niedziela, 25 stycznia 2015

14. " Now we embrace the lead. "

Justin's POV:

Po szczerej rozmowie faktycznie było mi lepiej. Leżeliśmy właśnie na łóżku. Żadne z nas nie wypowiedziało żadnego słowa od ostatnich 10 minut. Po prostu Leżeliśmy przy sobie w zamyśleniu, patrząc spokojnie na sufit. Nagle nie potrzebowałem niczego innego niż Madison obok.
Banał? Brzmi oklepanie, nudno i beznadziejnie. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że takie beznadziejne dopasowanie słów idealnie mówi o tym co siedzi wewnątrz mnie od pewnego czasu. Muszę wziąć się w garść.
Kiedyś stałbym w pierwszym rzędzie, żeby wyśmiac człowieka mówiącego w ten pierdolony sposób.
Jestem głupim, beznadziejnym kutasem. Jak tak kurwa można. Dostałem napadu szału a dodatkowo zacząłem ja bić bez powodu. Przecież to chore. Ja jestem chory. Popieprzony.
Objąłem delikatnie talię Madison i przyciągając do siebie.
- Chodź tu- powiedziałem cicho.
Kiedy przysunąłem Madison do siebie poczułem jak drobne ciało miała. Była tak delikatna i niewinna, a ja postanowiłem pojawić się u niej w domu, po wczorajszej akcji na imprezie.
Usłyszałem jej cichy oddech. Jedynie mogłem się domyślać o czym właśnie myślała, gdzie była właśnie ze swoją wyobraźnią.
- Justin? - odezwała się po dłuższej chwili milczenia.
- Co?
- Opowiedz mi coś o swoim... biznesie. Chcę wiedzieć więcej..
- Nie. -warknąłem. - To nie twoja pieprzona sprawa. Więc siedź z tą wiedzą, którą masz i nie domagaj się więcej. Za dużo już wiesz..
W tym momencie podniosłem się z łóżka i ściągnąłem kurtkę z drewnianej poręczy. Podszedłem do balkonu i otworzyłem drzwi. Właśnie miałem zamiar przełożyć nogę przez barierkę na balkonie, żeby wydostać się z posesji.
- Justin... - powiedziała Madison chwytając mnie za przedramię.
- Co?
- Nie myśl, że chcę wyciągnąć na siłę od ciebie takie informacje. Po prostu. .. jestem ciekawa, bo chcę poznać cie... lepiej.
Dziewczyna przeplatała swoje palce pomiędzy sobą i patrzyła niepewnie na mnie. Uniosłem brwi, a po chwili delikatnie się uśmiechnąłem. Wyglądała uroczo, kiedy była zakłopotana.
- Jasne, shawty. - odpowiedziałem szybko chwytając jej podbródek między dwa palce i delikatnie całując jej pełne wargi.
Za chwilę przełożyłem nogi przez barierkę i zszedłem z balkonu. Skierowałem się do mojego samochodu, który ustawiłem niedaleko domu Madison. Po chwili odjechałem z tego miejsca kierując się w dobrze znanym mi kierunku.

|||||||||||||||||||||||||||||||||

Na środku wzgórza stał duży magazyn.
Zaparkowałem tuż obok głównej bramy.
Bez zastanowienia wszedłem do środka załadowując pistolet, który na znak swojej gotowości wydał odgłos kliknięcia. - Bieber. Nie bądź tak porywczy. - odezwał się głos dochodzący z którejś części dużego magazynu.
- Nie zgrywaj się ze mną, Drew. Nie mam ochoty na twoje głupie gierki. Oddawaj mój towar. - odpowiedziałem stając po środku pustego pomieszczenia.
Z oddali rozległ się śmiech, a ja zdążyłem zauważyć także postacie chodzące dookoła mnie i kryjące się w mroku.
Bez zastanowienia uniosłem pistolet i wystrzeliłem w stronę dużych blaszanych rolet zasłaniających okna i inne otwory będące źródłem światła w tym zasyfionym miejscu. Oddałem kilka strzałów, a rolety zaczęły opadać z hukiem na ziemię podrywając kurz i ukazując kryjące się wcześniej postaci.
- Ha! Mam was chłopcy. A teraz do rzeczy -odpowiedziałem pewnym głosem. -Oddawaj mój towar .
Moim oczom ukazali się kolejno Spencer, McCoulter i Adams. Wszyscy niegdys pracowali ze mna. Wszyscy z dumnym uśmiechem na twarzy. Miałem ochotę władować kulkę każdemu z nich.
- Widziałem twoją nową dziwkę. Niezły towar. - zagwizdał McCoulter. Oparł się powoli o zniszczony kawał betonu i włożył ręce do kieszeni.
- Jest mi potrzebna jedynie do interesów.-odpowiedziałem zimno i ponownie nabijając swoją broń.
- Hola, hola , Bieber. - powiedział Drew unosząc ręce do góry. - Grasz w pojedynkę i myślisz, że możesz dostać cokolwiek ci się spodoba?
- Dostajesz kurwicy, bo ja sam potrafię przejrzeć trzy głowy i zniszczyć wasze plany. To doprowadza cię do obłędu, Adams. Nienawidzisz przegrywać, natomiast ja kocham każdą sekundę tej gry. - odpowiedziałem spokojnie.
- I tu się mylisz, Bieber.
Zmarszczyłem czoło niezbyt dokładnie rozumiejąc o co chodzi w słowach Adamsa, ale wiedziałem, że ma kolejny chory plan. Jednak nie ruszyło mnie to.
- Kiedy ty spokojnie jeździsz pieprzyć swoją dziwkę my zdążyliśmy przejąć twój transport i schować spory kawał towaru. Jest schowany i czeka na odpowiedni czas.
W tym momencie poczułem jak krew we mnie wrze. Oni mają mnie za komptentego idiotę, ktory nie wie, że ktoś sprobuje odbic mu przesyłkę. Uniosłem pistolet i postrzeliłem Adamsa w brzuch. Głośny jęk wypełnił cały magazyn, a ja zaśmiałem się bez krzty humoru.
- Mówisz o sfałszowanej przesyłce? Byłeś tak blisko, a jednak nadal jestem o krok przed tobą. - powiedziałem i odwrociłem się na pięcie spokojnie wychodząc z magazynu.
Tych dwóch, którzy stali tam obok to parobki Drew Adamsa. Obiecał im gigantyczne zyski w biznesie, ale jak na razie to wyprzedzałem ich wszystkich o kilka lat świetlnych. To wszystko najbardziej ich bolało. Bylem najlepszy w tym mieście. Cały Nowy Jork, wszystkie dzielnice skupiały się na mnie. I ze wszystkich czerpałem zyski, kiedy reszta odchodziła jako banda wielkich przegranych bez grosza przy duszy.
Opadłem na miękki fotel samochodu, odpaliłem silnik i ruszyłem do mieszkania, które służyło tylko do przenocowania i niczego więcej. Ewentualnego seksu i sprzedawania towaru. Wszedłem do domu przez klub, gdzie właśnie odbywały się przygotowania do kolejnej imprezy. Nagle uczepił się mnie pewien chłopak. Jego chuda twarz mówiła wszystko. Narkoman. Przyszedł po kolejna działkę, jak zwykle bez pieniędzy i jak zwykle liczył na moją litość i dobre serce, którego nie miałem. 
- Czego tym razem chcesz? Może 3 gram heroiny? - zapytałem ironicznie.
- Bieber. Jestem na głodzie. Wystarczy mi nawet półtora grama.
- Nie dostaniesz nawet jednej piątej grama. A teraz spieprzaj. - warknąłem.
Usłyszałem jedynie jak chłopak klnie pod nosem i wychodzi z klubu.
- Justy.
W klubie było cicho, dlatego każdy dźwięk obijał się głośnym echem po dużym pomieszczeniu. Odwróciłem się w kierunku głosu i zobaczyłem Mercedes. Laskę o zaokrąglonych kształtach, które dodawany jej uroku i czyniły zajebiście seksowną. Mój kutas widząc ją stawał prawie na baczność. Znamy się od długiego czasu. Mercedes pomaga mi w klubie. Ma głowę do interesów, ale w żadnym stopniu nie dorastała mi do pięt. Zmierzyłem ja wzrokiem badając każdy element jej ubioru. Powoli oblizałem wargę przyglądając się jej.
- Co Bieber? Masz ochotę? - zapytała z niewiarygodną pewnością siebie. Doskonale wiedziała, czego chciała, a ja postanowiłem z tego korzystać mimo tego, że źle na tym wychodziła.
Uśmiechnąłem się zadziornie i rzuciłem ją na kanapę zaczynając zdzierać z niej wszystkie ubrania i naszyjniki, jakie tylko na sobie miała. Nie przeszkodziło jej to. Ona chciała mojego kutasa, a ja zamierzałem jej go dać.
Czas upływał, a my pieprzyliśmy się w każdym możliwym miejscu.
- Widziałam cię z inną- warknęła w moja stronę.
- Potrzebuje jej, żeby dostać pieniądze jej ojca. - odwarknąłem.
W tym momencie Mercedes zmieniła pozycję zaczynając mnie ujeżdżać próbując mnie w ten sposób ukarać.
- Jak zamierzasz to zrobić?
- Uwieść, ładnie poprosić, dać nadzieję. Jak dostanę pieniądze szybko wyjadę z kraju, żeby zakończyć jedna sprawę.
Bylem z siebie dumny, w jak idealny sposób zaplanowałem każdy fragment tej opowieści. Miałem kontrolę nad jej uczuciami. Za pomocą pstryknięcia palca mogłem mieć ją tylko dla siebie. 
Zaśmialiśmy się głośno, a ja w tym momencie zobaczyłem po drugiej stronie klubu drobną sylwetkę Madison, która z przerażeniem patrzyła prosto w moje oczy. Nie wiem skąd się tu wzięła, nie wiem ile czasu tu stała i ile słyszała.
Madison odwróciła się i uciekła z klubu.
Po prostu wybiegła trzaskając drzwiami.
A najlepsze jest to, że nie interesowało mnie co się z nią stanie, bo w tym momencie było mi cholernie dobrze z ujeżdżającą mnie dziwką.
Po godzinie leżałem na kanapie paląc jointa i rozkoszując się tym jak Mercedes bawiła się ustami z moim kolegą. Patrzyłem na nią władczo i dumnie,kiedy ona posłusznie wykonywała swoją pracę.
20:00.
Właśnie schodziłem po schodach z mojego pokoju poprawiając czapkę i nakładając okulary przeciwsłoneczne. Widziałem jak światła klubu sprawiają, że łańcuch na mojej szyi błyszczał. Impreza dopiero się rozkręcała, ale wiedziałem, że wszystko będzie idealne tak jak zazwyczaj.
Przybiłem piątki z kumplami, którzy opanowali specjalne miejsca dla VIP-ów skąd widać było cały klub jak na dłoni. Byli przygotowani na imprezę. Widziałem cały zestaw narkotyków,który leżał na stole, a moja duma rosła jeszcze bardziej. Dlaczego? Miałem idealny plan na życie, z którego czerpałem cholernie dużo pieniędzy. Tyle, że mogłem się w nich kąpać.
Bylem najlepszy w tej branży.
Nikt w tym gigantycznym mieście nie mógł się ze mną równać.
Impreza nabrała tempa.
Poczułem wibracje w kieszeni. Odblokowałem go przejeżdżając kciukiem po ekranie.
1 nowa wiadomość.
Otworzyłem ją i zacząłem czytać.
Pierwszy, drugi, trzeci raz. Az wreszcie do mnie dotarło.

Od: Nieznane

Teraz my obejmujemy prowadzenie. Mamy ją. :>

________________________

Najmocniej was przepraszam. Pewne problemy zdrowotne nie pozwoliły mi zająć się Wami, moi kochani. Ale już wróciłam. Zwarta i gotowa do nadgonienia " materiału ". :)
W końcu zaczyna się coś dziać, prawda?
Rozdział być może krótki,ale różni się od pozostałych. Na pewno ma dużo więcej akcji.
Czekam na Wasze opinie i komentarze! Hejty tez mi się należą za tak gigantyczne opóźnienie.
I'm sorry, my luv ♡

#love
Ann
PS. Jak ferie? :D
Pochealcie się kto gdzie był i co robił.

4 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  2. ommggg w końcu<3 dopiero mi sie ferie zaczeły XDD

    OdpowiedzUsuń
  3. O kurde. Justin to dupek egh jak on mógł tak potraktować Madison. :/

    OdpowiedzUsuń