmy. - powiedział i pomógł mi wstać.
Zaczęłam powoli iść jednak po trzech krokach moje nogi stały się bezwładne i upadłam na podłogę.
- Madison.. - powiedział Justin. Po chwili klęknal na jedno kolano i wziął mnie na ręce.
Jęknelam z bólu czując jak podrażnił moje żebra, na których znajdowała się długa rana.
- Przepraszam. Za chwilę będziemy w hotelu.
Oparłam głowę o jego umięśnione ramię czując pewnego rodzaju spokój i bezpieczeństwo. Nagle Justin zatrzymał się i wskazał głową pewien kierunek. Spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam moje jeansy leżące na drewnianej podłodze.
- To twoje spodnie? - zapytał spokojnie jednak jego jabłko Adama przesunęło się po gardle.
Pokiwalam twierdząco głową, a on sprytnym ruchem nogi podrzucil je tak, że wylądowały na moim brzuchu.
" Nieźle Bieber. Co jeszcze potrafisz? " - moja podświadomość powróciła opalona i zrelaksowana po kilku tygodniowej przerwie. Byłam na nią wściekła,że nawet ona mi nie pomagała przez ten czas.
W końcu wyszliśmy z domu. Kierowalismy się do samochodu.
- Czy będę mógł spytać cię później o kilka rzeczy? - zapytał otwierając tylne drzwi.
- Tak. -odpowiedziałam patrząc na jego twarz. Tak bardzo cieszyłam się, że tutaj jest. Uwierzyłam w to, że zależy mu w pewnym stopniu na mnie..
" Albo na twoich pieniądzach " . Cholerna podświadomość.
Justin pokiwal powoli głową i złożył delikatny pocałunek na moim czole. Pomimo tego jak delikatne to było wzdrygnelam się. Jak długo potrwa mój wstręt do dotyku i widoku swojego ciała?
- Gdzie idziesz? - powiedziałam łapiąc chłopaka za nadgarstek.
- Zaraz wrócę.
Był taki spokojny z zewnątrz, ale widziałam, że wewnątrz niego siedzi coś intensywnego.
Czekałam i czekałam.  A on nie wracał.
W końcu zobaczyłam trzy postaci, jedną z nich był Justin a pozostałych dwóch nie znałam.
- Cześć - odpowiedział wsiadając do samochodu, tuż obok mnie.
- Hej - odpowiedziałam szeptem i spojrzałam w stronę dwóch chłopaków siedzących z przodu.
- To Peter i Bruce. Wspólnie prowadzimy działalność w klubie a do tego pomagają mi w biznesie. - wyjaśnił Justin.
Mój mózg zaczął pracować. Coś mi się nie zgadzało.
- A Spencer i dwóch pozostałych? Widziałam cię z nimi w klubie... wtedy po raz pierwszy... -powiedziałam cicho.
Justin zmarszcyl brwi zastanawiając się przez chwilę. Tak jakby cos analizował w swojej głowie.
- John Spencer i McCoulter byli ze mną wtedy w klubie. Już wtedy coś kręcili.
- A ta dziewczyna?
- Jessica.
Zaraz... czy to nie była ta sama co widziałam jak uprawiał z nią seks i rozmawiał o mojej naiwności?
Nie jesteśmy razem o zapewne nigdy nie będziemy, ale naprawdę zabolało mnie to co zobaczyłam. Bo w pewnym sensie mi na nim zależało. Dobrze, w każdym sensie.
Pokiwalam głową widząc jak jedziemy wąska drogą. Zmarszczylam brwi. W stanach Zjednoczonych nie ma takich dróg.
- Justin?
- Hm?
- Gdzie my jesteśmy?
- Trondheim.
Gdzie? Spojrzałam na chłopaka zdezorientowana.
- Norwegia.
Norwegia?! Dlatego jest o wiele zimniej.
Byłam przekonana, że ten wyjazd będzie na drugą część kraju, ale nie na zupełnie inny kontynent.
- Em... A teraz gdzie jedziemy?
- Do Oslo. Tam mamy zarezerwowany hotel. Skontaktujesz się na miejscu ze swoim ojcem. Sądzę, że powinnaś.
Justin miał rację. Muszę wszystko wyjaśnić.
Po kilkunastu minutach drogi poczułam jak moje powieki stają się ciężkie. Justin przysunął mnie do siebie i objął ramieniem.
- Możesz spać. Obudzę cię, kiedy dotrzemy na miejsce. -powiedział w moją skron, a chwilę później ucalowal delikatnie.
Po tych słowach zapadlam w sen. Spokojny i bezpieczny. Z dala od niebezpieczeństwa.

_____________________

Mamy rozdział.
A jaki dluuuuuuuuugi tym razem. :)
Jak wrażenia? ♥

Ask --> KLIK
Zapraszam.

Kocham was najmocniej.
#love
Ann.

czwartek, 19 lutego 2015

19. " Ah. Welcome to the sweet smell of revenge. "

Justin's POV :

Stałem wpatrzony w to co robi Peter na swoim komputerze. Myślałem o tym, co może się dziać w tym miejscu z Madison. Jak daleko mogli posunąć się ci skurwiele?
Nagle poczułem czyjąś dłoń na swoim ramieniu, dlatego moja głowa natychmiast przekręciła się w tę stronę.
- Spokojnie, Razor. Nic jej nie jest. Zobaczysz. Nie powinieneś się tak przejmować. - Bruce powiedział spokojnie patrząc wprost w moje oczy. To było dosyć... dziwne. Wiedziałem, że mówił serio.
Bo wiecie... spojrzenie drugiego człowieka wyraża o wiele więcej niż czyny czy słowa. A dodatkowo przydawala się umiejętność rozróżniania ludzi. W swoim stosunkowo krótkim życiu zbyt wiele razy zawiodłem się na ludziach i zbyt wielu z nich okazało się wyzyskiwaczami.
- Gdyby nie ja, Adams i jego popieprzeni znajomi,nie dotknęliby jej. - warknalem nisko.
- Kurwa, Bieber. Jest córką milionera, który utrzymuje całą gospodarkę Stanów Zjednoczonych, jest obrzydliwie bogaty. Każdy mógł ją złapać nawet jako cel do zranienia jej ojca .
- Ale to się kurwa nie powinno dziać! Rozumiesz?! - krzyknąłem wyrzucając ręce w powietrze.
Bylem sfrustrowany, zmęczony, wkurwiony i całkowicie zagubiony. Myśl, co mogli zrobić jej ci skurwiele powodowała, że moje ciało wpadało w jakieś chore wibracje.
-Wiadomość z ostatniej chwili.
Odezwał się damski głos w telewizji. Dziennikarka o jasnych włosach i czerwonych ustach przekładala między sobą kartki. Mój wzrok powędrował na monitor. Chciałem odizolować się od dyskusji z Brucem, który stał obok mnie i tak samo jak ja wpatrywał się w telewizor.
- Miesiąc temu zaginęła córka najbardziej wpływowego mężczyzny w Stanach Zjednoczonych, Will'a Beer. Madison zniknęła po wyjściu z domu w godzinach popołudniowych. Od tamtej chwili nie ma z nią żadnego kontaktu.
Wpatrywalem się w monitor małego plazmowego telewizora chcąc zrozumieć co się dzieje. W mojej głowie zaczęły tworzyć się czarne scenariusze, które przerazaly mnie samego.
- Will Beer poinformował naszą stacje, że dostał list z wyjaśnieniem, gdzie wyraźnie  napisano, że Madison Beer popełniła samobójstwo. Powołano specjalny zespół mający wyjaśnić sprawę.
Mój wzrok powoli powędrował na twarz zaskoczonego Bruce'a. Doskonale wiedział, że mowa o tej, a nie innej Madison, jednak ja wmawialem sobie, że to nie ta dziewczyna, że popełniono jakiś błąd.
Ale jak to możliwe? Jak wiele krzywdy musieli jej zrobić, żeby posunęła się do takiego rozwiązania. Rozwiązania, które zabrało mi powietrze z płuc kompletnie je wypompowując.
- Rezerwuj lot. -odpowiedziałem chłodno. - Zaczekaj Bieber, jaki lot? - odezwał się Peter. - Gdzie Ty znowu chcesz lecieć?
- Norwegia. Najbliższy wylot. Rezerwuj trzy bilety. Musimy wyrównać porachunki z bandą hien.
Nagle zapadła między nami cisza.
- To nie jest dobry pomysł, Bieber. To wszystko powinno być odpowiednio zaplanowane,poza tym...
Mówił Peter, ale przerwalem mu.
- Ma być zaplanowane tak jak oni zaplanowali wszystko odnośnie Madison? Nie będę nic planował, nie mam czasu.
Po tych słowach ruszyłem do swojego mieszkania, które przypominało pobojowisko. Talerze i szkło zostały porozrzucane po całej szerokości pokoju.
Ignorując szkło wbijajace się w podeszwę mojego buta przeszedłem na drugą stronę pokoju.
Mój plan był prosty.. zemsta. Nie ma nic słodszego od widoku umierającego wroga. Wierzcie mi, nie ma i nie będzie nic lepszego od tego rozwiązania.
Dodatkową opcją planu było odnalezienie ciała Madison i dostarczenie go z powrotem do Nowego Jorku.
Wziąłem ze sobą zapas broni, którą owinalem w gruby koc, a następnie zapakowalem do sportowej torby NIKE. Zabierając ze sobą kurtkę i telefon ruszyłem na dol z torba w dłoni.
Bruce patrzył na mnie beznamietnie.
- Mamy prywatny odrzutowiec, udało się nam załatwić szybki transport na drugi kontynent. A na miejscu zatrzymamy się w hotelu. Mamy tam trzy pokoje, tuż obok siebie.
Chwyciłem za kluczyki bmw i ruszyłem do wyjścia.
- Odjeżdżam za 5 minut. Radzę się pospieszyć. - powiedziałem groźnie i wyszedłem z klubu. Zobaczyłem swoje auto zaparkowane przy krawężniku tuż obok klubu. Wrzuciłem na tylną kanapę torbę, a sam usiadłem na miejscu kierowcy.
Spojrzałem na zegarek.
Cholera. Południe. Zaraz zaczną się korki.
Chciałem znaleźć się już w Norwegii i urwać jaja każdemu z ekipy Adamsa.
Nagle w samochodzie pojawił się Bruce i Peter, Przez co amortyzatory obniżyły się nieznacznie.
- Masz 30 minut na dojazd do lotniska. Za 40 minut odlatuje nasz samolot.
- A odprawa? -zapytałem.
- Omija nas.
Ponieważ byłem lewego rodzaju oszustem wpadł mi do głowy pewien pomysł. W samochodzie posiadałem sztuczną syrenę i koguty policyjne. Stojąc na czerwonym świetle zacząłem szukać któregoś z nich po omacku. Po kilku próbach udało mi się znaleźć koguta i wystawić go na dach. Włączyłem syrene.
Samochody zaczęły ustępować, co spowodowało, że nasz czas dojazdu o wiele się skróci.
Po kilkunastu minutach byliśmy na miejscu. Obsługa naszego lotu oprowadza nas tak, że ominelismy wszelkie odprawy.
Samolot był koloru stalowego, a w środku zupełnie różnił się od tych krajowych przewoźników. Był wygodny i komfortowy. W środku obity białą skórą i drewnem.
Po chwili wystartowalismy.
Po upływie pewnego czasu kapitan samolotu wydał ogłoszenie.
- Za godzinę podchodzimy do lądowania.
Klasnalem w ręce z uśmiechem na ustach.
Ah. Witaj słodki zapachu zemsty.

____________________

Cześć!
Mamy następny rozdział.
Jak wrażenia?

#love
Ann.

środa, 4 lutego 2015

18. " He has no idea how much I would pay for it and how much changed it, if only I could. "

Justin's POV :

Od momentu, w którym dostałem wiadomość od Adamsa, że przechwycili Madison zacząłem poszukiwania. Szukałem jej wszędzie. Próbowałem skoncentrować się na logicznym myśleniu i ustaleniu tego wszystkiego, ale to nic nie dało. Wszędzie było głośno na temat zaginięcia Madison.  Radio, telewizja, prasa. Wszyscy interesowali się losami córki milionera, kiedy on sam wpadł w głęboką depresję. Podobno nie było z nim żadnego kontaktu, a jedyną osobą,która mogła wejść do jego domu była babcia Madison.
Minął miesiąc od kiedy dostałem wiadomość od Adamsa. Bałem się, że dziewczyna juz nie żyje i dawno leży pogrzebana gdzieś w ogrodzie. Mój żołądek wykręcał się w milion supłów, kiedy tylko o tym myślałem.
Cholera. Nie chciałem jej stracić.
Przez ten miesiąc,który okazał się koszmarem uświadomiłem sobie, że Madison jest dla mnie tak ważna, że nie potrafię bez niej funkcjonować.
A myśl, że mogło się jej coś stać powodowała, że moja krew wariowala we wszystkich możliwych naczyniach krwionośnych mojego ciała.
Właśnie zaczynał się wtorek.
Próbowałem spokojnie wypić poranną kawę, gdy usłyszałem kliknięcie mojego laptopa sygnalizujące o przyjściu wiadomości. Wstałem z miejsca i podszedłem do kanapy, na której leżał laptop.
Zobaczyłem wiadomość od nieznanego mi adresata, którego nazwa miała dosyć wymowne znaczenie.

Od: BDSMlove

Sądzę, że mamy coś, co cię zainteresuje.

Mój wzrok przemieścił się niżej na załącznik. Rozszerzenie pliku mówiło o tym, że jest  to film.
Kiedy otworzyłem film moje oczy rozszerzyly się a serce podskoczyło niebezpiecznie podwyższając ciśnienie.
Na filmie trzech facetów posuwało jedną małą, drobną dziewczynę.
Nagle rozległ się krzyk i głośny szloch. Zatrzymałem wideo i przejrzałem się twarzy dziewczyny. To była Madison!
Ale co? Jak?
W tym momencie wpadłem w szał. Rzuciłem laptopem przez cały pokój powodując tym, że ekran rozbił się na milion drobnych kawałków, a głos z video zaciął się na przeraźliwym krzyku Madison.
Zacząłem rzucać szklankami, talerzami i innymi rzeczami które znalazły się w moich dłoniach.
Obudził się we mnie demon. Wiedziałem, że muszę ją ratować jak najszybciej. Ona nie wytrzyma długo, będzie chciała uciec, a jak to zrobi to oni... o mój Boże.
Nie chciałem nawet o tym myśleć bojąc się swojej własnej wyobraźni.
Wpadłem w szał.
Wybieglem z domu wprost do klubu zastając całą ekipę siedzącą na kanapie i grającą w karty. Jak oni mogło być tak spokojni? No jak?!
Wchodząc do klubu zacząłem kopać w stoliki i pufy pojawiające się na mojej drodze. Wszystko to nie miało żadnej wartości.
Chciałem w końcu znaleźć tą dziewczynę, która tak namieszala w mojej głowie i klatce piersiowej.
Nagle poczułem mocny uścisk rąk na moich barkach, ramionach i karku.
Próbowałem się wyrwać, ale nic to nie dawało. Wtedy przed moja twarzą pojawiła się Jessica.
Oni wszyscy wiedzieli o moim biznesie.
Peter, Bruce, Jessica. Oni także wiedzieli o Madison. Jessica i ja byliśmy najbardziej winni tej całej sytuacji.
Od momentu, gdy Madison została porwana w klubie nie odbyła się ani jedna impreza. Miałem mnóstwo pieniędzy, a chętnych na narkotyki nie brakowało. Dodatkowo mój towar b zabezpieczony i schowany dlatego przy żadnej kontroli nie został wykryty.
Peter mówił mi, że biznes zaczyna upada i trzeba wznowić organizacje drogich imprez w klubie,ale ja go nie słuchałem.
Nie interesowało mnie nic innego niż zdrowie Madison. Biednej Madison, która w tym momencie przeżywała cos o wiele gorszego niż piekło. Dla niej wybawieniem była śmierć. Czyli najgorsze co mogłaby zrobić, żeby dać mi nauczkę za to co zrobiłem.
Ale czy ona Mi wybaczy? Czy ona myśli o mnie tak jak ja myślę o niej i czy wie, że to co ona czuje do mnie zaczyna działać także na mnie?
Nie wie. Bo skąd mogłaby wiedzieć.
Nie ma pojęcia jak wiele mógłbym za nią oddać i jak wiele dla niej zmienić, jeśli tylko byłbym w stanie. Moje serce wariuje. I przysięgam, że nienawidzę samego siebie za to, co się właśnie ze mną dzieje, ale wiem, że kiedy tylko to wszytko się skończy będę dziękował temu,który jest na gorze za to, że postawił ją na mojej drodze.
- Justin. Co się dzieje? Wiesz coś więcej? - spytała Jessica.
- Razor* mów. Co się dzieje? -powiedział Peter puszczając moją rękę i nakazujac Bruce'owi , żeby zrobił to samo.
- Dostałem film jak wykorzystują Madison... jak ją pieprzą. -powiedziałem, a moje mięśnie spięły się w niebezpieczny sposób.
- Przyznaj się, że sam chciałbyś ją tak posuwac- powiedział Bruce.
W tym momencie moja pięść zderzyła się z jego nosem, a ja poczułem jak jego kość łamie się pod siłą mojego uderzenia. Zostałem powstrzymany zanim zrobiłbym cos więcej. Spojrzałem na Petera,który patrzył na mnie uważnie.
Warknąłem gniewnie.
- Chodzi o tą kruszynkę, która zgubiła się w prawdziwym świecie? Justy nie bądź śmieszny. - zaczęła Jessica- wszyscy wiemy, że chodzi o pieniądze jej ojca.
- Zamknij, kuwa, mordę! - wrzasnąłem na cały klub, co spowodowało, że echo odbiło się o wszystkie możliwe ściany w pomieszczeniu.
Miałem ochotę rozszarpać jej ciało na strzępy i wrzucić do ognia. Potem stałbym nad popiołem jakim się stała kochając każdą pieprzą minutę, każdą sekundę, która spowodowała, że stała się małymi cząstkami nic niewartego gówna. Tym właśnie jest Jessica.
Nic dodać i nic ująć.
Ja stawiałem przed sobą jedyny cel - odnaleźć Madison,o ile jeszcze żyła. Na pewno. Musi żyć.
Czułem jak krew w moich żyłach niebezpiecznie obija się o wewnętrzne ścianki mojego układu krwionośnego, czułem jak moje serce dostaje w nadmiarze adrenaliny, która umie  spowodować, że potrafiłbym przejść przez linię strzału dostając milion kulek w klatkę piersiową i bez padnięcia trupem na ziemię i zalaniem się własną krwią. W tym momencie nie było siły, która by mnie powstrzymała przed tym co zamierzałem zrobić. Chciałem skręcić kark Adamsowi i pozostałej reszcie jego pieprzonego amatorskiego gangu.
Bieber wraca do gry, jeszcze groźniejszy niż poprzednio i jeszcze bardziej niebezpieczny.
Można mnie porównać do rzuconego w powietrze dynamitu. Tuż po dotknięciu czegokolwiek eksploduje.
Tak właśnie zareaguje moje ciało, umysł i serce, gdy dowiem się o jakiejkolwiek krzywdzie wyrządzonej tej dziewczynie.
Jessica stała z otwartymi ustami i przyglądała mi się z zaciekawieniem.
-Czego jeszcze oczekujesz? Że będę pieprzyl twoją otwartą buźkę? Spieprzaj. -warknąłem na co Jessica odwróciła się na pięcie i wyszła z klubu zatrzaskujac za sobą drzwi.
Peter i Bruce spojrzeli na mnie ze zrozumieniem, jednakże nic mnie to nie obchodziło. Miałem w dupie wszystko i wszystkich z wyjątkiem tej jednej dziewczyny, która teraz mogła być wszędzie.
Bruce kiwnal na mnie głową pokazując, że ma plan.
- Sprawdzimy skąd został wysłany mail z nagraniem. Jeżeli uda nam się namierzyć przynajmniej miasto, z którego został wysłany będzie nam o wiele łatwiej. - powiedział spokojnym tonem.
-Problem w tym, że zniszczyłem laptopa w momencie, gdy zobaczyłem, że ta dziewczyna to Madison.
- Zaloguj się na maila Biebera, Peter.
Chłopcy zamienili się miejscami patrząc na siebie  porozumiewawczo.
- Jakieś znaki szczególne, Bieber? - zapytał Bruce patrząc w stronę monitora komputera, na którym Peter wlamywal się na moja pocztę.
- Drewniane ściany, dosyć ciemne pomieszczenie. Nic więcej. - powiedziałem marszczac brwi.
- Rozumiem.
W tym momencie Peter odsunął się od komputera.
- Trondheim, Norwegia. -powiedział pokazując nam mapę.
- Mamy ich. - odpowiedziałem dumnie z uśmieszkiem malującym się na mojej twarzy.
Teraz juz nic mnie nie zatrzyma.

* Razor - z ang. "nóż". Pseudonim Justina.

_____________________

Heeeeeeeeeeelo wam wszystkim.
Zaczynamy weekend z nowym rozdziałem.
Mamy pierwszy POV Justina od momentu porwania Madison.
Jak wrażenia ? :)

Następny we wtorek. :)

Ask. (KLIK)

#love
Ann.