środa, 25 lutego 2015

21. " Room no. 1016 "

Proszę o komentowanie opowiadania i o aktywność na asku i twitterze.

CZYTASZ= KOMENTUJESZ !!!

Milej lektury ♥

_______________________

Justin's POV :

W momencie, gdy zobaczyłem jak ten kutas bawi się Madison i jak jego pieprzone ciało leży na niej moja krew zaczęła wrzeć. Cały byłem rozgrzany do czerwoności,co nie pozwoliło mi myśleć racjonalnie. Ale kiedy miałem Madison obok siebie śpiącą spokojnie na moim ramieniu oddychałem spokojnie.
- Powiesz jej o tym co zrobiłeś Spencerowi? - zapytał Bruce spoglądając na mnie w lusterku wstecznym. Co jakiś czas zmieniał się z Peterem za kółkiem, żeby oszczędzać siły na szybkie zorganizowanie powrotu do kraju. Nie spalismy przez kilkanaście godzin ze względu na szybką chęć odnalezienia Madison. Na szczęście była już obok mnie, bezpieczna.
Spojrzałem na Bruce'a a następnie wyjrzalem za przyciemnianą szybę samochodu.
- Nie - odpowiedziałem zaciskajac szczękę.

-flashback -

Zszedlem na dół szukając drzwi mogących prowadzić do piwnicy tego pieprzonego domu.
- Peter! - krzyknąłem chcąc nawiązać jakikolwiek kontakt. 
- Tutaj Bieber!
Ruszyłem w kierunku, z którego wydobywał się głos. Zszedłem po schodach w dół. Pomieszczenie było ciemne, a obskórne ściany dodawały grozy . Czułem się jak w jakimś horrorze, tylko że moje życie jest horrorem. Od najwcześniejszych lat mojego życia.
W cieniu dojrzałem Bruce'a stojącego przed Spencerem przywiązanym do krzesła jakąś liną. Uśmiechnąłem się zlowrogo patrząc na pochyloną głowę mężczyzny.
W rogu pokoju stał Peter obserwujący całe pomieszczenie z zaciekawieniem. Zapewne cos zauważył. Wyciągnąłem z kieszeni paczkę papierosów i wyciągnąłem jednego następnie odpalajac. Podszedłem do Spencera i Uśmiechnąłem się drwiaco.
- Pamiętasz mnie jeszcze, Spencer? - zapytałem cicho, na co on szybko uniósł swoją głowę, żeby zobaczyć z kim ma do czynienia.
- Bieber, ty nieudolny szmaciarzu.
Nie zdążył dokończyć ponieważ prawą dłonią szybko wymierzyłem cios w jego nos. Uśmiechnąłem się słysząc jak jego kość nosowa pęka.
- To było pytanie retoryczne. A teraz do rzeczy. - powiedziałem spokojnie zaciagajac się papierosem. - Co, kurwa, myślałeś, że robisz?
- Pieprzyłem twoją dziwkę. - powiedział gorzko.
Chwyciłem go za koszulkę i popchnąłem przez co jego głowa z impetem uderzyła w ścianę.
- Słuchaj mnie, pierdolony kutasie. - warknalem nisko kucając przy nim.- Jesteś jebaną ciotą, skoro próbujesz mnie dostać przez porwanie dziewczyny. Nie łatwiej było rzucić wyzwanie, czy jesteś aż taką pizdą? Zaczekaj... - unioslem teatralnie dłoń w górę - nie musisz odpowiadać. Doskonale o tym wiem.
Wstałem i obszedłem dookoła jego ciało leżące na podłodze, a dodatkowo przywiązane do krzesła. Kopnąłem go w żebra a po chwili w głowę. Wyrzucił z siebie okrzyk bólu, na co ja Uśmiechnąłem się w satysfakcji. Robiąc kolejne okrążenie kopnąłem go w jaja. Próbował zwinąć się w kłębek od bólu, ale lina, którą był przywiązany uniemożliwiła jakiekolwiek ruchy. Chłopcy spisali się jak zawsze.
-No dobrze. - mruknąłem w zastanowieniu dopalając papierosa.
- Podnieś go - rozkazalem Bruce'owi. Mężczyzna szybko go podniósł, a moim oczom ukazał się ból wymalowany na twarzy Spencera. Zgasilem papierosa na jego ramieniu przepalajac materiał jego koszulki i kawałek skóry. Spencer krzyknął głośno.
- No dobrze, to porozmawiajmy chwilę. - powiedziałem rozglądając się po pomieszczeniu. Zobaczyłem pogrzebacz do pieca w wiadrze obok rozżarzonego węgla. Do głowy wpadła mi pewna myśl. Dosyć okrutna.
- Jednego dnia pijesz ze mną whiskey w klubie, palisz ze mną zioło, a następnego jesteś w spółce z Adamsem. Mama nie uczyła cię, żeby nie robić interesów na dwa fronty? Nie informowała o konsekwencjach? Słuchaj mnie uważnie, ogromną radość sprawi mi obdarcie cię ze skóry. Nie będę miał dla ciebie litości, nie będę łagodny i nie będę słuchać twoich błagań. Wiem, jak wielką przyjemność sprawiało co krzywdzenie tej biednej dziewczyny, dlatego ja będę czerpał przyjemność z twojego cierpienia. Będę kochał każdą sekundę tego jak powoli będziesz umierał. Powoli i boleśnie. Zapewniam ci to.
W tym momencie rozgrzany pogrzebacz wylądował na policzku Spencera. Jego krzyk był jak miód dla mojego serca. To były tak wspaniale dźwięki.
- Jak długo wspolpracujesz z Adamsem? -spytałem unosząc pytajaco brew.
Milczy. Ponownie go podpaliłem.
- Pieprz się. Nic ci nie powiem.- odwarknął.
- Ktoś tu nie wie jak się zachować- powiedziałem przykladajac pogrzebacz do drugiego policzka.
Bruce zniecierpliwiony tą zabawą rozerwal mu koszulkę.
- Dzięki,bro.
Dopóki metal pozostawał gorący przyłożyłem go do ciała chłopaka. Zasmislem się słysząc jego krzyk.
- Gdzie twoi kumple? Zostawili cię?
- Pieprz się.
Spojrzałem na niego z uśmiechem, który pokazywał jak daleko zaszedlem.
- Czas na gwóźdź programu! Teraz zobaczymy jak życie Johnego Spencera się kończy! - krzyknąłem bijąc brawo, na co Bruce i Peter zaczęli się śmiać razem ze mną.
- No dobrze chłopcy. Czy mamy tu coś ciekawego? - powiedziałem groźnie szukając po pokoju.
Nagle dostrzegłem siekiere oraz karnister z benzyną nalaną do połowy pojemnika. Chwyciłem w prawą rękę siekierę, a w lewą karnister i ustawiłem przed chłopakiem.
- To zaczynamy zabawę- powiedziałem łagodnie. Rozerwalem koszulkę chłopaka i owinalem ją dookoła jego głowy.
Następnie duży fragment materiału zamoczylem benzyną i wsunalem do jego ust blokując ją cienkim paskiem materiału którym miał owinięta głowę.
Następnie zamachnąłem się siekierą kilkakrotnie celujac wprost w jaja Spencera. Z jego ust wydobył się krzyk zbliżony do pisku.
- Bruce - kiwnalem głową na Bruce'a na co wyjął zapałki i odpalił jedną pocierając o siarkowy bok pudełka. Zbliżył płonącą zapalkę do szmaty nawilżonej benzyną, a w odpowiedzi materiał zaczął się palić jaskrawym płomieniem.
- To twoja ostatnia lekcja, Spencer.
Powiedziałem groźnie, a następnie wylałem całą zawartość benzyny na jego ciało.
- Spalisz się tak szybko jak zacząłeś igrać z biznesem.
Po tych słowach wyszliśmy z piwnicy słysząc głośne krzyki i piski Spencera, który palił się żywcem.

- flashback-

Należało się temu kutasowi. To jego nauczka za to, jak potraktował Madison. Spojrzałem w stronę jej drobnego ciała. Było całe poobijane, posiniaczone, ponaznaczane. Ostatni miesiąc był dla niej koszmarem.
Współczułem jej tak bardzo, że nie wiedziałem co zrobić. Nie mam pojęcia jak mogę jej pomóc poza wywiezieniem jej z Norwegii i odwiezieniem do domu, do ojca, z którym będzie bezpieczna.
Miałem poczucie winy, że spotkało ją tak wiele nieszczęścia tylko dlatego, że zadawala się ze mną.
Jeżeli chodzi o mnie... ostatni miesiąc był najgorszym w moim życiu, nigdy tak bardzo się nie obawiałem. No może z wyjątkiem nocy, kiedy ruszyłem w poszukiwania mordercy mojego ojca. Obawiałem się rozczarowania samym sobą.
Po długiej podróży w końcu znaleźliśmy się w Oslo. Na niebo naszła czarne chmury idealnie obrazując mój humor. Do tego jeszcze błyskawice powinny   rozświetlać niebo. Tak. Jestem wkurwiony.
Odrzuciłem na bok moje zdenerwowanie i pochylilem się delikatnie nad uchem Madison.
- Madison. Jesteśmy na miejscu - szepnalem delikatnie potrzasajac ramieniem dziewczyny. Madison szybko odskoczyla w drugi koniec samochodu i zasłonila twarz dłońmi wpadając w drgania.
- Zostaw mnie! Przestań mi to robić! Przestań! - krzyczała na cały głos.
Usiadłem bliżej niej i chwycilem jej poranione nadgarstki odsuwajac od twarzy. Z jej zamkniętych oczu płynęły łzy .
- Shh, shh. Madison to ja, Justin. Jesteś bezpieczna. Nikt nie zrobi ci krzywdy. - powiedziałem spokojnie delikatnie ja obejmując. Czule gładziłem jej plecy w celu ukojenia jej nerwów. Przed nami ciężka droga. Droga pod górę żeby wszystko wróciło do normy. Czując jak delikatnie ją przytulam dziewczyna wpadła w moje ramiona zaczynając głośno płakać. Rozpadała się na milion kawałków na moich oczach, a ja nie wiedziałem co zrobić.
- Madison. Tak bardzo się bałem. - wyszeptalem szczerze.
Bylem przerażony,kiedy zobaczyłem wiadomość o tym, że została porwana.
- Musisz się owinąć w koc. Zaniosę cię do twojego pokoju w hotelu. Prześpimy jedną noc, a później wrócimy do Nowego Jorku. Jesteś już bezpieczna. Słyszysz?
Za każdym moim słowem Madison kiwala posłusznie głową. Zmarszczylem brwi. Czy oni kazali jej na wszystko się zgadzać?
- Justin... - zaczęła Madison.
Odezwala się może po raz drugi od kilku godzin. Podałem jej koc żeby się przykryła, a następnie wsunąłem ręke pod jej kolana, a druga trzymałem na plecach.
- Wszystko będzie dobrze. Jestem z tobą.
- Mhm. - mruknela Madison opierając głowę o mój obojczyk, kiedy wyszedłem z samochodu zamykając za sobą drzwi. Nacisnalem przycisk na kluczach od samochodu, a ten zamknął się wydając charakterystyczny dźwięk piknięcia. Wszedłem do hotelu, który wewnątrz wyglądał jeszcze bardziej luksusowo niż na zewnątrz. Był bardzo... przytłaczający jak dla mnie. Zauważyłem Petera stojącego przy recepcji i patrzącego na mnie ze zrozumieniem. Ludzie będący w hotelu dziwnie patrzyli na to jak niosę na rękach dziewczynę wtuloną w koc.
- Czy potrzeba państwu pomocy? - zapytała recepcjonistka płynną angielszczyzną. Miała włosy upięte w kok i nienaganny makijaż.
Spojrzałem na Madison na moich rękach.
- Może wezwać lekarza? - kontynuowała blondynka.
- Tak, poproszę. Do pokoju...
- 1016. - dokończył za mnie Peter.
Recepcjonistka uśmiechnęła się przyjaźnie zapisując wszelkie informacje. Po chwili uniosła się, żeby spojrzeć na mnie i Madison.
- Zaraz skonsultuję się z tutejszym szpitalem. Poproszę lekarza,żeby zjawił się jak najszybciej.
- Do zobaczenia- powiedziałem ruszając w stronę  pokoju, w którym zameldowana była Madison.
Tak naprawdę na ostatnia chwilę wybajelismy te pokoje, ponieważ byliśmy święcie przekonani, że jedyne co tam zostaniemy to popieprzonego Adamsa i martwą Madison. Wzdrygnąłem się na tę myśl. 
Otworzyłem drzwi do pokoju dziewczyny elektroniczną kartą z pozłacanym numerem 1016. My z chłopakami mamy pokój 1017. Tuż obok.
Zapewne zastanawia was skąd mamy pieniądze na taki hotel i jakim sposobem udało się tak szybko załatwić lot i hotel w centrum Oslo. Otóż.. mam stałego klienta kupującego towar za grube pieniądze. Zapewnił mnie, że w razie problemów wyciągnie mnie z tego gówna w jakim się znalazłem, bez znaczenia jak chujowo będzie. Teraz nadarzyła się taka okazja.
Wchodząc do pokoju zamknąłem za sobą drzwi nogą. Położyłem Madison na dużym dwuosobowym łóżku i wstałem, żeby podejść do okna.
- Justin. Zostań ze mną... - szepnęła boleśnie.
Położyłem się obok niej i przykryłem szczelnie ciepłym kocem, który zdążyłem zabrać z domu.
- Wszystko będzie dobrze. - powiedziałem.
Madison spojrzała na mnie spod spuchniętych powiek, na co ja Położyłem swoją dłoń na jej policzku. Delikatnie się Wzdrygnęła, ale pozwoliła mi na dotykanie jej policzka. To i tak naprawdę duży postęp.
- Dzisiaj przyjdzie do ciebie lekarz. Przebada cię i oceni czy wszystko w porządku.
Madison nic nie odpowiedziała. Patrzyła na mnie tępym wzrokiem, a po chwili wstała z łóżka wywijajac się z koca. Miała na sobie body,  które pięknie pokazywało jej kształty, ale także rany, siniaki i inne ślady, które szpecily jej ciało. Ale pomimo tego nadal była piękna. Ciągle zapieralo mi dech w piersiach, kiedy ją widziałem. Wstałem za nią, żeby asekurować jej ciało.
- Chcę zadzwonić do mojego taty.... - powiedziała cicho, na co ja spojrzałem w jej oczy przepełnione bólem.
- Oczywiście- powiedziałem cicho wyjmujac iPhone'a z kieszeni spodni. - Proszę.
Podałem jej swój telefon. Madison wypowiedziała ciche "Dziękuję "i z drżącymi dłońmi wybiła numer do ojca.
Bylem ciekawy przebiegu spraw. Wciąż stałem za nią, żeby asekurować jej osłabione ciało.
- Halo? - odezwała się Madison przez telefon, a ja przypatrywalem się ludziom chodzącym po norweskich ulicach.

________________

Koniec rozdziału. :)
Jak się podoba?

Ask → KLIK
Twitter→ @eternalloveff

#love.
Ann.

3 komentarze:

  1. w końcu wszystko jest dobrze, oby Madison szybko doszła do siebie i ułożyło jej się z Justinem <3 cudowny rozdział, czekam na nn :):*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jxjdjehsjsdi rano mam szkołe a ja byłam tak ciekawa tego opowiadania że maskra. Ciesze sie ze je dzisiaj znalazłam :)
    Czekam na następny !!!

    OdpowiedzUsuń
  3. cudny rozdzial, kocham to ff skarbie ;*

    OdpowiedzUsuń