sobota, 28 lutego 2015

23. " I smiled , feeling lucky. I felt much better. Thanks him "


Madison's POV :

- Justin.
Wstałam zaczynając biec w stronę balkonu, co chwilę potykałam się i upadalam na podłogę. Tylko nie to. Tylko nie to.
- Justin, nie! - krzyknęłam widząc ciało leżące na podłodze balkonu.
Wybiegłam całkiem naga na zewnątrz i upadlam na kolana tuż przy ciele Justina. - Justin, proszę cię. Dlaczego? Justin. Dlaczego? - płakałam głośno kleczac przy jego ciele i bojąc się go dotknąć.
- A dlaczego ty chciałaś mnie zostawić? - spojrzałam na ciało i zorientowałem się, że nie głos nie dochodzi stąd. Odwróciłam się w stronę, z której dochodził głos i zobaczyłam Justina stojącego na barierce balkonu. Zbajdowalismy się na 11 piętrze, co było niebezpieczne. Szybko pociągnęłam go w dół za koszulkę przez co zeskoczył na balkon.
- Co ty... zro...
- Dlaczego chcesz mnie zostawić? - zapytał stanowczo.
- Bo... nie daję sobie rady. Nie. .. umiem.
- Będę przy tobie. Obiecuję.
Powiedział i zlaczyl nasze usta ze sobą w powolnym i czułym pocałunku. Nagle poczułam jak okrywa mnie zimną pościelą.
Spojrzałam na niego marszczac brwi i nie rozumiejąc.
- Moje nieżywe ciało. - powiedział żartobliwie ponownie łącząc nasze usta. Był tak delikatny i cierpliwy. Czułam jak delikatnie mnie przytula, a ja skrzywiłam  się czując ból w zebrach. 
- Jak... ty.. 
- Sh. To jest powód do tego, żebyś czasami myślała. Tak samo czułem  się jak zobaczyłem ciebie w tej pieprzonej  wannie.
Zmarszczylam  brwi patrząc w jego oczy. 
- Masz już mnie nie straszyć.  Będę przy Tobie, Madison.  - szeptał  patrząc  mi w oczy z uśmiechem, który był poprawą  mojego nastroju.
Zatrzęsłam  się z zimna. Nadal byłam okryta samą  kołdrą.
- Chodź.  Zaraz przyjdzie lekarz.
Powiedział Justin patrząc na zegarek na swoim lewym nadgarstku.  Ubrany w czarne spodnie i koszule w kratkę wyglądał niesamowicie kusząco. Jego włosy były starannie postawione na żel.
Karmelowe oczy wpatrywały  się w moje piwne.
- Lekarz? - zapytałam szeptem. 
- Tak. Chodź. 
Podnioslam  się chwytając  kołdrę i wchodząc do pokoju. Przygryzłam  warge  przyglądając  się chłopakowi jak robi porządek w pomieszczeniu. Poruszał się zgrabnie i męsko. 
Zamknelam  drzwi balkonowe, a nagle ktoś zapukał do drzwi. Justin otworzył je i wpuścił do lekarza.
Mężczyzna był ubrany w elegancki płaszcz, a w swojej dłoni trzymał skórzaną torbę. Był średniego wieku, wyglądał tak na około 47 lat.
- Dzień dobry, panie Bieber - powiedział mężczyzna basowym  głosem i wszedł dalej do pokoju.- Pani?
- Madison. Madison Beer - wyjaśnił szybko Justin patrząc w moją stronę.
Pokiwałam szybko głową zgadzając się z tym, co powiedział chłopak.
Lekarz powoli podszedł do mnie z sympatycznym uśmiechem na twarzy.
- Dobrze. Czego więc ma dotyczyć to badanie, panie Bieber? Ponieważ nie wiem na czym się skupić.- powiedział siadając przy stoliku  w salonie i nakładając okulary.
- Chcielibyśmy wiedzieć, czy wszystko dobrze... Znaczy... Czy obrażenia na ciele są jakimś zagrożeniem- powiedział powoli Justin.
- No dobrze. Proszę mi się pokazać.
Moje źrenice rozszerzyły się pokazując mój strach.
Nie ma mowy. Nie pokażę nikomu swojego ciała.  Jest takie szpetne. 
- Madison. - szepnął Justin.
Lekarz  zmarszczyl  brwi w zastanowieniu.
- Nie Justin. Nie zrobię tego.
Te słowa wyszły z moich ust w tak bolesny sposób, że nie mogłam już nic powiedzieć. Czułam jak mój głos się załamuje, a ja zaraz wybuchne  płaczem.
- Madison - powiedział nisko Justin, tak jakby tracił do mnie cierpliwość. 
Justin, nie. Nie wybuchaj.
- Panie Bieber, sądzę, że tutaj potrzebna jest rozmowa. Proszę, niech pani siadzie i ze mną porozmawia.
Spojrzałam na Justina i powoli usiadłam na krześle naprzeciw mężczyzny. Przygryzłam dolną warge i wzięłam głęboki oddech.
- No dobrze. Proszę mi powiedzieć... Jakie obrażenia ma pani na ciele?
Zamknelam  oczy nie chcąc o tym myśleć. 
- Sińce, nadgryzienia, naznaczenia, przecięcia - powiedział szybko Justin, czym zwrócił naszą uwagę i jednocześnie z lekarzem spojrzelismy w jego stronę.
- Czy mógłbym zobaczyć te przecięcia? - zapytał delikatnie lekarz. 
Pokiwalam powoli głową i wstałam pokazując rozcięcie na zebrach. 
Lekarz powoli podszedł do mnie, przysunal  krzesło i usiadł wpatrując się w ranę.
- Rana dosyć głęboka, około 3 centymetrów na oko, nożem, albo innym tepym narzędziem. Ma pani dużego siniaka pod żebrami.
Słuchałam słów lekarza wpatrując się w Justina. Chłopak siedział na łóżku i patrzył na moje obrażenia ze wstydem i niepokojem w oczach, jego szczęka regularnie zaciskała się i rozluźniała, a pięści pozostawały zwinięte w pięści.
Mój biedny Justin.
- Mogłaby mi pani powiedzieć skąd te obrażenia? - zapytał nagle lekarz opatrujac moją ranę, która zaczęła delikatnie piec.
Pokiwalam głową i oblizałam delikatnie usta.
- Zostałam porwana. Zgwałcona i... - tutaj mój głos załamał się, a lekarz gestem  dłoni pokazał, żebym przestała mówić.
Zamknelam oczy, a tamten cholerny  dzień znowu pojawił się w mojej głowie. 

Wybiegłam z klubu i nagle wpadłam na kogoś.
- Ym, przepraszam. -powiedziałam i odsunelam sie, żeby pójść dalej.
- Hej. Wszystko w porządku?
Usłyszałam męski głos. Kiedy podniosłam głowę zobaczyłam przystojnego blondyna z uroczym uśmiechem.
- Tak. Dzięki.
- Może się przejdziemy? - zapytał z delikatnym uśmiechem, a ja czułam jak moje policzki płoną.
Obejrzałam się, żeby spojrzeć w stronę klubu, ale przypomniałam sobie to co miało miejsce w klubie, co widziałam.
Ruszyliśmy w nieznanym mi kierunku. Kamienice wyglądały tu coraz bardziej obskórnie dlatego delikatnie się spielam. Chłopak to zobaczył i zatrzymał się. Zaczął się śmiać.
-Coś jest nie tak? -zapytałam z delikatnym uśmiechem, jednak jedyne co chwile później widziałam to ciemność.
Obudziłam się w obskórnym pomieszczeniu.

Przygryzłam  mocno dolną warge jednak czując jak zaczyna mnie piec przestałam i puściłam ją spomiędzy moich zębów. Zacisnelam szczękę i spojrzałam na Justina.
- Obrażenia nie są groźne, proszę jedynie zmieniać opatrunek dwa razy dziennie. A co do żeber... proponuje prześwietlenie. Nie jestem pewien, ale mogą być złamane.
Oh.  No tak. Zapomniałam, że nie raz byłam kopana wszędzie gdzie tylko się dało.  Osunelam się na krzesło zaczynając cicho płakać. Lekarz odchrząknął cicho i wstał.
- Dziękuję panu, panie Benson. - powiedział Justin i pożegnał się z mężczyzną. 
Usłyszałam zamykanie się drzwi.
- Madison...- dłoń Justina delikatnie dotknęła mojego nadgarstka, żeby odsunąć go od mojej twarzy.
- Nie patrz na mnie! - krzyknęłam.
- Madison, kochana Madison. Spokojnie już. Chodź, mam niespodziankę. Nie zdążyłem ci jej pokazać, ponieważ postanowiłas się podtopić. - szepnął przyciągając moją prawą dłoń do swoich ust i całując delikatne moje knykcie.
Spojrzałam na niego. Jego uśmiech mógłby rozświetlić całe pomieszczenie.
Delikatnie uniósł mnie do góry, żeby mnie  nie skrzywdzić.
Prowadził mnie przez cały apartament w kierunku dużej szafy niedaleko Łazienki.
- Zamknij oczy- szepnął  stojąc za mną, a chwilę później odsuwając się ode mnie.
Usłyszałam jak otwiera szafę i wyjmuje z niej jakąś folię, spanikowana zastanawiałam się co to może być.
- Otwórz. - mruknął, a ja po chwili pozwoliłam moim powiekom się podnieść.
Justin trzymał w dłoniach wieszak z piękną, elegancką sukienką maxi, która blyszczala jak gwiazdy na niebie. Subtelnie. Była delikatnie wykrojona w dekolcie, z długimi rękawami i delikatnym rozcięciem na prawej nodze. Na podłodze stało pudełko, a na nim piękne czarne szpilki oraz czarna kopertówka. 
Kiedy on to wszystko kupił? No.. i ile to musiało kosztować?
- Ju...- zaczęłam, jednakże chłopak przerwał mi podchodząc do mnie i zaczynając delikatnie mnie całować. Odwzajemniłam pocałunek z uśmiechem.
- Znam twoje pytanie. Kiedy zdążyłem to kupić?
Pokiwalam szybko głową będąc zaskoczona jego domyślnością.
- Otóż... Widziałem ją w sklepie niedaleko hotelu na wystawie. Wysłałem po nią Petera.
Nie rozumiem... Jak on... co? Kto?!
- Ubieraj się.  Idziemy na kolację - mruknął w moje usta przejeżdżając po dolnej wardze kciukiem.
Kolacja? Justin nie wygląda na osobę lubiącą tego rodzaju rozrywkę. Zadziwia mnie. Coraz bardziej.
Spojrzałam na sukienkę i podziękowałam chłopakowi cicho,kiedy wychodził z pokoju.
Moja dłoń powoli przejechała przez delikatny materiał sukienki.
Uśmiechnęłam się czując szczęście. Czułam się o wiele lepiej.
Dzięki niemu.

~~~~~~~~~~~~~~~

O 20 rozległo  się pukanie do drzwi. Miałam na sobie piękną,  połyskującą suknię, która zostawiała za sobą delikatny ogon, szpilki sprawiały, że byłam wyższa, a sukienka układała się jeszcze lepiej. Stałam  przed lustrem patrząc na siebie.
Spojrzałam na odbicie Justina, a wtedy zaparlo mi dech w piersi.
Ubrany w granatowy garnitur, który idealnie opinal jego mięśnie wyglądał pysznie. Strasznie atrakcyjnie. Mm.
Na jego szyi pod kołnierzykiem koszuli widniała czarna mucha z granatowym obramowaniem.  Justin podszedł do mnie od tyłu, a nasze spojrzenia spotkały się na naszych odbiciach w lustrze. 
- Pięknie wyglądasz. Nareszcie masz te swoje rumience.- szepnął i delikatnie ucalowal moje ramię. 
- Dziękuję... Dziękuję za wszystko. - powiedziałam delikatnie i z uśmiechem.
- Chodź. Poznam cie z chłopakami. Kolacja stygnie.
Chwycił moją dłoń i udaliśmy się do windy, która zaprowadziła nas do przestronnej restauracji z kryształowymi żyrandolami. 
Kiedy znaleźliśmy się przy stoliku wyznaczonym przez kelnera Uśmiechnęłam się widząc sympatycznie wyglądających chłopaków.
- Mad, to Bruce, a to Peter.  Kumple  po fachu.-powiedział z uroczym chłopiecym śmiechem. 
- Jestem Madison. - powiedziałam cicho nadal będąc trochę skrępowana.
Nagle Justin przybliżył się do mnie i szepnął do mojego ucha.
- Rozluźnij się.  Jesteś piękna.

_____________________

Mamy!
Ah. Nasz zmienny Justin.
Wyobrażacie go sobie w tym garniturze? Mm. 

A właśnie. Cały wieczór słucham tak optymistycznej  piosenki. Polecam. Od razu lepszy humor.
Jonsi, John Powell - Where No One Goes.
http://m.youtube.comwatch?v=fh_doTIrFRo

Oh.  Uwielbiam. Z mojego ukochanego filmu, ostatnio. Tak. Uwielbiam bajki. No cóż. 

#love
Ann.

2 komentarze: