niedziela, 12 października 2014

4. " Oh. It's you, shawty "

Wysiadłam z samochodu ciągnąc za sobą pijaną Anę, która nie była w stanie iść w miarę prosto. W drodze do mojego pokoju wywróciła się kilka razy, obiła o ścianę i wpadła na szafę. Ta dziewczyna jest nieobliczalna.
Kiedy w końcu znalazłyśmy się w miejscu docelowym posadziłam ją na łóżku. Przyglądając się jej próbowałam wymyślić co wytłumaczyć mamie, kiedy ją zobaczy. Po chwili podeszłam do szafy zabierając ubrania na zmianę, a następnie kierując się do łazienki. Zdjelam sukienkę zamieniając ją na wygodny luznyt biały sweter i legginsy. Zmyłam makijaż zostawiając jedynie tusz na rzęsach.
- Odwieź mnie do domu- wybełkotała Ana patrząc na mnie zamglonym wzrokiem, kiedy wychodziłam z łazienki. Spojrzałam na nią podejrzliwie.
Po przemyśleniu jej słów postanowiłam, że tak zrobię.
Pomogłam jej wstać i znowu spędziłyśmy długą i męczącą drogę do mojego samochodu. Kiedy w końcu się to udało ponownie ruszyłyśmy w rozświetloną część miasta. Jazda minęła dość spokojnie, ponieważ ruch był płynny. Może was to dziwi, ale tutaj tak duży ruch jest niezależny od pory dnia czy roku. Jadąc o trzeciej nad ranem przez miasto jest taki sam ruch jak o 12 w południe.
Skręciłam w ulicę, przy której mieszka moja przyjaciółka. Kiedy odpowiednio zaparkowałam pod apartamentowcem, w którym mieszka pomogłam jej wykonać tą trudną czynność jaką jest wysiadanie z auta. Powolnymi krokami dotarłyśmy do windy. A następnie wjechalłyśmy na 24 piętro.
Wchodząc do środka zorientowałam się, że wszyscy w jej domu już śpią. Powiedziałam Anie co ma zrobić, po czym sama wycofałam się do windy. Odetchnęłam z ulgą, kiedy drzwi windy zamknęły się. Oparłam głowę o lustrzaną ścianę wsłuchując się w cichą muzykę w windzie.
Docierając na dół spojrzałam na zegarek. O Cholera. Jak późno. Musze jechać inna drogą, żeby nie spotkać się z tata, który wraca ze spotkania.
Dosłownie wybiegłam z windy kierując się do mojego białego audi. Szybko wskoczyłam na miejsce kierowcy i odpaliłam silnik.
Jechałam spokojnie. Jazda była przyjemna i pozbawiona stania w korkach lub na światłach, ponieważ wybrałam tą mniej zatłoczoną drogę.
Mijałam właśnie pewien bar, przy którym kręciło się mnóstwo pijanych ludzi i dziewczyn wijących się wokół nich. Dziwne...
W oddali zauważyłam jak jakiś chłopak opiera się o słup odchylając głowę do tyłu. Wyglądał tak jakby miał zemdleć. Postanowiłam zapytać się co mu jest. Może był tylko pijany, a może naprawdę źle się czuł. Zatrzymałam samochód przy krawężniku obok słupa, a sama wyszłam z samochodu stojąc przy otwartych drzwiach i trzymając je za uszczelkę przy oknie.
- Wszystko w porządku? - zapytałam łagodnie, na co chłopak odwrócił się w moja stronę.
Wtedy zauważyłam tą mocno zarysowaną szczękę, piwne oczy i idealnie postawione włosy. Boże, to on. Moja krew znowu dostała ataku i zaczęła buzować w moich żyłach.
- Och. To ty, shawty- mruknął w moja stronę.
Matko, umieram.

_____________________

Mamy kolejny z ponownym opóźnieniem. No nic. Zaczynam się zastanawiać czy jest sens pisania tego opowiadania, ponieważ praktycznie nikt go nie komentuje. Ciągle pracuję nad tym opowiadaniem.
Proszę was o komentarze z opinią.
Chcę wiedzieć czy ktoś wgl czyta tego bloga.

Mój ask:
drugofeternallove

Następny pojawi się we wtorek.

#love
@Ann

4 komentarze:

  1. Mało Jussa i za krótkie !! Ale bardzo fajne ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo krótki !! :( ale fajny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Musisz pisać dłuższe rozdziały :) A tak to bardzo ciekawy ;) Nie rezygnuj z niego. :D

    OdpowiedzUsuń