Madison's POV:
Gorąco mi.
Leżałam pod Justinem na łóżku w moim pokoju hotelowym. Chłopak czule całował moje usta i szyję. Nie pozostawiał żadnego fragmentu mojej skóry bez swojego dotyku.
- Justin - jęknęłam.
- Wiem, wiem - szepnął w moje wargi delikatnie się unosząc. Uśmiechnęłam się, ale chwile później moje usta ponownie się rozchyliły.
Justin mruknął głośno w moje usta, a po chwili złączył je ze swoimi. Moje dłonie powędrowały do jego gęstych włosów i szybko wplotły się pomiędzy pasma, ale chłopak warknął i zabrał moje ręce ze swoich włosów kładąc je nad moją głową i przyciskając do materaca.
- Włosy - warknął nisko i spojrzał w moje oczy. Karmel wyraźnie pociemniał zamieniając się w gorzką czekoladę. Nigdy nie widziałam czegoś takiego.
- Przepraszam - jęknęłam cicho łącząc nasze usta ze sobą w delikatnym pocałunku. Justin nie pozostał mi obojętny i pogłębił pocałunek. Całował w taki sposób, że brakowało mi tchu. Zsunął się ustami do mojej koszulki i zaczął powoli rozpinać każdy z guzików z osobna umiejętnie poruszając ustami. Ale jak? No kurwa jak tak można?
Całował mnie w każdym możliwym miejscu oznaczając moją skórę za każdym razem tak samo czule. To było tak cholernie podniecające, że moje ciało zaczęło powoli drżeć nie dając mi szans na spokojny oddech, który odpowiednio wypełniłby moje płuca. Zamknęłam oczy delikatnie przymykając też usta, a następnie przygryzając dolną wargę.
- Jesteś gorąca, shawty - mruknął w moje ucho, a następnie je delikatnie ugryzł. Rozchyliłam usta łapiąc łapczywie powietrze.
Przypomniało mi się jak Justin powiedział do mnie, że jestem najgorętszą dziewczyną w mieście, kiedy spotkałam go na spacerze z psem. Do tej pory nie wiem czy było to przypadkowe, czy to było przez niego zaplanowane po to, żeby się spotkać i zobaczyć po raz kolejny jak reaguje na jego widok. Wiecie, wypieki na twarzy i te sprawy.
uśmiechnęłam się na to wspomnienie, a wzdłuż mojego kręgosłupa przebieł przyjemny dreszcz, który dał mi do zrozumienia, że mój umysł zaczyna przegrywać z ciałem. Moje gesty zaczęły mnie zdradzać. Ciało wychodziło naprzeciw jego dotykowi i pocałunkom tak jakby wiedziało doskonale, czego chcę zanim zdążył to zarejestrować mój umysł.
Ten chłopak jest niesamowity. Będę to powtarzać przez bardzo długi czas. Tak długi aż nie zmienię tego zdania. Co ja pieprzę i tak go nie zmienię. Wiedziałam, że mamy sporo czasu do odlotu do Nowego Jorku, dlatego nie zamierzałam się przeciwstawiać. Może i nie byłam gotowa na tak odważny krok, ale postanowiłam się poświęcić. Dlaczego poświęcić, zapewne zapytacie. Otóż dlatego, że sprawa dziewictwa jest dla nas, dziewczyn, bardzo ważna. Osoba, która je od nas "dostaje" jest w pewnym sensie ważna. Dostaje coś co posiada się tylko raz.
To tak jakby ktoś miał ostatnią butelkę wody na środku pustyni i oddaje ją drugiej osobie. Dokładnie wiesz, że drugiej butelki wody na pustyni już nie będziesz miał. Kiepskie porównanie, ale chyba idealnie obrazujące to co chodzi mi po głowie.
Byłam skłonna się poświęcić. Dla niego. Chciałam mu pokazać, że chcę oddać mu cząstkę samej siebie, jako dowód tego, że zależy mi na nim. Pojebane. Całe życie jest tak bardzo pojebane jak moje myśli w tym momencie.
Zamknęłam oczy oddając się pocałunkom Justina na moim ciele, które wręcz parzyły moją skórę. Tak jakby chłód spotkał się z gorącem i dostawał jego ciepło. Dobra, koniec tego obrazowania.
Poczułam jak chłopak zdemuje ze mnie koszulę i obdarza mój rowek pomiędzy piersiami jednym, bardzo czułym pocałunkiem. Uniósł głowę i z zadziornym uśmiechem spojrzał mi w oczy i zaczął wędrować w dół mojego ciała, aż do guzika moich spodni. Szybko rozpiął je i zaczął zsuwać z moich bioder.
Jezu. Nie nadążam za nim.
Westchnęłam głośno czując jak całuje okolice mojego pępka. Wystrzelił moje myśli w inny świat. Był tak czuły i delikatny, tak wspaniały. Tak bardzo go chcę dla siebie.
Nagle poczułam jak chłopak trąca swoim nosem o mój chcąc żebym otworzyła oczy. Spojrzałam w jego oczy z uśmiechem.
- Madison. Jesteś najpiękniejszą dziewczyną na świecie. - szepnął a ja poczułam jak moje policzki zaczynają się palić. Przygryzłam dolną wargę, a wzrok Justina od razu powędrował na moje usta. Z uśmiechem pocałował moją wargę i swoimi zębami wydostał ją na zewnątrz. Tutaj jest zbyt gorąco.
Uniosłam drżące dłonie do ramion chłopaka i powoli zaczęłam pozbawiać go górnej części garderoby. To zaczęło iść w złym kierunku. Zatrzymałam swoje dłonie i spojrzałam na Justina.
- Madison. Nie musimy iść dalej. - powiedział dostrzegając moje wahania.
Pokiwałam powoli głową i zabrałam ręce z jego ciała, jednak nie trwało to długo bo chwilę później objęłam jego szyję ramionami i przytuliłam do jego ciała.
- Kochanie- szepnął przytulając mnie do siebie.
Nic nie odpowiedziałam. Trwałam w jego ramionach.
Jak tona cegieł wrócił do mnie mój ból, ból sprzed zaledwie dwóch dni, kiedy to byłam seksualnym niewolnikiem wrogów Justina. To było tak okropnie przerażające. Samo wspomnienie sprawiało, że bałam się spojrzeć na swoje ciało, które było odrażające i krzyczało, że potrzebuję pomocy.
Zaczęłam cicho płakać nie będąc w stanie nic z siebie wydusić.
- Jestem w stanie dać ci wszystko. Chcę dać ci to co mam, mimo tego, że masz każdą możliwą rzecz na tym pieprzonym świecie. Tylko daj mu szansę. Daj mi szansę, żebym sprawił byś była szczęśliwa. Mad, proszę. Mad.
Oh Justin. Mój Justin. On właśnie prosi mnie o szansę.
Nie odpowiadałam, wciąż przytulałam się do jego ciepłej skóry. To wszystko było straszne, tak bardzo przerażające.
Podniosłam się z łóżka. Na szczęście Justin zsunął się ze mnie dzięki czemu nie czułam już ciężaru jego ciała. Potrzebowałam być sama, właśnie teraz, kiedy zaczęła piec mnie skóra od obrazów w głowie. Musiałam to z siebie zmyć. Ruszyłam szybko do łazienki i zamknęłam drzwi, a sekundę później usłyszałam jak pięść Justina uderza o drewniane drzwi, za którymi stałam.
- Madison, daj mi szansę - powiedział cicho.
- Zostaw mnie.
Zdobyłam się na wydobycie tych dwóch słów, które tak bardzo bolały. Tak jakbym sama wbijała sobie noże w środek klatki piersiowej i przekręcała o trzysta sześćdziesiąt stopni z każdą kolejną sekundą.
- Co? - wychrypiał chłopak zza drzwi.
- Zostaw mnie! - wrzasnęłam, a echo niosące się po pustej i dużej przestrzeni łazienki odezwało się głośno tuż za moim głosem.
- Chcesz żebym cię zostawił?
Nie.
- Tak - odpowiedziałam, a po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. Łza bólu.
Potrzebuję być sama. Muszę dojść do siebie, bo zaczynam popadać w schizofrenię, po prostu to czuję. Nie chcę; żeby Justin miał mnie za watiatkę po tym co dla mnie zrobił. Chociaż na pewno już mnie taką widzi. Przecież to nie moja wina. A może moja? Moja wina, że to wszystko się wydarzyło. Ale dlaczego akurat ja?
- Madison - powiedział Justin, a ja zamknęłam oczy. Widziałam jak zaciska szczękę i pięści próbując się uspokoić. Na pewno to robi. Oparłam plecy o drzwi i osunęłam się po nich na ziemię podkulając pod siebie kolana.
- Justin Proszę, idź stąd.
Nie, zostań. Nie słuchaj mnie. Po prostu daj mi chwilę.
- Żegnaj Madison. - usłyszałam zza drzwi i wtedy wpadłam w głośny szloch. Zanosiłam się łzami nie mogąc spokojnie złapać oddechu.
Ale tak będzie lepiej. Musi być lepiej.
Przez pogłos łazience słyszałam swój własny szloch - brzmiał tak żałośnie i boleśnie, jakbym właśnie doznała jakiejś tragedii. Co ja pieprzę.
Właśnie go odrzuciłam. Chłopaka, który zrobił dla mnie tak wiele. Nie ma drugiego takiego.
Usłyszałam głośne zatrzaśnięcie drzwi.
Co ja narobiłam?
Świetny rozdział :), ale jednocześnie strasznie smutny :c
OdpowiedzUsuń