niedziela, 26 kwietnia 2015

29. " Big troubles "

CZYTASZ=KOMENTUJESZ!  

Justin's POV :
Leżeliśmy na łóżku w pokoju hotelowym Madison obdarzając się czułością. Całowałem każdy fragment jej delikatnej i gładkiej skóry z delikatnością chcąc zapamiętać każdy najdrobniejszy szczegół. Nawet to jak dostaje gęsiej skórki kiedy delikatnie dmucham w jej skórę. Była tak delikatna, ale jednak nie czuła się dobrze po tym co się stało.  Nie wybaczę tym skurwielom i rozpierdole ich mordy o tępe narzędzia, żeby zabolało tak bardzo jak bardzo skrzywdzili Madison.
Słuchałem z fascynacją jak Madison wciąga powietrze, jak cicho wzdycha i jak powoli wypuszcza powietrze ze swoich rozchylonych ust. Zacząłem kochać tą dziewczynę dopiero w momencie, kiedy nagle zniknęła bez wieści, wtedy właśnie przyznałem się przed samym sobą, że jestem w stanie sprowadzić ją bezpieczną i całą z każdego, nawet najbardziej wyludnionego miejsca na tej planecie.
Może mówię jak pierdolona cipa, ale taka jest prawda. Jeżeli chodzi o uczucie do niej to tak, jestem skończonym frajerem.
Uśmiechałem się jak głupi widząc jak Madison reaguje  a mój dotyk i pocałunki. - Madison. Jesteś najpiękniejszą dziewczyną na świecie. - szepnąłem w jej skórę, a po chwili dostałem się do jej pełnych ust. Madison przygryzała wargę, dlatego delikatnie ją pocałowałem i chwyciłem zębami wargę którą trzymała.  Nagle poczułem jak delikatne i drobne dłonie Madison  zaczynają pozbawiać mnie ubrań, ale po chwili ja zatrzymała. Zmarszczyłem brwi.
- Madison. Nie musimy iść dalej.
Widziałem, że się wahała. Nie chciałem jej do niczego namawiać. To co pomiędzy nami się dzieje zależy tylko i wyłącznie od niej. Ja jestem w stanie dać jej wszystko, wystarczy że kiwnie głową i się zgodzi, a będę w stanie rzucić świat do jej stóp. Kocham ją,  kurwa. 
Muszę to w końcu przyznać przed samym sobą, do chuja. 
Dziewczyna zabrała ręce z mojego ciała, a po chwili mocno objęła moją szyję i przytuliła się. 
Nagła zmiana nastroju. Eh.
- Kochanie - szepnąłem przytulając jej drobne ciało do siebie. Cisza.
Chciałbym ją schować i nigdy nie wypuścić, żeby już nigdy nie musiała cierpieć.  Lezelismy w ciszy a ja spokojnie gładziłem szyję Madison swoim nosem. Dźwięczącą w uszach ciszę przerwał ciszy płacz.
- Jestem w stanie dać ci wszystko. Chcę dać ci to co mam, mimo tego, że masz każdą możliwą rzecz na tym pieprzonym świecie.  Tylko daj mu szansę. Daj mi szansę, żebym sprawił byś była szczęśliwa.
Mad,  proszę.  Mad. Zgodz się
Madison nie odpowiedziała wciąż trwając przy moim ciele, a z jej pełnych ust wydobywał się bolesny płacz. Zsunąłem się z jej ciała chcąc porozmawiać o tym co dzieje się w jej głowie. Chcę jej pomóc, ale do tego potrzebuje informacji od niej samej, jakichś zwierzeń, kurwa, czegokolwiek, żeby wiedzieć w jaki sposób jej pomóc. 
Nagle Madison ruszyła do łazienki, biegnąc mało co nie potknęła się o własne nogi. Ruszyłem za nią, ale szybko zamknęła drzwi. Uderzyłem pięścią w drewno i oparłem o nie czoło czując się bezsilny. Nie wiedziałem o co dokładnie jej chodzi. Może to była jedynie kwestia jej odrzucenia do czyjegoś dotyku po tym co zrobili jej ci skurwiele. Ale dlaczego nie odpowiedziała mi na to jak proszę ją o to, żeby dała mi szansę.
Ja tylko chcę;  żeby była szczęśliwa. Kurwa mać.
- Madison, daj mi szansę - powiedziałem cicho zamykając oczy.
- Zostaw mnie - usłyszałem zza drzwi. To zabolało.
- Co?
- Zostaw mnie! - wrzasnęła Madison, a ja zacisnąłem ponownie pięść na drzwiach chcąc je rozpieprzyć, żeby tylko dostać się do niej. Zapytacie- po co? Przecież właśnie cię odrzuciła. Ale ja nie chcę pozwolić jej odejść, tym bardziej, że nie wiem o co chodzi. Kurwa, nie. Ona tego chce, ale żeby się upewnić musiałem się o to zapytać.
- Chcesz żebym cię zostawił?  
- Tak - odpowiedziała dziewczyna, ale w jej głosie usłyszałem ból, słyszałem jak jej głos zaczyna drżeć.
- Madison... 
Zacisnąłem mocno szczękę chcąc się uspokoić, a moja pięść wycofała się i ruszyła, żeby uderzyć o drzwi i rozjebać je w drobny mak, ale zatrzymałem się w odpowiednim momencie. 
- Justin Proszę, idź stąd. 
Ona naprawdę tego chciała, naprawdę chce, żebym ją zostawił. Najważniejsze, że jest już bezpieczna. Jej ojciec przetransportuje ją do domu w Nowym Jorku i będzie już bezpieczna u siebie w domu, wróci do pełni zdrowia.
- Żegnaj Madison. - powiedziałem cicho w drzwi, a chwilę później usłyszałem głośny płacz Madison. Zmarszczyłem brwi. Nie mogę tego słuchać. 
Wyszedłem i z trzaskiem zamknąłem drzwi od jej pokoju zostawiając ją samą ze sobą.
Nie powinienem, nie powinienem jej dotykać i próbować doprowadzić do seksu, bo minęło zbyt mało czasu, żeby to się udało. Poza tym na pewno po tym uważałaby, że zostawię ją jak tylko ją "zaliczę". Kurwa, nie mam 15 lat, żeby bawić się w takie rzeczy. Jak byłem smarkaczem to bawiły mnie takie rzeczy, ale teraz to jest żałosne. Dobra, macie mnie. Do momentu aż poznałem Madison robiłem takie rzeczy- dragi, przypadkowy seks i zabawa w klubie aż do rana, ale kurwa- jestem właścicielem tego klubu, a to, że niektóre dziwki zrobią wszystko, żeby dotknąć mojego kutasa to nie moja wina.
Ale Madison była inna, jest delikatna i nie jest nachalna. Znalazłem się przy windzie, ale nie chciałem czekać aż znajdzie się na moim piętrze, dlatego poszedłem w stronę schodów. Zbiegłem co dwa schody dwa piętra niżej. Jestem wkurwiony, potrzebuję rozluźnienia.
Wyszedłem na zewnątrz, a w moje ciało uderzyło chłodne norweskie powietrze. 14:22. Na pewno żaden klub o tej porze nie jest otwarty, dlatego ruszyłem do baru na rogu, który widziałem, kiedy przejeżdżaliśmy przez Oslo jadąc do hotelu. Bar "øl", cokolwiek to znaczy, nie był eleganckim miejscem, ale podobał mi się. Brakowało mi takiego klimatu- zapachu dymu papierosowego, piwa, alkoholu i innych gówien. Usiadłem przy ladzie pomiędzy dwoma mężczyznami- jeden w średnim wieku w zniszczonym garniturze, a drugi- młodszy ode mnie z pedalską blond grzywką na bok i przywołałem barmana.
- Hva vil du? - powiedział przypakowany mężczyzna, który był tu barmanem.
Zmarszczyłem brwi nie rozumiejąc. Co to do chuja znaczy? Uniosłem brwi pokazując tym, że nie rozumiem o czym facet do mnie mówi.
- Hva vil du? - powtórzył barman tracąc już cierpliwość.
- Koleś pyta czego chcesz - powiedział blondyn siedzący po mojej lewej stronie uśmiechający się cwaniacko w moją stronę.
- Jak jest "piwo" po waszemu? - odpowiedziałem niemiło.
 - øl - odpowiedział, a po chwili się zaśmiał.
- Whiskey - odpowiedziałem barmanowi odwracając się w jego stronę. Mężczyzna powoli kiwnął głową, a po chwili zniknął gdzieś za półkami.
- Nie jesteś stąd, nie?
Odwróciłem się w stronę blondyna i odpowiedziałem mu tym samym tonem.
- Nie - warknąłem cicho.
- Du gjør narr av seg selv.
Blondyn zaśmiał się tak jakby powiedział najśmieszniejszy żart na tym jebanym świecie.
- Co tam kurwa szepczesz?
- Cunt.
 W tym momencie na ladzie przede mną znalazła się szklanka whiskey. Szybko ją opróżniłem. 
- Powiedziałem, że jesteś pizdą- odpowiedział blondyn, na co się cwaniacko uśmiechnąłem. 
- I nawzajem - warknąłem,  sekundę później wymierzając mu cios z pięści w ryj. Chłopak chwycił się za obolałą Część twarzy i rzucił się na mnie. 

Nobody's POV : 
 
Dwóch mężczyzn rzuciło się na siebie powodując tym zamieszanie w barze i wzbudzając zaciekawienie podpitych mężczyzn siedzących przy wysokiej ladzie baru. 
Słychać było głośne oddechy dwóch młodych mężczyzn, którzy praktycznie bez powodu rozpoczęli pomiędzy sobą bójkę. 
- Wezwijcie ochronę! - krzyknęła kobieta będąca prawdopodobnie kelnerką w tym niezbyt przyjemnym lokalu. 
Justin chwycił nieznanego mu blondyna za kołnierz jego koszuli i podniósł do góry poobijanego chłopaka.  
- Powtórz jeszcze raz- co, kurwa, powiedziałeś? - warknął groźnie brunet zaciskając pięści na koszulce chłopaka.  
- Powiedziałem, że jesteś pizdą. 
Justin zaśmiał się bez krzty humoru i spojrzał na blondyna ciemnym karmelowym spojrzeniem pokazującym o stanie jego zdenerwowania i i determinacji do dalszej burdy.  
- Gdybyś dowiedział się kim jestem na pewno trzymałbyś gębę zamknięta na kłódkę. A teraz spierdalaj zanim wybije ci wszystkie zęby o ten jebany bar. 
W tym momencie Bieber wykręcił blondynowi ręce i rzucił nim w jeden ze stołów, na co ten zareagował załamaniem drewnianej konstrukcji. Po chwili Justin odwrócił się, aby ponownie podejść i zamówić szklankę whiskey. 
Chciał zapić wszystkie dzisiejsze wydarzenia i to, co wydarzyło się pomiędzy nim a Madison. Chciał odsunąć się od poczucia winy, że nie potrafi jej pomóc i do końca zapewnić bezpieczeństwa tak jak powinien. 
Nagle szklana butelka rozbiła się na głowie bruneta, a ten opadł na kolana czując jak ciemność zalewa jego pole widzenia. Podparł się o coś, sam nie wiedząc dokładnie o co i uniósł swoją prawą dłoń do czubka głowy.  Poczuł wilgoć we włosach, co wskazywało na to, że ma rozbity kawałek głowy a z rany sączy się krew. Warknął pod nosem próbując odzyskać siły i odpowiednią jakość widzenia. 
- Co do kurwy... 
Nagle coś pociągnęło go w tył i rzuciło w ścianę ułożoną szkłem. Justin zdążył jedynie poczuć pieczenie na plecach pomiędzy łopatkami. W tym momencie oprzytomniał i zobaczył jak blondyn obleśnie się do niego uśmiecha z wyższością chcąc pokazać, czego właśnie dokonał.  Jednak jego radość nie trwała zbyt długo, bo zdeterminowany Justin pragnął rozładować emocje, a kiedy nadarzyła się ku temu okazja nie zamierzał jej zmarnować. Podszedł do niego i uderzył go mocno prawą pięścią przez co głową blondyna odchyliła się, szybko wykonał następny ruch wymierzając cios wprost w kość nosową chłopaka. Norweg był na tyle oszolomiony, że nie utrzymywał równowagi.  Widząc to Justin chwycił go za koszulkę i przerzucił przez bar, a na skutek tego zbił i zrzucił kilka szklanek i kieliszków. Chłopak leżał przewieszony przez ladę, a Justin uderzył o jego glowę butelką z piwem. Ostatnim ciosem Bieber sprawił, że blondyn stracił równowagę i osunął się bezwładnie na podłogę. 
Uśmiechnął się dumnie widząc nieprzytomnego chłopaka i czując ulgę po tym całym zajściu. Kiedy zamierzał usiąść przy barze zobaczył jak radiowóz policji norweskiej podjechał na sygnale pod bar. 
- Kurwa - mruknął zdenerwowany chłopak i przeczesał włosy prawą dłonią. 
Z jednej strony martwił się o Madison a z drugiej strony miał to kompletnie w dupie, po tym gdy kazała mu odejść.  
Do środka weszło trzech funkcjonariuszy ubranych w mundury z odblaskami. Jeden z nich wysunął się przed szereg i rozejrzał się wśród tłumu. 
- Co się tu dzieje? - mruknął po norwesku wysoki i łysy mężczyzna obserwując każdą twarz. 
Podeszła do niego kelnerka, a po chwili świadkowie całego wydarzenia i zaczęli dokładnie opisywać sytuację oraz wygląd chłopaka, który to wszystko zaczął.  Blondyn wciąż leżał na ziemi nie wiedząc o tym co się wokół niego dzieje, a dodatkowo był chroniony przez świadków, zapewne przez to iż mieszkał w okolicy. Blondyn miał na imię Alex i pochodził z rodziny z problemem alkoholowym. Sam mia problemy z prawem, a dodatkowy wybryk mógłby wsadzić go do paki .  
Jeden z mężczyzn wskazał dokładnie wygląd Justina Biebera i kierunek w którym uciekł.  Toaleta. 
Funkcjonariusz ruszył w kierunku łazienek i trzasnął drzwiami wyciągając przed siebie broń.  Musiał być przygotowany na wszelki akt agresji. Kopnął pierwsze drzwi kabiny, a później następne i następne.  
Nagle coś uderzyło go w tył głowy sprawiając,  że upadł na podłogę z hukiem . Jego napastnik wyjął broń policjanta z jego dłoni i wsunął za swój pasek, a następnie wyszedł wyjściem dla personelu. 
Justin poprawił włosy idąc spokojnie ulicą. Miał jedynie nadzieję,  że nigdzie nie było monitoringu w tym barze, bo jeżeli był- wynikną z tego kłopoty. 
Duże kłopoty.  


______________ 

Witam was misiaczki.  Mamy kolejny rozdział.  Jak wrażenia? :* 

#love 
/Ann

wtorek, 7 kwietnia 2015

28. " Give me a chance. A chance to make you happy, please "

Madison's POV:

Gorąco mi.
Leżałam pod Justinem na łóżku w moim pokoju hotelowym. Chłopak czule całował moje usta i szyję. Nie pozostawiał żadnego fragmentu mojej skóry bez swojego dotyku.
- Justin - jęknęłam.
- Wiem, wiem - szepnął w moje wargi delikatnie się unosząc. Uśmiechnęłam się, ale chwile później moje usta ponownie się rozchyliły.
Justin mruknął głośno w moje usta, a po chwili złączył je ze swoimi. Moje dłonie powędrowały do jego gęstych włosów i szybko wplotły się pomiędzy pasma, ale chłopak warknął i zabrał moje ręce ze swoich włosów kładąc je nad moją głową i przyciskając do materaca.
- Włosy - warknął nisko i spojrzał w moje oczy. Karmel wyraźnie pociemniał zamieniając się w gorzką czekoladę. Nigdy nie widziałam czegoś takiego.
- Przepraszam - jęknęłam cicho łącząc nasze usta ze sobą w delikatnym pocałunku. Justin nie pozostał mi obojętny i pogłębił pocałunek. Całował w taki sposób, że brakowało mi tchu. Zsunął się ustami do mojej koszulki i zaczął powoli rozpinać każdy z guzików z osobna umiejętnie poruszając ustami. Ale jak? No kurwa jak tak można?
Całował mnie w każdym możliwym miejscu oznaczając moją skórę za każdym razem tak samo czule. To było tak cholernie podniecające, że moje ciało zaczęło powoli drżeć nie dając mi szans na spokojny oddech, który odpowiednio wypełniłby moje płuca. Zamknęłam oczy delikatnie przymykając też usta, a następnie przygryzając dolną wargę.
- Jesteś gorąca, shawty - mruknął w moje ucho, a następnie je delikatnie ugryzł. Rozchyliłam usta łapiąc łapczywie powietrze.
Przypomniało mi się jak Justin powiedział do mnie, że jestem najgorętszą dziewczyną w mieście, kiedy spotkałam go na spacerze z psem. Do tej pory nie wiem czy było to przypadkowe, czy to było przez niego zaplanowane po to, żeby się spotkać i zobaczyć po raz kolejny jak reaguje na jego widok. Wiecie, wypieki na twarzy i te sprawy.
uśmiechnęłam się na to wspomnienie, a wzdłuż mojego kręgosłupa przebieł przyjemny dreszcz, który dał mi do zrozumienia, że mój umysł zaczyna przegrywać z ciałem. Moje gesty zaczęły mnie zdradzać. Ciało wychodziło naprzeciw jego dotykowi i pocałunkom tak jakby wiedziało doskonale, czego chcę zanim zdążył to zarejestrować mój umysł.
Ten chłopak jest niesamowity. Będę to powtarzać przez bardzo długi czas. Tak długi aż nie zmienię tego zdania. Co ja pieprzę i tak go nie zmienię. Wiedziałam, że mamy sporo czasu do odlotu do Nowego Jorku, dlatego nie zamierzałam się przeciwstawiać. Może i nie byłam gotowa na tak odważny krok, ale postanowiłam się poświęcić. Dlaczego poświęcić, zapewne zapytacie. Otóż dlatego, że sprawa dziewictwa jest dla nas, dziewczyn, bardzo ważna. Osoba, która je od nas "dostaje" jest w pewnym sensie ważna. Dostaje coś co posiada się tylko raz.
To tak jakby ktoś miał ostatnią butelkę wody na środku pustyni i oddaje ją drugiej osobie. Dokładnie wiesz, że drugiej butelki wody na pustyni już nie będziesz miał. Kiepskie porównanie, ale chyba idealnie obrazujące to co chodzi mi po głowie.
Byłam skłonna się poświęcić. Dla niego. Chciałam mu pokazać, że chcę oddać mu cząstkę samej siebie, jako dowód tego, że zależy mi na nim. Pojebane. Całe życie jest tak bardzo pojebane jak moje myśli w tym momencie.
Zamknęłam oczy oddając się pocałunkom Justina na moim ciele, które wręcz parzyły moją skórę. Tak jakby chłód spotkał się z gorącem i dostawał jego ciepło. Dobra, koniec tego obrazowania.
Poczułam jak chłopak zdemuje ze mnie koszulę i obdarza mój rowek pomiędzy piersiami jednym, bardzo czułym pocałunkiem. Uniósł głowę i z zadziornym uśmiechem spojrzał mi w oczy i zaczął wędrować w dół mojego ciała, aż do guzika moich spodni.  Szybko rozpiął je i zaczął zsuwać z moich bioder.
Jezu. Nie nadążam za nim.
Westchnęłam głośno czując jak całuje okolice mojego pępka. Wystrzelił moje myśli w inny świat.  Był tak czuły i delikatny, tak wspaniały. Tak bardzo go chcę dla siebie.
Nagle poczułam jak chłopak trąca swoim nosem o mój chcąc żebym otworzyła oczy. Spojrzałam w jego oczy z uśmiechem.
- Madison. Jesteś najpiękniejszą dziewczyną na świecie. - szepnął a ja poczułam jak moje policzki zaczynają się palić. Przygryzłam dolną wargę, a wzrok Justina od razu powędrował na moje usta. Z uśmiechem pocałował moją wargę i swoimi zębami wydostał ją na zewnątrz.  Tutaj jest zbyt gorąco.
Uniosłam drżące dłonie do ramion chłopaka i powoli zaczęłam pozbawiać go górnej części garderoby. To zaczęło iść w złym kierunku.  Zatrzymałam swoje dłonie i spojrzałam na Justina.
- Madison. Nie musimy iść dalej. - powiedział dostrzegając moje wahania.
Pokiwałam powoli głową i zabrałam ręce z jego ciała, jednak nie trwało to długo bo chwilę później objęłam jego szyję ramionami i przytuliłam do jego ciała.
- Kochanie- szepnął przytulając mnie do siebie.
Nic nie odpowiedziałam. Trwałam w jego ramionach.
Jak tona cegieł wrócił do mnie mój ból,  ból sprzed zaledwie dwóch dni, kiedy to byłam seksualnym niewolnikiem wrogów Justina. To było tak okropnie przerażające. Samo wspomnienie sprawiało, że bałam się spojrzeć na swoje ciało,  które było odrażające i krzyczało,  że potrzebuję pomocy. 
Zaczęłam cicho płakać nie będąc w stanie nic z siebie wydusić.
- Jestem w stanie dać ci wszystko. Chcę dać ci to co mam, mimo tego, że masz każdą możliwą rzecz na tym pieprzonym świecie.  Tylko daj mu szansę. Daj mi szansę, żebym sprawił byś była szczęśliwa. Mad,  proszę.  Mad.
Oh Justin. Mój Justin. On właśnie prosi mnie o szansę.
Nie odpowiadałam,  wciąż przytulałam się do jego ciepłej skóry.  To wszystko było straszne, tak bardzo przerażające. 
Podniosłam się z łóżka. Na szczęście Justin zsunął się ze mnie dzięki czemu nie czułam już ciężaru jego ciała. Potrzebowałam być sama, właśnie teraz, kiedy zaczęła piec mnie skóra od obrazów w głowie. Musiałam to z siebie zmyć. Ruszyłam szybko do łazienki i zamknęłam drzwi, a sekundę później usłyszałam jak pięść Justina uderza o drewniane drzwi, za którymi stałam.
- Madison, daj mi szansę - powiedział cicho.
- Zostaw mnie.
Zdobyłam się na wydobycie tych dwóch słów, które tak bardzo bolały. Tak jakbym sama wbijała sobie noże w środek klatki piersiowej i przekręcała o trzysta sześćdziesiąt stopni z każdą kolejną sekundą. 
- Co? - wychrypiał chłopak zza drzwi.
- Zostaw mnie! - wrzasnęłam,  a echo niosące się po pustej i dużej przestrzeni łazienki odezwało się głośno tuż za moim głosem.
- Chcesz żebym cię zostawił?
Nie
- Tak - odpowiedziałam, a po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. Łza bólu.
Potrzebuję być sama. Muszę dojść do siebie, bo zaczynam popadać w schizofrenię,  po prostu to czuję. Nie chcę; żeby Justin miał mnie za watiatkę po tym co dla mnie zrobił. Chociaż na pewno już mnie taką widzi. Przecież to nie moja wina. A może moja? Moja wina, że to wszystko się wydarzyło.  Ale dlaczego akurat ja?
- Madison - powiedział Justin, a ja zamknęłam oczy. Widziałam jak zaciska szczękę i pięści próbując się uspokoić. Na pewno to robi. Oparłam plecy o drzwi i osunęłam się po nich na ziemię podkulając pod siebie kolana.
- Justin Proszę, idź stąd. 
Nie, zostań. Nie słuchaj mnie. Po prostu daj mi chwilę
- Żegnaj Madison. - usłyszałam zza drzwi i wtedy wpadłam w głośny szloch.  Zanosiłam się łzami nie mogąc spokojnie złapać oddechu.
Ale tak będzie lepiej. Musi być lepiej. 
Przez pogłos łazience słyszałam swój własny szloch - brzmiał tak żałośnie i boleśnie, jakbym właśnie doznała jakiejś tragedii.  Co ja pieprzę. 
Właśnie go odrzuciłam. Chłopaka, który zrobił dla mnie tak wiele. Nie ma drugiego takiego.
Usłyszałam głośne zatrzaśnięcie drzwi.
Co ja narobiłam?

niedziela, 5 kwietnia 2015

5 kwietnia.

KOCHANI!
Życzę Wam Wesołych Świąt, mokrego dyngusa,  smacznego jajeczka.
Żeby te wszystkie kalorie poszły tam gdzie chcecie.
Dziewczyny - w cycki. 
Chłopakom w... mięśnie. XD 

Wszystkiego najlepszego.
Rodzinnej atmosfery. 
I pięknego króliczka ze śniegu. 
Najlepszego. 

♡☆♡☆♡☆

/Ann

27. " Dad's shoulders made ​​me feel save "

Madison's POV:

Justin powoli zaprowadził mnie na dół do hotelowej restauracji. Szliśmy powoli przez ogromny i ozdobny lokal za prowadzącym nas kelnerem. Nie wiedziałam dokładnie, gdzie nas prowadzi, ale wiedziałam, że prowadzi nas do mojego ojca, naprowadziła mnie do tego wypowiedź Justina, kiedy powiedział, że ma dla mnie niespodziankę, ale wiem już jaką.
Czułam się odświeżona w moich własnych ubraniach, które pachniały moim domem, moimi perfumami i wygodą, komfortem, którego nie doceniałam do tej pory. Każdy uczy się na błędach, prawda? Ale mam nadzieję, że nikt nie będzie musiał przekonać się o tym w ten sposób, w jaki ja się o tym przekonałam.
Czułam się bezpiecznie z poczuciem, że Justin wcale nie miał złych zamiarów co do mnie, a do tego w hotelu znajduje się mój ojciec. Marzyłam o spotkaniu z nim od miesiąca, dwóch. Nie wiem ile dokładnie mnie nie było.
W końcu kelner wprowadził nas do pokoju w strefie VIP. Ściany były pomalowane w kolor limonki, wszystkie meble były pokryte białą skórą, a naśrodku stał duży stół z jasnego drewna. Zmarszczyłam bwri widząc posiwiałego mężczyznę ze szklanką bourbonu na końcu stolika. Rozchyliłam usta, kiedy uniósł swoją głowę. To był mój tata.
- Dziękuję - powiedział Justin dziękując kelnerowi za zaprowadzenie nas na miejsce, a po chwili usłyszałam zamknięcie drzwi.
Nagle rozmowy płynące z dużej sali restauracji ucichły. Zapanowała cisza.
- Madison - powiedział tata wstając z miejsca i odsuwając się od stołu.
- Tato... Tatusiu - szepnęłam.
Nie zayważyłam, kiedy zaczęłam biec w jego stronę i kiedy zamknął mnie w uścisku. Przytuliłam się mocno do jego ciała chcąc tak pozostać na zawsze i już nigdy się od niego nie odsuwać. Ramiona taty sprawiły, że poczułam się bezpieczna. Z mojego umysłu uleciały wszystkie złe myśli odnośnie tego co działo się w ostatnim miesiącu.
- Madison, tak bardzo tęskniłem, tak bardzo się martwiłem.
- Tatusiu... - szeptałam w jego marynarkę, która chwilę później była mokra od moich łez. Płakałam cicho wtulając się w jego ciało.
Tata zacisnął na mnie swój uścisk i pocałował mnie mocno w czubek głowy.
- Przepraszam - szepnęłam płacząc coraz głośniej i bardziej spanikowana.
- Za co ty mnie dziecko przepraszasz? - zapytał w moje ucho.
- Za to co się stało. Za to, że mnie nie było.
- Kochanie, przecież to wszystko już nie ma znaczenia. Najważniejsze, że jesteś już tutaj ze mną.
Uśmiechnęłam się przez łzy i westchnęłam radośnie. Nagle ojciec odsunął mnie od siebie i uśmiechnął się dotykając mój policzek.
- Kocham Cię, córeczko moja. Tak tęskniłem. - powiedział i ponownie mnie przytulił tym razem obejmując mnie w talii. Syknęłam z bólu przypominając sobie o posiniaczonych żebrach i przecięciach na skórze.
- Co się stało?
- Nic - odpowiedziałam, a chwilę później poczułam ciało Justina za sobą. Objął mnie delikatnie tak jak on to tylko potrafił i przyciągnął do siebie. Czy to była jego postawa obronna wobec mnie, kiedy coś tylko mnie zaboli, albo coś dzieje się ze mną? Czuł niebezpieczeństwo, bo mój własny ojciec objął mnie zbyt mocno? Przecież nie wiedział o tym, nie wiedział co się ze mną działo tam, gdzie mnie przetrzymywano, ale chyba się nie dowie. Nie chciałabym, żeby wiedział o tym co się działo ze mną w tamtym okropnym i obskórnym miejscu, którego nie chciałąm nawet pamiętać.
- Tato, to jest Justin - powiedziałam z delikatnym uśmiechem.
- Tak, wiem.
Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na Justina, a po chwili na mojego ojca. Ale jak?
- Spotkałem twojego tatę przed windą, kiedy poszedłem sprawdzić, czego się przestraszyłaś. Potem przyprowadziłem go do nas do pokoju. - szybko wyjaśnił mi Justin patrząc na mnie.
- Jak to? - zapytałam cicho.
Patrzyłam na Justina zdezorientowana nie wiedząc o co chodzi, a on uśmiechnął się delikatnie i pocałował moje czoło.
Był taki czuły i uroczy, troskliwy. Nigdy nie spodziewałam się, że spotkam kogoś takiego jak on. Kogoś, kto sprawił, że jestem szczęśliwa. Widząc go po raz pierwszy czułam, że powinnam się trzymać od niego z daleka, że jest niebezpieczny i nie powinnam się z nim zadawać.
- Zjecie coś? - powiedział mój ojciec patrząc na nas i wskazując na miejsca przy stole.
Pokiwałam powoli głową przypominając sobie, że nic nie jadłam od wczorajszej kolacji, która z resztą była przepyszna.
Mój ojciec wskazał dłonią na wolne miejsca obok niego, a chwilę później usiadłam obok niego razem z Justinem.
- Zamówię wam coś delikatnego, na przykład tosty z masłem i bekonem. Może być? - zapytał mój tata z życzliwym uśmiechem patrząc najpierw na mnie, a za chwilę na Justina. Jeszcze później jego wzrok powędrował na mnie.
Pokiwałam powoli głową zgadzając się na pyszne jedzenie. Zaburczało mi w brzuchu.
- Jak się czujesz Madison? - zapytał mój ojciec chwytając mnie za dłoń.
- Bezpieczna - odpowiedziałam cicho spuszczając wzrok na kremowy obrus leżący na stole.
Uśmiechnął się i spojrzał na Justina.

- Jak udało ci się ją znaleźć?
Właśnie w tym momencie przypomniałam sobie, że miałam zapytać się taty jakim cudem wiedział w jakim hotelu się znajdujemy. Przecież w naszej rozmowie wspomniałam jedynie, że jesteśmy w Oslo.
- No cóż, panie Beer. Skorzystałem z pomocy moich znajomych. - odpowiedział spokojnie Justin.
Co? Taka była prawda? Nie rozmawiałam z nim o tym. Nie wiedziałam nawet, że szukał mnie w jakiś zaawansowany sposób. Dobra, nieważne.
- Mów mi Will.
- Dobrze, panie B... Will.
Justin i mój ojciec zaśmiali się wspólnie. Mam nadzieję, że Justin nie powie nic o tych zapasach narkotyków, które trzyma w klubie. Chyba nigdy nie zrozumiem tego chłopaka i jakim cudem osiągnął to, co ma obecnie.
Siedziałam wpatrzona w swoje dłonie, kiedy Justin rozmawiał z moim ojcem. Wydawać by się mogło, że się dogadują i wszystko zmierza w dobrym kierunku. Ale miałam dziwne uczucie, że jest to tylko chwilowe. Spojrzałam za okno i zmarszczyłam brwi widząc za szybą postać obserwującą to, co dzieje się wewnątrz.
Szybko odwróciłam głowę nie mogąc patrzeć na to. Nagle telefon Justina odezwał się z dzwonkiem Nicki Minaj - Anaconda.
Justin słucha takiego rodzaju muzyki? Zaśmiałam się w myślach na to spostrzeżenie.
- Przepraszam na chwilę - odpowiedział kulturalnie Justin.
Kto by pomyślał, że ten chłopak ma tyle twarzy? I że umie dopasować się do każdej sytuacji, w której się znajduje. Niesamowite.
Uśmiechnęłam się patrząc na mojego ojca. Wpatrywał się w Justina do momentu, aż nie zamknął za sobą drzwi. Po chwili spojrzał na mnie.
- Dlaczego się tak na mnie patrzysz? - powiedziałam patrząc na mężczyznę.
- Cieszę się, że miałaś przy sobie kogoś, kto tak bardzo się o ciebie troszczył przez ten czas.
- Tato... To zaledwie jeden dzień, kiedy Justin mnie znalazł.
- Czy to będzie odpowiedni moment, żebym zapytał jak to się stało i co się tam działo? - zapytał, a ja ciężko wciągnęłam powietrze w płuca. Spojrzałam na ojca i zauważyłam, że włosy na jego skroni są całe posiwiały.
Po chwili przyniesiono nasze zamówienie. Zjedliśmy spokojnie, a może raczej niespokojnie, ponieważ Justina wciąż nie było ze mną. Co się działo? Zaczynałam panikować.
Zabrałam się do opowiadania zaczynając od tego jak poznałam Justina i kończąc na tym jak mnie znalazł. Nie opowiedziałam dokładnie wszystkiego, co się tam działo wiedząc, że może to być nie do zniesienia dla mojego ojca. Pokazałam jedynie moje rany i siniaki na ciele, nic więcej.
Co chwilę głośno przełykał ślinę i zaciskał powieki. Widziałam, że jest to dla niego nie do zniesienia, ale chciałam, żeby wiedział, chciałam opowiedzieć wszystko na raz zanim zdążę się rozpłakać. Gdyby to się stało nie potrafiłabym powstrzymać łez.
Na koniec mojej wypowiedzi tata złapał mnie mocno za rękę. Uśmiechnął się delikatnie, a po chwili ucałował moją dłoń. 
- Madison - zaczął.
Uniosłam głowę i spojrzałam na niego.
- Wylatujemy dzisiaj wieczorem, spotkamy się przy recepcji o 20.
- Czy Justin może lecieć z nami?
- Tak kochanie, jeżeli tylko tego chcesz.
Uśmiechnęłam się delikatnie. Drzwi powoli otworzyły się, a do środka wszedł Justin z uśmiechem na twarzy. Czy on się z czegoś cieszył? Usiadł obok mnie i spojrzał na mnie. - Wszystko zdążyło już wystygnąć - powiedział mój ojciec dopijając szklankę bourbonu.
- Nie przeszkadza mi zimne jedzenie. Jeżeli nie ma Pan... Znaczy, jeżeli nie masz nic przeciwko to zjem to za chwilę. - odpowiedział grzecznie Justin.
Ten chłopak naprawdę umie dostosować się do każdej sytuacji. Zauważyłam, że zdążył się przebrać. Miał na sobie czarne spodnie, czerwone buty z grubą białą podeszwą i czerwoną koszulę w kratkę. Uśmiechnęłam się widząc, że ułożył swoje włosy na żel. Wyglądał pysznie. Zatopiłabym w nim swoje ząbki. Ogarnij się Madison!
Justin powoli jadł swoje śniadanie wymieniając się spostrzeżeniami odnośnie obsługi hotelu, żartując z moim ojcem. Uśmiechnęłam się widząc to wszystko. Byłam szczęśliwa jak nigdy.
- Pójdę do swojego pokoju doprowadzić się do porządku - powiedziałam powoli wstając od stołu - dziękuję za śniadanie. Widzimy się później tatusiu.
Dodałam, a następnie ucałowałam czoło taty i wyszłam z małej salki, którą wynajął mój ojciec.
Szłam powoli korytarzem nigdzie się nie spiesząc. Nacisnęłam przycisk windy i czekałam, aż zjawi się na moim piętrze. Kiedy drzwi się otworzyły wypuściłam ludzi, którzy znajdowali się w windzie, a następnie sama weszłam. Drzwi zamykały się, ale kiedy mialy się zatrzasnąć pojawiła się między nimi męska dłoń. Podskoczyłam do góry przestraszona. Drzwi rozsunęły się ukazując postać Justina.
- Nie uciekniesz mi - powiedział uśmiechając się zadziornie.
Szybko wszedł do windy i stanął naprzeciwko mnie. Uśmiechał się cały czas patrząc intensywnie w moje oczy.
- Nie zamierzam - szepnęłam.
- To dobrze.
O Boże. Zostałam oparta o lustrzaną ścianę windy. Justin zaczął całować moją szyję mrucząc cicho.
- Wcześniej przeszkodzili nam chłopcy - powiedział całując moją skórę. Rozchyliłam usta czując coś niesamowitego.
Gorąco.

piątek, 3 kwietnia 2015

26. " Save me, please. "

Justin's POV :

Madison wbiegła przerażona do pokoju. Krzyczała coś i wypowiadała chaotycznie słowa, dlatego postanowiłem to sprawdzić. Wyszedłem z apartamentu ruszając w stronę windy. Kiedy miałem naciskać przycisk, żeby ją przywołać drzwi rozsunęły się a ja zauważyłem mężczyznę w wieku około 45 lat,  może więcej, może mniej, delikatnie posiwiały, ubrany w elegancki i drogi garnitur. Za nim stał mężczyzna w okularach, młodszy. Czyżby ochroniarz?
Oczekiwałem aż mężczyźni wyjdą z windy, żeby móc sprawdzić czy Adams faktycznie znajduje się w budynku. 
- Justin Bieber? 
Odwróciłem głowę w stronę mężczyzny wychodzącego z windy. 
- O co chodzi? - zapytałem.
- Czy to ty znalazłeś moją córkę? Madison?
Tak.  To ja ją znalazłem ale o chuj ci człowieku chodzi. Chwila...
- Pan jest ojcem Madison? 
- Will Beer, witam - powiedział mężczyzna wyciągając dłoń w moim kierunku. Uścisnąłem ją kiwając głową.
- Madison była na dole,  ale kiedy nas zobaczyła zaczęła uciekać.  Z takim przerażeniem w oczach.
Mój mózg powoli przetwarzał informacje.  Może dalej stał Adams z McCoulterem.
- Czy był ktoś tam jeszcze? - zapytałem unosząc brew ku górze przyglądając się mężczyznie.
Ojciec Madison spojrzał na ochroniarza, a po chwili skupił się na mnie. 
- Nie. Tylko my staliśmy przy recepcji. Nikogo więcej nie było oprócz kobiety pracującej w recepcji.  - odpowiedział chowając ręce do kieszeni spodni od garnituru.
- Rozumiem - odpowiedziałem patrząc gdzieś w wybrany punkt na ścianie. 
Czyli Madison nie uciekała od Adamsa bo tak naprawdę wcale go tam nie było. Więc o co chodziło?
- Czy mógłbym ją zobaczyć?
Pokiwałem głową i ruszyliśmy w stronę naszego apartamentu na końcu długiego korytarza.  Przechodząc obok pokoju Petera i Bruce'a uderzyłem pięścią w drewniane drzwi dając znak, że mają wyjść. 
- Zapraszam- powiedziałem otwierając drzwi, ale dostając znak od ojca Madison wszedłem pierwszy. 
Widząc Madison uśmiechnąłem się smutno. Uśmiech był zmieszany z pewnym rodzajem radości, że to nie był Adams.
Nie wiedziałem co się z nią dzieje. Bałem się. 
- Nie! Zostawcie mnie!
Madison krzyknęła szybko przypierając się do ściany i patrząc przerażona.
- Madison. ..
Zacząłem powoli się do niej zbliżać wyciągając dłonie przed siebie i chcąc ją uspokoić.
Zaczęło mi się wydawać, że Madison popadała w schizofrenię. Widziała kogoś kogo nie było. 
- Zostaw mnie zdrajco!  - krzyczała.
- Madison.. to twój ojciec.  Uspokoj się.
- Nie! 
Chwyciłem Madison i mocno przytuliłem.  Drżała w moich ramionach i głośno szlochała. 
- Madison. 
- Uratuj mnie.  Proszę.  - szepnęła cicho w moją klatkę piersiową kontynuując swój płacz. 
- Dobrze. Spokojnie.  - odpowiedziałem. Poczułem na swoich plecach czyjąś dłoń. Zanim spojrzałem kto to ucałowałem czoło Madison. Stał za mną ojciec Madison patrząc na to jak przytulam jego jedyną córkę do siebie.  Uśmiechnął się smutno.
- Madison... - powiedział w końcu. 
Nic. Nie drgnęła.
- Zostawiam tutaj jej ubrania o które prosiła.  W razie czego będę czekał w restauracji na dole.
Spojrzałem jak jej ojciec odkłada torbę Madison na łóżko i cicho wychodzi z pokoju zabierając ochroniarza ze sobą.
Westchnąłem ciężko przytulając Madison. 
Przez całe swoje pieprzone życie nie czułem się tak bardzo potrzebny. Nigdy nie myślałem, że jeszcze kiedykolwiek ktoś będzie mnie potrzebował i że będzie to ktoś inny niż chłopcy z klubu. Narkomani i tak dalej, wiecie o co chodzi.
Madison była słaba, bardzo słaba. Miesiąc tego jebanego piekła pozbawił ją wszelkich sił. Radość czerpała z chwili, ale kilka minut później to mogło się zmienić.
- Mad... - szepnąłem w jej włosy, a moje dłonie powędrowały na jej biodra, które wciąż były przysłonięte granatową sukienką.  Widziałem sukienkę, kiedy przejeżdżaliśmy przez Oslo do hotelu. Madison spała,  dlatego nie wiedziała kiedy to mogło się wydarzyć.
- Twój tata czeka na nas na dole. Przywiózł ubrania dla ciebie.  Chodź. Przebierz się.
W tym momencie jej zapłakane oczy spojrzały  w moje. Powoli wytarłem jej łzy. 
- Nic się nie dzieje, nie było tutaj ich. Nikt Cię nie skrzywdzi. Już nigdy. - szepnąłem patrząc na jej drżące usta.
- Ale...
- Shh - uciszyłem Madison i delikatnie położyłem swoje usta na jej. Ucałowałem jej pełne wargi i pod swoimi poczułem jak się rozluźnia. 
- Jesteś piękna. Nawet wtedy, gdy płaczesz i panikujesz za szybko - mruknąłem na co dziewczyna zaśmiała się cichutko.
Spojrzała na mnie i ułożyła swoje dłonie na moim karku. Bezproblemowo uniosłem ją do góry i zaniosłem w stronę łóżka.  Posadziłem ją na miękkim materacu i zacząłem rozpinać suknię.  Powoli zsunąłem ją z jej posiniaczonego ciała i rzuciłem na jej torbę. Ucałowałem jej szyję na co cicho westchnęła.
Odsunąłem się z uśmiechem i spojrzałem na nią. Chwycilem za zamek torby i próbowałem go przesunąć, ale zamek ani drgnął. Pieprzony zamek.
- Jus, zaczekaj - powiedziała Madison.
- Jus? Mówisz serio? - powiedziałem i parsknąłem śmiechem.
Madison obojętnie wzruszyła ramionami i powoli i z cierpliwością rozpięła zamek.
Nagle drzwi otworzyły się, a Madison podskoczyła ze strachu. Stanąłem przed łóżkiem zasłaniając Madison ubraną w samą bieliznę.
W progu stał Peter i Bruce.
- Macie, kurwa, ogarnięcie. - powiedziałem i spojrzałem na nich marszcząc brwi. 
-Byliśmy zajęci - odpowiedział Peter opierając się o framugę drzwi i przyglądając się Madison. - Widzę, że wy też się nie nudzicie.
W tym momencie ruszyłem w ich stronę i odepchnąłem od drzwi, a po chwili je zamykając.
- Co jest, Bieber? - warknął Peter stając na środku korytarza.
- Kiedy was wołam macie się pojawić.  Potrzebowałem was, chuje.
- Do czego? Do pieprzenia tej panny? - zaśmiał się Peter, ale pożałował tego tak szybko, kiedy moja pięść uderzyła z siłą o jego szczękę.
- Madison nie rozpoznaje swojego ojca. Przestraszyła się go i wpadła w panikę. - powiedziałem do Bruce'a próbując zachować spokój po tym co powiedział Peter.
- Jak to?
Spojrzałem na Bruce'a. 
- Ojciec Madison przyjechał po nią do tego hotelu. Zadzwonił do niej i podekscytowana pobiegła na dół,  ale chwilę później wróciła spanikowana. Poszedłem to sprawdzić i spotkałem go przed windą. Kiedy wprowadziłem go do pokoju Madison wpadła w panikę i histerię. 
- A dlaczego była... no... spanikowana?
- Podobno ci skurwiele są w budynku. Macie to kurwa sprawdzić. Tyle. - warknąłem. 
W tym momencie Bruce spojrzał na mnie i pokiwał ze zrozumieniem głową. Szybko wróciłem do pokoju, gdzie spotkałem juz ubraną Madison siedzącą na łóżku patrzącą na mój telefon.
- Co tam masz? - powiedziałem cicho. 
Dziewczyna uniosła mój telefon i pokazała zdjęcie, na którym spałem z otwartymi ustami.
Dziewczyna uśmiechnęła się uroczo patrząc na zdjęcie.
- Jaki słodki, aww - zagruchała patrząc na mnie.
- Oddaj ten telefon- warknąłem. 
Madison uniosła telefon do góry z uśmiechem.
- Jak mnie złapiesz.
Zrobiłem zdziwioną minę, kiedy Madison rzuciła się do ucieczki. Ubrana w dopasowane jeansy, elegancki sweter i buty wyglądała uroczo i jeszcze piękniej niż w tej sukni.
Zacząłem biec za dziewczyną.
Przeskoczyła przez łóżko i zaczęła biec w kierunku drzwi.
Zdążyłem ją szybko złapać i przerzucić przez ramię.
- Puść mnie! - pisnęła i zaczęła się wiercić.  Jednak po chwili zaczęła się śmiać, tak głośno, że było słychać jej głos po drugiej stronie korytarza. Wyszedłem z pokoju, zamknąłem drzwi i skierowałem się do windy. Kiedy drzwi się rozsunęły zdjąłem Madison z ramienia i przyparłem do ściany.
Westchnęła zaskoczona i spojrzała na mnie.
- Oddaj mi mój pieprzony telefon- powiedziałem blisko jej ust.
- Nie- odpowiedziała krótko, a ja od razu wpiłem się brutalnie w jej usta i całując ją tak, że zabrakło jej tchu. Chwyciłem telefon, a czując jak jej uścisk na nim słabnie zabrałem go.
- Grzeczna dziewczynka - mruknąłem w jej usta i się odsunąłem. Jęknęła niezadowolona i oparła się naburmuszona o ścianę.
W końcu winda dojechała na sam dół, a ja Chwyciłem Madison za rękę. 
-Mam niespodziankę, o której już wiesz z resztą. Chodź. 
Szliśmy ozdobnym korytarzem aż w końcu znaleźliśmy się przy kelnerze,  który chciał zaprowadzić nas do wolnego stolika.
- Do pana Willa Beer prosimy - powiedziałem patrząc na kelnera.
- Oczywiście. Zapraszam.
Ruszyliśmy za nim, a Madison spojrzała na mnie zdezorientowana.
Kelner zaprowadził nas na sam koniec sali, gdzie znajdowały się przestrzenie VIP.  Weszliśmy do koloru o dosyć nietypowym kolorze, a w nim dojrzałem duży stolik, przy którym siedział mężczyzna i pił...bourbon? 
- Dziękuję - powiedziałem do kelnera i zamknąłem drzwi.
- Madison... - powiedział mężczyzna. 
- Tata... Tatuś... - szepnęła Madison i z płaczem zaczęła biec w kierunku swojego ojca, aż zamknął ją  w bezpiecznym ojcowskim uścisku. 
Takim uścisku, który mówi więcej niż słowa.
Słowa, których nie wypowiedzieli.