piątek, 3 kwietnia 2015

26. " Save me, please. "

Justin's POV :

Madison wbiegła przerażona do pokoju. Krzyczała coś i wypowiadała chaotycznie słowa, dlatego postanowiłem to sprawdzić. Wyszedłem z apartamentu ruszając w stronę windy. Kiedy miałem naciskać przycisk, żeby ją przywołać drzwi rozsunęły się a ja zauważyłem mężczyznę w wieku około 45 lat,  może więcej, może mniej, delikatnie posiwiały, ubrany w elegancki i drogi garnitur. Za nim stał mężczyzna w okularach, młodszy. Czyżby ochroniarz?
Oczekiwałem aż mężczyźni wyjdą z windy, żeby móc sprawdzić czy Adams faktycznie znajduje się w budynku. 
- Justin Bieber? 
Odwróciłem głowę w stronę mężczyzny wychodzącego z windy. 
- O co chodzi? - zapytałem.
- Czy to ty znalazłeś moją córkę? Madison?
Tak.  To ja ją znalazłem ale o chuj ci człowieku chodzi. Chwila...
- Pan jest ojcem Madison? 
- Will Beer, witam - powiedział mężczyzna wyciągając dłoń w moim kierunku. Uścisnąłem ją kiwając głową.
- Madison była na dole,  ale kiedy nas zobaczyła zaczęła uciekać.  Z takim przerażeniem w oczach.
Mój mózg powoli przetwarzał informacje.  Może dalej stał Adams z McCoulterem.
- Czy był ktoś tam jeszcze? - zapytałem unosząc brew ku górze przyglądając się mężczyznie.
Ojciec Madison spojrzał na ochroniarza, a po chwili skupił się na mnie. 
- Nie. Tylko my staliśmy przy recepcji. Nikogo więcej nie było oprócz kobiety pracującej w recepcji.  - odpowiedział chowając ręce do kieszeni spodni od garnituru.
- Rozumiem - odpowiedziałem patrząc gdzieś w wybrany punkt na ścianie. 
Czyli Madison nie uciekała od Adamsa bo tak naprawdę wcale go tam nie było. Więc o co chodziło?
- Czy mógłbym ją zobaczyć?
Pokiwałem głową i ruszyliśmy w stronę naszego apartamentu na końcu długiego korytarza.  Przechodząc obok pokoju Petera i Bruce'a uderzyłem pięścią w drewniane drzwi dając znak, że mają wyjść. 
- Zapraszam- powiedziałem otwierając drzwi, ale dostając znak od ojca Madison wszedłem pierwszy. 
Widząc Madison uśmiechnąłem się smutno. Uśmiech był zmieszany z pewnym rodzajem radości, że to nie był Adams.
Nie wiedziałem co się z nią dzieje. Bałem się. 
- Nie! Zostawcie mnie!
Madison krzyknęła szybko przypierając się do ściany i patrząc przerażona.
- Madison. ..
Zacząłem powoli się do niej zbliżać wyciągając dłonie przed siebie i chcąc ją uspokoić.
Zaczęło mi się wydawać, że Madison popadała w schizofrenię. Widziała kogoś kogo nie było. 
- Zostaw mnie zdrajco!  - krzyczała.
- Madison.. to twój ojciec.  Uspokoj się.
- Nie! 
Chwyciłem Madison i mocno przytuliłem.  Drżała w moich ramionach i głośno szlochała. 
- Madison. 
- Uratuj mnie.  Proszę.  - szepnęła cicho w moją klatkę piersiową kontynuując swój płacz. 
- Dobrze. Spokojnie.  - odpowiedziałem. Poczułem na swoich plecach czyjąś dłoń. Zanim spojrzałem kto to ucałowałem czoło Madison. Stał za mną ojciec Madison patrząc na to jak przytulam jego jedyną córkę do siebie.  Uśmiechnął się smutno.
- Madison... - powiedział w końcu. 
Nic. Nie drgnęła.
- Zostawiam tutaj jej ubrania o które prosiła.  W razie czego będę czekał w restauracji na dole.
Spojrzałem jak jej ojciec odkłada torbę Madison na łóżko i cicho wychodzi z pokoju zabierając ochroniarza ze sobą.
Westchnąłem ciężko przytulając Madison. 
Przez całe swoje pieprzone życie nie czułem się tak bardzo potrzebny. Nigdy nie myślałem, że jeszcze kiedykolwiek ktoś będzie mnie potrzebował i że będzie to ktoś inny niż chłopcy z klubu. Narkomani i tak dalej, wiecie o co chodzi.
Madison była słaba, bardzo słaba. Miesiąc tego jebanego piekła pozbawił ją wszelkich sił. Radość czerpała z chwili, ale kilka minut później to mogło się zmienić.
- Mad... - szepnąłem w jej włosy, a moje dłonie powędrowały na jej biodra, które wciąż były przysłonięte granatową sukienką.  Widziałem sukienkę, kiedy przejeżdżaliśmy przez Oslo do hotelu. Madison spała,  dlatego nie wiedziała kiedy to mogło się wydarzyć.
- Twój tata czeka na nas na dole. Przywiózł ubrania dla ciebie.  Chodź. Przebierz się.
W tym momencie jej zapłakane oczy spojrzały  w moje. Powoli wytarłem jej łzy. 
- Nic się nie dzieje, nie było tutaj ich. Nikt Cię nie skrzywdzi. Już nigdy. - szepnąłem patrząc na jej drżące usta.
- Ale...
- Shh - uciszyłem Madison i delikatnie położyłem swoje usta na jej. Ucałowałem jej pełne wargi i pod swoimi poczułem jak się rozluźnia. 
- Jesteś piękna. Nawet wtedy, gdy płaczesz i panikujesz za szybko - mruknąłem na co dziewczyna zaśmiała się cichutko.
Spojrzała na mnie i ułożyła swoje dłonie na moim karku. Bezproblemowo uniosłem ją do góry i zaniosłem w stronę łóżka.  Posadziłem ją na miękkim materacu i zacząłem rozpinać suknię.  Powoli zsunąłem ją z jej posiniaczonego ciała i rzuciłem na jej torbę. Ucałowałem jej szyję na co cicho westchnęła.
Odsunąłem się z uśmiechem i spojrzałem na nią. Chwycilem za zamek torby i próbowałem go przesunąć, ale zamek ani drgnął. Pieprzony zamek.
- Jus, zaczekaj - powiedziała Madison.
- Jus? Mówisz serio? - powiedziałem i parsknąłem śmiechem.
Madison obojętnie wzruszyła ramionami i powoli i z cierpliwością rozpięła zamek.
Nagle drzwi otworzyły się, a Madison podskoczyła ze strachu. Stanąłem przed łóżkiem zasłaniając Madison ubraną w samą bieliznę.
W progu stał Peter i Bruce.
- Macie, kurwa, ogarnięcie. - powiedziałem i spojrzałem na nich marszcząc brwi. 
-Byliśmy zajęci - odpowiedział Peter opierając się o framugę drzwi i przyglądając się Madison. - Widzę, że wy też się nie nudzicie.
W tym momencie ruszyłem w ich stronę i odepchnąłem od drzwi, a po chwili je zamykając.
- Co jest, Bieber? - warknął Peter stając na środku korytarza.
- Kiedy was wołam macie się pojawić.  Potrzebowałem was, chuje.
- Do czego? Do pieprzenia tej panny? - zaśmiał się Peter, ale pożałował tego tak szybko, kiedy moja pięść uderzyła z siłą o jego szczękę.
- Madison nie rozpoznaje swojego ojca. Przestraszyła się go i wpadła w panikę. - powiedziałem do Bruce'a próbując zachować spokój po tym co powiedział Peter.
- Jak to?
Spojrzałem na Bruce'a. 
- Ojciec Madison przyjechał po nią do tego hotelu. Zadzwonił do niej i podekscytowana pobiegła na dół,  ale chwilę później wróciła spanikowana. Poszedłem to sprawdzić i spotkałem go przed windą. Kiedy wprowadziłem go do pokoju Madison wpadła w panikę i histerię. 
- A dlaczego była... no... spanikowana?
- Podobno ci skurwiele są w budynku. Macie to kurwa sprawdzić. Tyle. - warknąłem. 
W tym momencie Bruce spojrzał na mnie i pokiwał ze zrozumieniem głową. Szybko wróciłem do pokoju, gdzie spotkałem juz ubraną Madison siedzącą na łóżku patrzącą na mój telefon.
- Co tam masz? - powiedziałem cicho. 
Dziewczyna uniosła mój telefon i pokazała zdjęcie, na którym spałem z otwartymi ustami.
Dziewczyna uśmiechnęła się uroczo patrząc na zdjęcie.
- Jaki słodki, aww - zagruchała patrząc na mnie.
- Oddaj ten telefon- warknąłem. 
Madison uniosła telefon do góry z uśmiechem.
- Jak mnie złapiesz.
Zrobiłem zdziwioną minę, kiedy Madison rzuciła się do ucieczki. Ubrana w dopasowane jeansy, elegancki sweter i buty wyglądała uroczo i jeszcze piękniej niż w tej sukni.
Zacząłem biec za dziewczyną.
Przeskoczyła przez łóżko i zaczęła biec w kierunku drzwi.
Zdążyłem ją szybko złapać i przerzucić przez ramię.
- Puść mnie! - pisnęła i zaczęła się wiercić.  Jednak po chwili zaczęła się śmiać, tak głośno, że było słychać jej głos po drugiej stronie korytarza. Wyszedłem z pokoju, zamknąłem drzwi i skierowałem się do windy. Kiedy drzwi się rozsunęły zdjąłem Madison z ramienia i przyparłem do ściany.
Westchnęła zaskoczona i spojrzała na mnie.
- Oddaj mi mój pieprzony telefon- powiedziałem blisko jej ust.
- Nie- odpowiedziała krótko, a ja od razu wpiłem się brutalnie w jej usta i całując ją tak, że zabrakło jej tchu. Chwyciłem telefon, a czując jak jej uścisk na nim słabnie zabrałem go.
- Grzeczna dziewczynka - mruknąłem w jej usta i się odsunąłem. Jęknęła niezadowolona i oparła się naburmuszona o ścianę.
W końcu winda dojechała na sam dół, a ja Chwyciłem Madison za rękę. 
-Mam niespodziankę, o której już wiesz z resztą. Chodź. 
Szliśmy ozdobnym korytarzem aż w końcu znaleźliśmy się przy kelnerze,  który chciał zaprowadzić nas do wolnego stolika.
- Do pana Willa Beer prosimy - powiedziałem patrząc na kelnera.
- Oczywiście. Zapraszam.
Ruszyliśmy za nim, a Madison spojrzała na mnie zdezorientowana.
Kelner zaprowadził nas na sam koniec sali, gdzie znajdowały się przestrzenie VIP.  Weszliśmy do koloru o dosyć nietypowym kolorze, a w nim dojrzałem duży stolik, przy którym siedział mężczyzna i pił...bourbon? 
- Dziękuję - powiedziałem do kelnera i zamknąłem drzwi.
- Madison... - powiedział mężczyzna. 
- Tata... Tatuś... - szepnęła Madison i z płaczem zaczęła biec w kierunku swojego ojca, aż zamknął ją  w bezpiecznym ojcowskim uścisku. 
Takim uścisku, który mówi więcej niż słowa.
Słowa, których nie wypowiedzieli.

4 komentarze:

  1. O Boże, kocham!
    Niesamowity rozdział, tak samo jak to opowiadanie!
    Kocha, kocham, kocham!
    Dużo weny kochana!
    ������/mrrAleksandra

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiamm <3. Biedna Mad.. tyle wycierpiała :(. http://glamlipstick.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. biedna Mad:(
    jeju Juss jest taki uroczy aww

    OdpowiedzUsuń