Justin's POV:
Uśmiechnąłem się, kiedy zatopiłem swoje spragnione usta w ustach Madison. Moje serce podskoczyło wybudzając się z sennego trybu, w którym było trzymane do tej pory, właściwie przez całe moje życie. Zacząłem się cieszyć, ale sam nie wiem dokładnie z czego. Nasze usta idealnie ze sobą współpracowały w swoim własnym powolnym rytmie, który był rozkoszą dla moich ust, które były stęsknione za delikatnością i szczerością, nie za nachalnością i chciwością. Widziałem w tej dziewczynie osobę, która może mnie uratować, odciągnąć od popieprzonego świata, w którym żyję. Jedynym źródłem pieniędzy są narkotyki, dealerstwo. To popieprzone chwile w moim życiu kanały mi uciec z tej odpowiedniej Drogi, którą szedłem i z której próbowali mnie zepchnąć wszyscy, włącznie z rodzicami.
Chwyciłem Madison za rękę i ruszyłem w stronę klubu. Ta delikatnie westchnęła obawiając się tego, że stanie się jej krzywda.
- Słuchaj Mad. Nic ci się nie stanie. Teraz juz naprawdę idziemy na imprezę. Będę cały czas obok. - szepnąłem i pocałowałem jej głowę.
Odetchnęła z ulgą idąc przed siebie pewnym krokiem.
Patrzyłem na nią z uśmiechem, kiedy mówiła o tym, że jest już późno i nie może zawieść zaufania swoich rodziców. Madison to świetna dziewczyna. Błache? Mówcie co chcecie, ale ja mam wrażenie, że im dłużej patrzę na nią i im dłużej z nią przebywam zaczyna znaczyć dla mnie coraz więcej. Idąc w stronę klubu zacząłem rozmyślać nad tym czy ucieczka od tego życia, które prowadzę i zakończenia związków z wszelkimi gangami, łamania prawa jest dobrym wyjściem. Umiałbym żyć takim życiem? W ten sposób? Przecież jestem w tym gównie od zawsze, od kiedy sięgam pamięcią.
Chwyciłem Madison za rękę i ruszyłem w stronę klubu. Ta delikatnie westchnęła obawiając się tego, że stanie się jej krzywda.
- Słuchaj Mad. Nic ci się nie stanie. Teraz juz naprawdę idziemy na imprezę. Będę cały czas obok. - szepnąłem i pocałowałem jej głowę.
Odetchnęła z ulgą idąc przed siebie pewnym krokiem.
Patrzyłem na nią z uśmiechem, kiedy mówiła o tym, że jest już późno i nie może zawieść zaufania swoich rodziców. Madison to świetna dziewczyna. Błache? Mówcie co chcecie, ale ja mam wrażenie, że im dłużej patrzę na nią i im dłużej z nią przebywam zaczyna znaczyć dla mnie coraz więcej. Idąc w stronę klubu zacząłem rozmyślać nad tym czy ucieczka od tego życia, które prowadzę i zakończenia związków z wszelkimi gangami, łamania prawa jest dobrym wyjściem. Umiałbym żyć takim życiem? W ten sposób? Przecież jestem w tym gównie od zawsze, od kiedy sięgam pamięcią.
- flashback -
Cudowny wieczór. Właśnie odbywa się nasze cotygodniowe rodzinne spotkanie. Są wszyscy. Zaczynając od mojej młodszej siostry i brata, przez rodziców, cięcie, wujka do dziadków, którzy siedzieli uradowani trzymając się za ręce i z ożywieniem rozmawiając o ostatnim meczu baseballem Tak. Mój dziadek i babcia szaleją za baseballem. Śmiesznie tak słuchać ich rozmów.
Mam już 15 lat, a nawet nie jestem świadomy tego o czym oni mówią.
- Pattie kochanie, mogłabyś przynieść jeszcze lemoniady? Jest przepyszna. - powiedziała babcia odrywając się od rozmowy.
Mama powoli pokiwała głową, ale zdążyłem zatrzymać ją ręką.
- Ja pójdę.- powiedziałem i uśmiechnąłem się.
Wstałem i ruszyłem do kuchni po nowy dzbanek z lemoniadą. Wszedłem do domu rozsuwając szklane przesuwne drzwi w delikatny sposób. Szedłem spokojnie, ale spokój opuścił moje ciało kiedy zobaczyłem mojego ojca leżącego na podłodze w kałuży własnej krwi i nożem w piersi. Moje serce zatrzymało się. Wypuściłem z dłoni dzbanek, który wziąłem kiedy szedłem do domu, a ten w momencie spotkania z podłogą rozbił się na kilkaset małych kawałków. Identycznie jak mój świat. Szybko klęknąłem przy ojcu i znalazłem obok jego martwego ciała kartkę. Zalewałem się łzami i wrzasnąłem w przerażający sposób. Według moich ust miało to zawołać moja mamę. Jednak to nie było wołanie normalne. To była rozpacz, błagania o pomoc i siłę. Moje ciało drżało tak jakbym zaraz miał być pchnięty w przepaść. Po chwili okazało się, że ja już spadam w tą przepaść. Drżącymi dłońmi chwyciłem kartkę, a litery na niej zapisane rozmywały mi się przed oczami w taki sposób jakby kręciło mi się w głowie na skutek jakichś dziwnych wydarzeń.
" Zapłata za brak współpracy. Potem zajmiemy się tobą, chłopcze". Zmiąłem papier w dłoni płacząc i nie mogąc się opanować. Moje ciało było wiotkie. Znowu wydałem z siebie wrzask, wraz z którym próbowałem wydrzeć sobie serce wprost z klatki piersiowej w taki sposób, żeby upadło obok mnie i powoli przestawało bić i umierało na moich oczach.
Nagle w kuchni pojawiła się moja mama. Przerażona przyglądała się mi z otwartymi ustami,kiedy łzy płynęły potokiem po jej bladych policzkach.
- J-justin. Co ty zrobiłeś? -zaczęła powoli, a ja rozpłakałem się jeszcze bardziej ze świadomości, że moja mama uważa, że to ja byłem sprawcą tej tragedii.
- Co ty zrobiłeś?! - wrzasnęła podbiegając do ciała ojca i chwytając dłońmi jego koszule o zaciskajac na niej pięści.
Pokazałem jej kartkę z napisem. Spojrzała na mnie z przerażeniem, niezrozumieniem i innymi emocjami, których nie potrafię nazwać.
- flashback -
Tego dnia mama pakowała się szybko. Chciała uciec z Kanady do Anglii, do swojej rodziny wraz z moim bratem i siostrą. Ale wtedy ja postanowiłem uciec z domu. Wymknąłem się potajemnie w nocy. Postawiłem sobie wtedy cel: znaleźć tych co zabili mojego ojca i zabrać ich od rodzin w jeszcze bardziej poruszający sposób. Znalazłem gnoja. Nazywał się Bruce McLaren. Skończył z kryminalistyka i niszczeniem ludziom życia i założył rodzinę. Mieszka gdzieś niedaleko Seattle. Ja jedynie czekam na odpowiedni moment, aby go odwiedzić. Czekam aż jego dzieci dorosną do wieku, w którym byłem ja, kiedy odebrano mi połowę mojego świata. W momencie poszukiwań zabójcy ojca natknąłem się na kumpli działających jako osiedlowi dealerzy. Ja rozszerzyłem to na większą skalę. Nawet nie pamiętam pogrzebu ojca. Pamiętam jedynie, że tam byłem i że mama o tym nie wiedziała.
Nagle poczułem jak dłoń Madison dotyka mojego policzka o czułe gładzi go opuszkami palców. Wyglądała na zaniepokojoną. Uśmiechnęła się delikatnie patrząc mi w oczy i wydała z siebie szept.
- Wszystko w porządku?
Pokręciłem szybko głową przywracając się w pełni do rzeczywistości i skłamałem.
- Tak. Zamysliłem się tylko. Nic ważnego.
Bullshit. Bo tak naprawdę to jest coś ważnego, mój cel w życiu. Inni mają cele: dostać się na studia, zdobyć pracę,schudnąć w ciągu tygodnia. Słysząc to mogę wstać i powiedzieć, żeby się pierdolili, bo ja zamierzam pomścić mojego ojca. I nie spocznę do momentu, kiedy zabije tego zabójcę na oczach jego dzieci. Okrutne? Możliwe. Straszne? Oczywiscie. Prawdziwe? Jak najbardziej. Ojciec był moim przywódca,moim drogowskazem jak żyć, żeby wszystkim było dobrze, ale mi najlepiej. Teraz nie wiem jak się zachowywać, co robić i jak podejmować decyzje, żeby wszystko było robione zgodnie z religijnym domem, w którym zostałem wychowany. Jednak odwróciłem się od tego, zostawiłem Boga za sobą i ruszyłem za chęcią zemsty, Drogą, którą wiedzie przez najbardziej strome góry, na których dojście do szczytu jest prawie niemożliwe. Ciągle panowała tam mgła, jednak zaczęła opadać, kiedy pojawiła się Madison. Kiedy myślę o niej to czuje się lepiej,jest mi llżej, czuje się tak jakbym był otwarty, a moje serce topi się.
Tak naprawdę teraz mam nadzieję na lepsze jutro.
O nie, pieprzę jak romantyk. Znam tą dziewczynę niesamowicie krótko, a już zaczynam dawać jej moje zaufanie. Jestem jedynie ciekawy czy ona ma to samo. Czy czuje, czy myśli tak jak ja.
- Coś się dzieje. Powiedz mi. Co cię gryzie? - odezwała się Madison wyrywając mnie z transu.
Ah, baby i te ich wieczne pytania.
- Nic mnie nie gryzie, Madison.
- Przecież widzę.
- Możesz odpuścić?
Uśmiechnęła się delikatnie kiwając przecząco głową, kiedy przekraczaliśmy próg klubu. Tym razem było mniej ludzi, ponieważ godzina była późna. Była druga nad ranem, czyli dzieciaki z klubu uciekły do domu zapominając o swojej karze. Zaśmiałem się. Pizdy.
-Chodź. Postawię ci kolejkę. -mruknąłem do ucha Madison, a ta trochę się spięła. Kiedy podeszlismy do baru wskazałem barmanowi co ma podać. Skinął głową i oddalił się.
- Justin. Nie mogę się upić. Musze wrócić do domu trzeźwa, bo jeżeli nie to obiecuje, że jak dostane karę od rodziców to ty dostaniesz karę ode mnie.
Zaśmiałem się.
-Doprawdy? Będziesz mnie chłostać?
Wybuchnąłem śmiechem wpatrując się w jej czekoladowe oczy.
- Mowie serio- powiedziała mrużąc oczy w ostrzegawczy sposób i robiąc zabawna minę. Myślała zapewne, że jest przynajmniej odrobinę groźna. Jednak nie wyszło jej to w żaden sposób. Zaśmiałem się ostatni raz, a w tym momencie barman podał nasze zamówienie.
- Pokaż ile masz w sobie odwagi panno Beer. -mruknąłem w jej stronę, a następnie opróżniłem kieliszek. Po moim gardle spłynęła żrąca substancja, co sprawiło mi jedynie przyjemność.
Spojrzałem na Madison która wpatrywała się w swój kieliszek. Po chwili dzielnie go złapała i opróżniła idąc za moim śladem. Po chwili uniosła dłoń i zamówiła kolejną kolejkę. Dla mnie i dla niej. Robiła się coraz śmielsza. Chyba zrobiła się taka dlatego, żeby pokazać mi ze nie jest słaba i ze daje sobie radę z takimi rzeczami jak picie alkoholu.
- Odważna jesteś - powiedziałem stając bliżej niej, kiedy wypiła juz któraś kolejkę z rzędu.
- Pieprz się, Bieber. - odwróciła się w moją stronę, a ja zauważyłem, że upiła się kilkoma kolejkami. Słaba głowa. Madison zamówiła sobie drinka z limonką i oparła się o blat baru obserwując tańczące pary na parkiecie. Zaśmiała się do siebie pijacko i napiła się drinka. Po chwili wypiła do dna i z lekkim uderzeniem odstawiła na bar. Ruszyła w stronę tłumu i zaczęła tańczyć, zmysłowo poruszając biodrami i wyrzucając włosy w powietrze. Przyciągnęła mój wzrok, kiedy była Oświetlana neonowymi i laserowymi światłami. Ruszyłem w jej kierunku i chwyciłem za jej biodra delikatnie napierając na nią swoim kroczem. Westchnęła cicho opierając swoją głowę o moje ramię.
Gdybym chciał to przeleciałbym ją jak każdą inną dziwkę w tym klubie. Jednak ona była dla mnie warta więcej niż te suki razem wzięte. Odwróciłem ją w swoją stronę, tak żeby była odwrócona do mnie przodem i nachyliłem się, żeby móc całować jej szyję. Całowałem jej skórę delikatnie z czułością. Czułem jak Madison zaciska palce na moich ramionach i łapie gwałtownie powietrze. Najwyraźniej jest to dla niej nowość, albo tak działa na nią alkohol. Jednak po chwili z jej ust wydobyły się słowa, które przeraziły mnie i spowodowały ze moje serce przestało na moment być.
- Kocham cie.-powiedziała w pijacki sposób.
Nie, nie, nie. To się dzieje za szybko.
______________________
I mamy juz kolejny rozdział. Jak wam się podoba? W końcu idziemy regularnie według zaplanowanego czasu.
Wiemy co nieco związanego z Justinem. Spodziewaliście się tego?
Czekam na opinie!
Następny w piątek.
Kocham was ♡
Ann.
Cudoooo! :3
OdpowiedzUsuńBoskoooo
OdpowiedzUsuńBiedny piętnastoletni Justin :'( Madison powiedziała mu, że go kocha, coo? :o co z tego, że jest pijana xD
OdpowiedzUsuńJeju, Madison wyznała mu miłość. Ciekawa jestem jak to dalej będzie :)
OdpowiedzUsuńhahahahahahaha, świetny <3 czekam na następny :>
OdpowiedzUsuńKiedy następny rozdział? Czekamy :)
OdpowiedzUsuńA tak to rozdziały są po prostu ŚWIETNE <3
Pozdrawiam i życzę weny