Madison's POV :
Cholera. Może się przesłyszałam? Justin powiedział do mnie coś takiego? W głowie mi się to nie mieści.
Poczułam jego uśmiech na swoich ustach, a kiedy otworzyłam oczy zauważyłam, że wpatruje się we mnie jak w jakiś obrazek. Przecież nie wypił za duzo, właściwie to jedną kolejkę, która z pewnością na niego nie zadziałała.
- Wszystko okej? -Zapytał patrząc na mnie z tym swoim głębokim spojrzeniem, które przenikało przez moje ciało jak jakaś dziwna siła.
Pokręciłam szybko głow0a szybko. Domyślił się, że coś jest nie tak.
- Madison, widzę przecież
Cóż za troskliwy chłopak, aż się zdziwiłam.
Uśmiechnęłam się delikatnie i ułożyłam dłoń na jego ramieniu.
- Chodźmy się czegoś napić- powiedziałam patrząc w jakiś zakamarek klubu skąd dochodziły kłęby dymy papierosowego. W żadnym klubie nie można było palić, a ten? Ten łamał wszelkie zasady.
Justin chwycił mnie za rękę i zaczął prowadzić w inną stronę niż bar. Widziałam tutaj dużo przerażających rzeczy takich jak ludzie uprawiający seks na kanapach, wciągających narkotyki, palących jointy i papierosy, nieprzytomne dziewczyny leżące na kanapach oraz ludzi, którzy okradali je, kiedy spały. Kiedy się rozejrzałam zorientowałam się, że jesteśmy w całkiem innej części klubu. Ta nie była tak dobrze wystrojona, miała poobdzierane ściany oraz nieprzyjemny zapach narkotyków i papierosów. Dochodziły stąd jęki mężczyzn i kobiet, które nie były już zagłuszane przez głośną muzykę. To tak jakby to powiedzieć... Inny świat. Ale po co on mnie tędy prowadził? Czy zamierzał mnie zgwałcić, wykorzystać w ten sposób, albo dać nieznane narkotyki? Poczułam jak moja podświadomość zaczęła biegać w koło z przerażenia i krzyczeń robiąc minę jak w "Krzyku" Muncha. I tym sposobem moje ciało zaczęło wpadać w drgania, bałam się. Wtedy właśnie dotarło do mnie, że nie znam Justina i nie powinnam mu ufać. Ale to wszystko działo się zbyt szybko, żebym była w stanie własnymi siłami to zatrzymać.
Zaczęliśmy iść po schodach w wąskiej klatce schodowej. Ściany były obskurne, podrapane i zapisane jakimiś liczbami i słowami. W końcu znaleźliśmy się w na dachu, którego krawędzie otoczone były szklanymi balustradami, były oświetlone lampkami choinkowymi.
- Mieliśmy iść się napić. - powiedziałam patrząc z zachwytem na to miejsce. Zapewne nie było skończone, ale już teraz dawało oszałamiający efekt.
- Przyszliśmy właśnie po to- odpowiedział Justin wzruszając ramionami i wskazał skinieniem głowy na bar. Zrobiony w marmurze, podświetlony światłami ledowymi w każdym miejscu, gdzie kamień trochę się zapadał. Rozszerzyłam oczy patrząc w tamtą stronę.
- Przenosisz klub na dach? - zapytałam i zaśmiałam się cicho wpatrując się w jego stronę.
- Zamierzam trochę to wszystko ulepszyć. Sama przecież widziałaś ludzi pieprzących się na kanapach w klubie na dole. Wkurwia mnie ten syf. Dlatego zamierzam to trochę uporządkować i podzielić, żeby ludzie znaleźli coś dla siebie. A poza tym... To idealne miejsce do chowania broni. Nikt nie wpadnie na to, żeby szukać tutaj broni i ogromnych zapasów narkotyków.
Kiedy te słowa opuściły jego usta otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia, a może przerażenia, sama nie wiem. Spojrzałam na niego.
- C-co? Jaka broń? - wyjąkałam patrząc na niego.
Zaśmiał się bez humoru przymykając oczy, a kiedy je otworzył zauważyłam, że pociemniały w niebezpieczny sposób. Zaczął do mnie podchodzić, a ja zaczęłam się cofać, ale zatrzymała mnie szklana balustrada za moimi plecami. Oparł się rękami po moich bokach o balustradę blokując mi tym przejście i ograniczając przestrzeń osobistą.
- Madison- zaczął krótkim śmiechem- robię rzeczy, o których ci się nie śniło. Jestem bardziej niebezpieczny niż myślałaś.
- Mieliśmy iść się napić. - powiedziałam patrząc z zachwytem na to miejsce. Zapewne nie było skończone, ale już teraz dawało oszałamiający efekt.
- Przyszliśmy właśnie po to- odpowiedział Justin wzruszając ramionami i wskazał skinieniem głowy na bar. Zrobiony w marmurze, podświetlony światłami ledowymi w każdym miejscu, gdzie kamień trochę się zapadał. Rozszerzyłam oczy patrząc w tamtą stronę.
- Przenosisz klub na dach? - zapytałam i zaśmiałam się cicho wpatrując się w jego stronę.
- Zamierzam trochę to wszystko ulepszyć. Sama przecież widziałaś ludzi pieprzących się na kanapach w klubie na dole. Wkurwia mnie ten syf. Dlatego zamierzam to trochę uporządkować i podzielić, żeby ludzie znaleźli coś dla siebie. A poza tym... To idealne miejsce do chowania broni. Nikt nie wpadnie na to, żeby szukać tutaj broni i ogromnych zapasów narkotyków.
Kiedy te słowa opuściły jego usta otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia, a może przerażenia, sama nie wiem. Spojrzałam na niego.
- C-co? Jaka broń? - wyjąkałam patrząc na niego.
Zaśmiał się bez humoru przymykając oczy, a kiedy je otworzył zauważyłam, że pociemniały w niebezpieczny sposób. Zaczął do mnie podchodzić, a ja zaczęłam się cofać, ale zatrzymała mnie szklana balustrada za moimi plecami. Oparł się rękami po moich bokach o balustradę blokując mi tym przejście i ograniczając przestrzeń osobistą.
- Madison- zaczął krótkim śmiechem- robię rzeczy, o których ci się nie śniło. Jestem bardziej niebezpieczny niż myślałaś.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Chciałam uciec, ale jego ciało było zbyt blisko mojego.
- Jesteś dealerem narkotyków- wybąkałam. A po chwili ułożyłam dłonie na jego klatce piersiowej i mocno go odepchnelam.
Zaczęłam iść w stronę wyjścia, żeby uciec od niego, ale kiedy wyszłam z klatki schodowej poczułam nagłe i silne szarpnięcie w tył. Nagle pod moimi plecami poczułam coś miękkiego. To musiała być ta kanapa, którą widziałam niedaleko wyjścia na taras. Sapnęłam, kiedy zobaczyłam, że czyjeś ciało wisi nade mną. Ten ktoś miał bujne, kręcone włosy i umięśnione ramiona. Niewiele widziałam, bo światła w klubie nie dały idealnego oświetlenia.
- Zadajesz się z Bieberem?
Do mojego ucha dostał się zimny i mroczny pomruk mężczyzny, od którego biła woń alkoholu i papierosów przemieszanych z miętową gumą do rzucia. Serce podskoczyło mi do gardła, kiedy doszło do mnie w jak beznadziejnej sytuacji jestem. Spojrzałam na obcego dla mnie mężczyznę i zaczęłam się wyszarpiwać z jego objęć.
- Pomocy! - krzyknęłam tak głośno jak tylko potrafiłam, ale od razu pożałowałam, kiedy poczułam jak jego palce zaciskają się na moim policzku. Zacisnęłam zęby czując, że mam ochotę płakać.
- Zamknij się, dziwko. - warknął, a wzdłuż moich pleców przeszedł dziwny dreszcz.
- Uważaj na siebie suko, bo możesz niedługo przestać tak krzyczeć.
W oczach chłopaka pojawił się niebezpieczny błysk. Zobaczyłam jak jego wzrok ruszył w innym kierunku i postanowiłam wykorzystać tą szansę i uciec. Splunęłam w twarz mężczyzny, na co ten usiadł obok i zaczął wycierać twarz. Wstałam tak szybko jak tylko mogłam i ruszyłam w stronę tłumu. Usłyszałam za sobą głośne przekleństwo, ale miałam nadzieję, że nie uda się temu podejrzanemu facetowi pobiec za mną, złapać i zrobić krzywdę. Kiedy przedzierałam się przez tłum udawałam, że tańczę. Byłam już blisko wyjścia, kiedy poczułam czyjeś ręce na sobie i jak odwraca mnie w swoją stronę. Przerażona zaczęłam krzyczeć i wyrywać się.
- Puść mnie! Nie! Zostaw mnie!
Mężczyzna chwycił mnie na nadgarstki, a ja otworzyłam wtedy oczy i zobaczyłam, że przede mną stoi. .. Justin.
- Madison. To tylko ja. Co się stało? - powiedział spokojnie patrząc na mnie. A ja nagle przestałam mieć zdolność do wydania z siebie słowa. Ba, słowa. Głupiego dźwięku.
Patrzyłam na chłopaka jakby był moim zbawieniem.
- Madison..
Pokręciłam przecząco głową nie mając ochoty na rozmowę, a po chwili wyszarpałam swoje nadgarstki z uścisku jego dłoni. Wyszłam z klubu mając serdecznie dosyć wszystkich wrażeń. Szłam pustą nowojorską ulicą, która bardziej przypominała ślepy zaułek niż normalną ulice. Nikogo nie było wokół, a latarnie świeciły się lub nie. Zatrzymałam się zamykając oczy i głęboko wdychając powietrze. Kim był ten mężczyzna? Czego ode mnie chciał? O co mu chodziło z Justinem? Czy Justin jest niebezpieczny? Nie wiedziałam co odpowiedzieć samej sobie. Nie wiedziałam o co chodzi. Stałam sama na tej pustej ulicy, która zaczęła mnie przerażać. Usłyszałam za sobą kroki. Ktoś zmierzał w moja stronę.
- Madison? - krzyknął Justin.
Wtedy odwróciłam się w stronę chłopaka.
Kiedy podszedł do mnie pocałował mnie krótko,tak jakby był spragniony tego pocałunku. Wzdrygnęłam się na jego dotyk.
- Jesteś na mnie zła? - spytał łagodnie, ale pomimo tego widać było cień niezrozumienia na jego czole. Zmarszczył czoło i patrzył na mnie oczekując wyjaśnień.
- Nie. -odpowiedziałam krótko.
Justin uniósł pytając brwi i zbliżył się twarzą do mojej.
- Co się stało?
- Nieważne.
Nie miałam ochoty mówić mu o tym, że napadł mnie jakiś chłopak i zachował się jakby był nienormalny.
- Madison. Powiedz o co chodzi. W przeciwnym razie będziesz zmuszona wrócić do domu na piechotę.
- Nie musisz. Wrócę sama.
Wzruszyłam ramionami. Justin chwycił swoje włosy i delikatnie pociągnął za ich końce. Przecież nie zdenerwowałam go tak bardzo.
- Powiedz mi jako jest problem, Mad. Chce wiedzieć. Proszę. Powiedz mi.
Opowiedziałam Justinowi całą historię, a jedyne co robił to powtarzał pod nosem "kurwa".
Nastała między nami niezręczna cisza.
- Po co ja Ci to mówię. I tak cię to interesuje zaczęłam w końcu przerywając ciszę, od której aż piszczało mi w uszach.
Nagle Justin stanął naprzeciwko mnie.
- Posłuchaj Madison. Nie pozwolę nikomu cie skrzywdzić. Nie pozwolę nikomu cię wziąć dla siebie. A Drew pożałuje tego co zrobił.
Bingo. Ten chłopak ma na imię Drew. Połowa sukcesu.
- Po pierwsze - zaczęłam unosząc palec wskazujący- Dlaczego nikomu nie pozwolisz mnie skrzywdzić albo zabrać? Po drugie- Pokazałam dwa palce- kim jest ten Drew i co ma do ciebie?
- Zacznę od drugiego punktu. Ale chodźmy się gdzieś przejść.
Zaczęliśmy iść powoli w kierunku bardziej zaludnionych ulic. Był środek nocy, ale jednak pewniej czułam się nawet w samotności na znanych ulicach,które są większe. Justin chwycił mnie za rękę w wyniku czego przeskoczył między nami dziwny impuls. Elektryzujący.
- Drew nie jest zbyt lubiany w tej części Nowego Jorku. Działa w tym samym biznesie, ale gra o wiele fałszywiej niż można to sobie wyobrazić. Kiedy bierzesz od niego towar to tak jakbyś podpisała pakt z diabłem. Uważa cie wtedy za swoją własność. Jakby transakcja miała wpływ na to do kogo należysz.
Serce podskoczyło mi do gardła, kiedy usłyszałam słowa wypływające z ust Justina. Uniosłam ręce do góry pokazując, że nie rozumiem.
- Jak to uważa, że cię za swoją właśność?
- Normalnie
Justin nonszalancko wzruszył ramionami, a ja przewróciłam oczami.
- Okej... Jesteś dealerem, ten chłopak ma coś do ciebie a dodatkowo nie wiem co. Super. - udałam radość, ale było to nadmiernie teatralne. Tak jak planowałam.
Znowu zapanowała pomiędzy nami głucha cisza. Nie wiedziałam co powiedzieć, a w mojej głowie nie brakowało pytań, ale nie miałam odwagi ich wypowiedzieć.
- A co pierwszego...- zaczął chłopak- Nie pozwolę cię skrzywdzić, ani zabrać, bo... czuję coś cholernie dziwnego przy tobie. Nie umiem tego nazwać, ale nigdy tego nie czułem.
Justin zmysłowo oblizał usta i spojrzał na mnie z góry. Moje ciało spięło się po jego słowach, ale nie wiedziałam co mam przez nie zrozumieć. Czy Justin się we mnie zakochał? Czy czuje coś do mnie? Nie.
Pokręciłam głową chcąc się otrząsnąć z przytłaczających myśli. Jednak to nic nie dało.
To jest niemożliwe, żeby coś zaczął czuć, wydaje się niedostępnym chłopakiem, jest zimny i jest kawałem skurwiela, kiedy ma zły humor. To zadziało się zbyt szybko. To nie jest możliwe.
Wlepiłam swoje spojrzenie w Justina nie mogąc w dalszym ciągu nic z siebie wydusić.
- Madison... Nie pozwolę cię skrzywdzić. Nie mógłbym patrzeć na to jak odchodzisz. Żałuję, że nie było mnie wtedy, kiedy ten sukinsyn ci groził- powiedział słowo "sukinsyn" z tak groźnym tonem, że moje ciało się spięło. Jednak po chwili uspokoiłam się, kiedy jego dłoń dotknęła mojego policzka.
- Nie mogę myśleć, że mógłbym cię stracić. Że mogłoby cię zabraknąć. Potrzebuję Cię.
Justin powiedział te dwa słowa w taki sposób, że moje ciało zaczęło się rozpływać, a następnie sublimować. Zadziałała na mnie chwila. Postawiłam wszystko na jedną kartę.
- Ja też Cię potrzebuję.
I z tymi słowami jego usta wylądowały na moich.
Zwariowałam.
___________________________
Cześć, hej!
Witam Was ponownie :)
Co sądzicie o rozdziale?
Krótki/ długi? Jak akcja?
Powoli wszystko zaczyna się nam rozkręcać. Mam nadzieję, że będziecie z opowiadaniem aż do końca!
Następny w środę! :)
Zapraszam serdecznie.
#love
Ann.
Serce podskoczyło mi do gardła, kiedy usłyszałam słowa wypływające z ust Justina. Uniosłam ręce do góry pokazując, że nie rozumiem.
- Jak to uważa, że cię za swoją właśność?
- Normalnie
Justin nonszalancko wzruszył ramionami, a ja przewróciłam oczami.
- Okej... Jesteś dealerem, ten chłopak ma coś do ciebie a dodatkowo nie wiem co. Super. - udałam radość, ale było to nadmiernie teatralne. Tak jak planowałam.
Znowu zapanowała pomiędzy nami głucha cisza. Nie wiedziałam co powiedzieć, a w mojej głowie nie brakowało pytań, ale nie miałam odwagi ich wypowiedzieć.
- A co pierwszego...- zaczął chłopak- Nie pozwolę cię skrzywdzić, ani zabrać, bo... czuję coś cholernie dziwnego przy tobie. Nie umiem tego nazwać, ale nigdy tego nie czułem.
Justin zmysłowo oblizał usta i spojrzał na mnie z góry. Moje ciało spięło się po jego słowach, ale nie wiedziałam co mam przez nie zrozumieć. Czy Justin się we mnie zakochał? Czy czuje coś do mnie? Nie.
Pokręciłam głową chcąc się otrząsnąć z przytłaczających myśli. Jednak to nic nie dało.
To jest niemożliwe, żeby coś zaczął czuć, wydaje się niedostępnym chłopakiem, jest zimny i jest kawałem skurwiela, kiedy ma zły humor. To zadziało się zbyt szybko. To nie jest możliwe.
Wlepiłam swoje spojrzenie w Justina nie mogąc w dalszym ciągu nic z siebie wydusić.
- Madison... Nie pozwolę cię skrzywdzić. Nie mógłbym patrzeć na to jak odchodzisz. Żałuję, że nie było mnie wtedy, kiedy ten sukinsyn ci groził- powiedział słowo "sukinsyn" z tak groźnym tonem, że moje ciało się spięło. Jednak po chwili uspokoiłam się, kiedy jego dłoń dotknęła mojego policzka.
- Nie mogę myśleć, że mógłbym cię stracić. Że mogłoby cię zabraknąć. Potrzebuję Cię.
Justin powiedział te dwa słowa w taki sposób, że moje ciało zaczęło się rozpływać, a następnie sublimować. Zadziałała na mnie chwila. Postawiłam wszystko na jedną kartę.
- Ja też Cię potrzebuję.
I z tymi słowami jego usta wylądowały na moich.
Zwariowałam.
___________________________
Cześć, hej!
Witam Was ponownie :)
Co sądzicie o rozdziale?
Krótki/ długi? Jak akcja?
Powoli wszystko zaczyna się nam rozkręcać. Mam nadzieję, że będziecie z opowiadaniem aż do końca!
Następny w środę! :)
Zapraszam serdecznie.
#love
Ann.
Jejkaa jak słodko na koniec <3
OdpowiedzUsuńLubie takie zakończenia <3
OdpowiedzUsuńAww jaki słodziutki koniec! Rozdział średniej długości, ale trzymający w napięciu :) myślałam, że Justin chce ją zgwałcić, gdy ją wyciągał na dach XDD do następnego <3
OdpowiedzUsuńCudoo:*
OdpowiedzUsuń