środa, 25 lutego 2015

22. " He shot himself "

Madison's POV :

Poczułam jak ktoś zbliża się do mnie i szepcze mu do ucha.
- Madison, obudź się. Jesteśmy już na miejscu.
Zerwalam się szybko w panice i zaczęłam krzyczeć. Moje dłonie powędrowały na twarz zakrywajac ją, a z moich oczu wciąż kaskadami spływały łzy, które gromadziły się pod moimi powiekami od ponad miesiąca.
- Zostaw mnie! Przestań to robić!- krzyczałam głośno.
W pewnej chwili poczułam jak ktoś chwyta mnie za nadgarstki i łagodnie odsuwa moje dłonie od twarzy.
- Shh, shh. Madison to ja, Justin. Jesteś już bezpieczna. - szepnął delikatnie mnie do siebie przytulając i gladzac moje plecy. Zaczęłam płakać nie wiedząc co zrobić. Z moich ust ulatywały przeróżne słowa, o których nie miałam nawet pojęcia. To wyglądało tak jakbym majaczyła.
To prawda, mogłam być chora, ponieważ w tym pokoju, w którym mnie przetrzymywano nie było żadnego ogrzewania. No. Sporadycznie je włączano. Zadrżalam delikatnie, kiedy Justin wziął mnie na ręce i wyniósł z samochodu. Prawdę mówiąc to nie spodziewałam się tego, że Justin przyjedzie po mnie na zupełnie inny kontynent. A może nadal chce pieniędzy mojego ojca. Nie wiedziałam tego.
Chłopak niósł mnie na rękach aż do pokoju,gdzie położył mnie na dużym łóżku. Kiedy zamierzał odejść szybko powiedziałam.
- Justin. Nie zostawiaj mnie.
Na te słowa chłopak szybko położył się obok mnie i okrył kocem jeszcze szczelniej. Tak jakbym nie była już dość okryta. Jego dłoń delikatnie powędrowała na mój policzek. Wiedziałam, że nie zrobi mi krzywdy, dlatego pozwoliłam mu dotknąć mojej skóry.
- Dzisiaj przyjdzie lekarz, żeby cię przebadać. Sprawdzić czy wszystko w porządku. - powiedział, ale ja nie słyszałam dalszej części jego wypowiedzi.
Wstałam z łóżka i stanęłam w oknie, na co Justin zerwał się szybko i stanął za mną. Odwróciłam się w jego stronę.
- Chcę zadzwonić do taty - powiedziałam cicho i żałośnie.
Justin spojrzał na mnie ze zrozumieniem i wyciągnął telefon następnie mi go podając. Drzacymi rękami wbiłam na klawiaturze numer telefonu do mojego ojca i zadzwoniłam.
Usłyszałam szmer po drugiej stronie. Może to przez tą odległość.
- M? - usłyszałam głos mojego ojca. Czy on był... pijany?
- Halo? - zaczęłam powoli.
- Halo. - odpowiedział.
- Tato. To ja Madison. - powiedziałam łagodnie.
- Pieprzony dowcipnisiu. Moja córka nie żyje! - krzyknął, a po chwili usłyszałam jego cichy szloch, który sprawił, że moje serce łamało się na milion drobnych kawałków.
- Tatusiu...
W tym momencie ja się rozpłakałam.
- Przyjedź tu po mnie. Jestem w Oslo.. w Norwegii. Tatusiu. Zabierz mnie stąd - zaczęłam szybko wypowiadać te słowa bojąc się ze cos zaraz może przerwać naszą rozmowę.
- Mad? Z czyjego telefonu dzwonisz?
- Jestem tu z Justinem, chłopakiem,którego poznałam jakiś czas przed tym wszystkim. Znalazł mnie. Pomógł mi. Tato... jestem mu wdzięczna. Pomógł mi.
Justin naprawdę mi pomógł. Pomógł mi. Nie mógł więc już mieć takich planów co do pieniędzy mojego ojca. Usłyszałam jak chłopak wciąga powietrze nosem stojąc tuż za mną.
- Madison. Ty żyjesz..
- Tak tato. Tylko dzięki niemu.
- Wylece z samego rana. Za kilka godzin będę na miejscu. Kocham Cię Madison. Jezu Chryste. Ty żyjesz. Jezu.
- Będę czekać na twój telefon. A teraz... chciałabym podziękować Justinowi.
- Dobrze. Nie pakuj się w żadne kłopoty. Siedź i czekaj tam na mnie.
- Tato.. weź jakieś czyste ubrania dla mnie. Ponieważ... em.
- Nic już nie mów , Mad. Idź odpocząć. Bądź ostrożna. Uważaj na siebie.
- Dobranoc tato.
- Dobranoc.

Rozlaczylam się podając po chwili telefon chłopakowi. Patrzyłam w jego oczy długo nie mogąc się nawet odezwać.
- Przepraszam.. - powiedział Justin, na co ja otworzyłam usta w szoku.
Jak to? Za co on mnie przeprasza?
- Gdyby nie ja, nigdy cos takiego by się nie wydarzyło. Madison. Jest mi tak przykro,że coś takiego spotkało akurat ciebie. Postaram się to naprawić, obiecuję.
Justin mówił tak szybko, że ledwo co zrozumiałam o co mu tak naprawdę chodzi.
- Justin. Dziękuję. - powiedziałam cicho i nieśmiało przez co na moich policzkach pojawił się delikatny rumieniec który parzył moją skórę.
Chłopak zmarszczyl brwi będąc zdezorientowany moimi słowami. Tak jakby ktoś wybił go z jakiegoś tropu. Jakby analizował to co powiedziałam.
- Nie rozumiem - odpowiedział w końcu.
- Dziękuję, że przyjechałeś tu.. zabrać mnie z tego piekła.
Spuscilam głowę w dół, ale Justin chwile później podciągnął ją do góry patrząc mi w oczy.
- Nie mogłem pozwolić na twoją krzywdę. Nie mogłem pozwolić na to, żeby Twoja nieobecność skrzywdziła mnie.
Na tę słowa moje usta rozchylily się delikatnie. Czy Justin uważa, że to, że mnie przy nim nie ma może go skrzywdzić? What?
- Nie pozwól mi już dłużej czekać na Ciebie.
Patrzyłam w jego źrenice nie wiedząc co powiedzieć.
- Justin.. - szepnęłam.
- Kocham Cię, Madison. Obiecuję, że nikt więcej cię już nie skrzywdzi. Już nigdy. - odpowiedział, a jego kciuk przesunął się po moich popękanych wargach. Mój język podążył śladem jego palca w celu zwilżenia ust. Jego twarz była coraz bliżej mojej, jego pełne wargi zbliżały się z każdą sekunda coraz bardziej do moich. Westchnelam cicho bojąc się jego dotyku i odsunęłam się od jego ciała. Przygryzlam warge i skierowałam się do łazienki. Była duża i bardzo elegancka. W stylu mojej mamy.
Wtedy właśnie przypomniałam sobie słowa mojego ojca.

- Słuchaj Madison.. Powiem ci tyle co możesz wiedzieć.. - zaczął. - Odwiozłem twoją mamę na lotnisko, bo ma dzisiaj swój służbowy wyjazd. Kiedy weszliśmy na lotnisko czekał na nią mężczyzna z dzieckiem... 5- letnim chłopcem z śródziemnomorską uroda.
Moje serce się zatrzymało. Ciśnienie mi podskoczyło. Nie znałam dalszej części opowieści, ale domyślałam się jak ona wygląda. Nie odzywajac się czekałam aż tata skończy opowieść..
- To syn i partner twojej mamy, wiesz? Zdradziła nas... i mnie i ciebie. Przez ponad 8 lat ukrywała to w tajemnicy. A sama była zaskoczona kiedy zobaczyła ich dwóch na lotnisku.

Rozejrzałam się po pomieszczeniu myśląc o tym jak bardzo mama byłaby zadowolona z tego wystroju. Z tego szyku i elegancji. Ona sama była... elegancka i taktowna. Uporządkowana. Eh.
Wszystkie wydarzenia z ostatniego miesiąca zaczęły do mnie wracać. Spadały na mnie jak tona cegieł.

- Jesteś najgorętszą dziewczyną w tym mieście, shawty- mruknął Justin i schował twarz w moją szyję delikatnie łaskocząc mnie w twarz swoimi włosami. Czułam mokre pocałunki u podstawy szyi co sprawiło, że zakrztusiłam się powietrzem. 
Moje ciało zaczęło mnie zdradzać. Wychodziło naprzeciw jego pieszczotom zamiast uciekać od nich. Przecież wcale go nie znałam, powinnam uciekać jak najdalej tylko mogę i ile tylko mam sił w nogach. 
Całował mnie tak łagodnie, czule i zachłannie. To była mieszanka wybuchowa. Czułam jak moje nogi uginają się pod moim ciężarem robiąc się miękkie jak z waty.Chciałam chwycić się jego ramion, aby utrzymać równowagę, ale nie mogłam, ponieważ mocno trzymał moje ręce dociśnięte do mojego ciała.

Rozchyliłam usta myśląc o tym wszystkim, co przychodziło mi do głowy. Za bardzo chciałam to wszystko przeanalizować. Później to wszystko zdwoiło swoją siłę, kiedy do mojej głowy wracały stare wydarzenia.

Weszłam do klubu i usłyszałam echo niosące się po całym dużym pomieszczeniu klubu. Wytezylam słuch i zorientowałam się ze są to jęki dwojga ludzi uprawiających seks. Podeszłam dalej i zobaczyłam Justina, a na nim jakąś czarnowłosą dziewczynę.
- Widziałam cię z inna- warknęła do Justina. A ja zmarszczyłam brwi nasłuchując.
- Potrzebuje jej dla pieniędzy jej ojca- odwarknął groźnie.
W tym momencie dziewczyna zmieniła pozycję siadając na chłopaku i zaczynając się poruszać na nim.
Chciało mi się płakać. Wymiotować i zniknąć.
- Jak zamierzasz to zrobić?
- Uwieść, ładnie poprosić, dać nadzieję. Jak dostanę pieniądze szybko wyjadę z kraju, żeby zakończyć jedna sprawę.
Po chwili zaśmiali się głośno, a ja zakryłam usta dłonią, żeby nie zacząć płakać.
W tym momencie Justin spojrzał w moja stronę, a nasze spojrzenia się spotkały.
W tym momencie wybiegłam z klubu z płaczem.

W tym momencie upadłam na podłogę i zaczęłam płakać. Moje uczucia zaczęły się mieszać. Byłam zmieszana i zagubiona. Na szczęście Justin wyszedł z pokoju, ponieważ nie słyszałam niczyjej obecności za drzwiami łazienki. Powoli się podnioslam i spojrzałam w lustro.
Po jednej stronie łazienki stała pozłacana umywalka, a nad nią zawieszone było lustro. Natomiast na ścianie naprzeciw zawieszone było lustro sięgające od podłogi do sufitu. Zobaczyłam moje ciało w poszarpanym body, siniaki na udach i malinki na dekolcie i szyi. Podeszlam do dużej wanny i zaczęłam nalewac gorącej wody. Powinnam zmyć z siebie cały ten brud, wszystkie zarazki jakie przeszły na mnie od tych mężczyzn. A przede wszystkim powinnam sprawdzić czy. .. jestem w ciąży. Zdjęłam z siebie body.  Zamknelam oczy wchodząc do gorącej wody i czując jak piecze mnie skóra.
Poziom wody z minuty na minutę coraz bardziej się podnosił. Zamknęłam oczy i zaczęłam się zsuwac po ścianie wanny zanurzajac się coraz bardziej w wodzie. Stopniowo pod wodą zniknęła moja broda, nos, oczy,czoło, aż w końcu zanurzylam się cała. Czułam jak zaczyna mi brakować powietrza, ale nie chciałam się wynurzyć. Tutaj było tak dobrze. Czułam jak zaczyna mi się kręcić w głowie, aż w końcu przestałam czuć cokolwiek.
Ciemność i cisza. Nic poza tym.
- Madison! Madison, kurwa!
Nagle poczułam silne wyszarpanie mnie z wody i to jak ktoś bierze mnie na ręce kładąc na podłodze.
- Madison !
Justin. Krzyczacy i spanikowany Justin.
- Obudz się. Otwórz oczy, proszę, kochanie.
Słyszałam jego ciężki oddech i to jak przeklina pod nosem. Jego dłonie gladzily mnie po włosach.
Potrząsnął mną delikatnie.
Powoli otworzyłam powieki wpatrując się w niego. Był tak piękny, jego oczy o odcieniu karmelu wpatrywaly się we mnie z troską i zmartwieniem. Rozchylilam usta oddychając delikatnie, starając się nie podrażnic płuc od podtopienia.
- Madison. Coś ty wymyśliła? - powiedział Justin zmartwionym głosem.
- Justin... Nie mogę już, nie chcę już żyć. Zabij mnie- powiedziałam łapiąc go za dłoń i mocno całując, a później mówiłam w skórę na jego dłoni. - Wiem, że masz broń. Proszę.
- Dlaczego chcesz mnie zostawić? - zapytał zaciskajac szczękę.
- Justin. Zabij mnie. Nie chcę już żyć. Nie chce!
Justin sięgnął wolną dłonią za siebie i wyjął ze spodni pistolet. Naładowany? Puścił moją dłoń i wstał wychodząc z łazienki.
Próbowałam szybko się podnieść, ale nie mogłam od mojego pomysłu w wannie. Zaczęły boleć mnie płuca.
- Justin! Justin, stój! - krzyknęłam, a w tym momencie poczułam kłujacy ból w klatce piersiowej.
Z trudem wstałam na nogi i zaczęłam iść w stronę drzwi. Kiedy wyszłam z łazienki upadłam na podłogę nie mogąc juz stać od bólu w płucach. Uniosłam głowę i zobaczyłam otwarte drzwi na balkon. Na zewnątrz było ciemno, wiec nic nie widziałam.
- Justin... - szepnęłam.
Czy Justin skoczył? Czy po prostu otworzył, żeby przewietrzyc.
Nagle usłyszałam strzał. Głośny wystrzal z pistoletu dochodzący od strony balkonu. Rochylilam usta, a moje serce zamarło.
- Justin... - szepnelam zaczynając płakać.
Zastrzelił się.

________________________

Co myślicie o tym rozdziale?
Czekam na asku i tt, misie. ♥

#love
Ann.

1 komentarz: