niedziela, 29 marca 2015

25. " They're there! "

Madison's POV :

Jak długo można czekać na miłość? Jak długo można oczekiwać, że w końcu na twojej drodze pojawi się ktoś odpowiedni? Kiedy wciąż o tym myślisz nic takiego się nie zdarza, nic nawet nie wskazuje na to, że spotka cię miłość. Rezygnujesz z niej, przestajesz w nią wierzyć tylko i wyłącznie dlatego, że twoje oczekiwania nie zostały spełnione tak szybko jakbyś tego chciał. 
A ja zaczęłam powoli wierzyć. 
Zaczęłam w to wierzyć w momencie, kiedy Justin zrzucił ze mnie tego faceta, Spencera i schował w bezpiecznym miejscu. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ 

Otworzyłam oczy nad ranem. 
Leżałam na dużym łóżku w apartamencie hotelowym, a obok mnie leżał Justin. Wciąż mieliśmy na sobie wczorajsze stroje. Moja sukienka pięknie wyglądała na białej pościeli. Uniosłam się delikatnie do pozycji siedzącej i zobaczyłam, że Justin wciąż ma na sobie garnitur i ciasno zapiętą muchę na szyi. Uśmiechnęłam się delikatnie, po czym powoli sięgnęłam do materiału uciskającego jego krtań, żeby delikatnie go poluźnić, ewentualnie zdjąć.


Pierwsza nad ranem. 
Byliśmy już dosyć zmarznięci, dlatego postanowiliśmy wrócić do mojego apartamentu. Chociaż odnosiłam wrażenie, że nie należy do mnie, ponieważ Justin wchodził do niego jak do siebie. Uśmiechnęłam się widząc utęsknione, miękkie i wygodne łóżko, dlatego opadłam na nie bez zbędnych ceregieli. Nagle poczułam jak ktoś delikatnie chwyta moją prawą nogę i unosi do góry. Justin. Delikatnie ucałował moją kostkę, a następnie zdjął eleganckie szpilki z moich stóp. Poczułam jak powoli się na mnie wspina, męcząco powoli. 
Zobaczyłam jego uroczy uśmiech, kiedy znalazł się nade mną. 
- Nie mogę uwierzyć, że tu jesteś. - mruknął. 
Jego piwne oczy uśmiechały się wspólnie z jego wargami. Powędrowałam swoją dłonią na jego policzek i delikatnie zaczęłam gładzić jego gładką skórę. Miał zaróżowione policzki, zapewne od wina, które wypił jakiś czas temu na dole. Pachniał męskimi perfumami ze szczyptą alkoholu z wina, a przede wszystkim pachniał sobą. 
- Jestem tutaj - szepnęłam wpatrując się w iskierki tańczące w jego źrenicach. Iskierki szczęścia? Takie odnosiłam wrażenie, kiedy tylko patrzyłam w jego oczy. 
- Tak bardzo chcę cię pocałować.- powiedział, na co ja rozchyliłam z zaskoczenia usta. Nie spodziewałam się takiej wypowiedzi i bezpośredniości. Ale taki był już Justin. 
Ale właśnie za to go kochałam. Za to jaki jest, za to jak mnie traktował, za to, że jest po prostu Justinem Bieberem-  chłopakiem, którego nigdy nie będziesz w stanie poznać do końca, o którym nigdy nie dowiesz się tyle ile chcesz wiedzieć i który za każdym razem będzie zaskakiwał cię coraz bardziej.
Uniosłam delikatnie swoją głowę i musnęłam usta chłopaka zachęcając go do pocałunku. Pogłębił go z uśmiechem, cicho mrucząc.

Justin przekręcił się delikatnie, kiedy zdjęłam jego muszkę z szyi. Usiadłam powoli i bezszelestnie na łóżku tuż obok chłopaka i zaczęłam przeplatać muszkę pomiędzy palcami.

Chwyciłam delikatnie muszkę na szyi Justina, a chwilę później wsunęłam palec wskazujący pomiędzy ciepły materiał, a jego skórę. Jej kolor idealnie pasował do koloru mojej sukienki, która pięknie mieniła się podczas kolacji, na której byliśmy kilka godzin temu. Nagle chłopak zsunął swoje usta na moją szyję, na co ja zassałam głośno powietrze. 
- Te znaki są okropne, to nigdy nie powinno się stać - szepnął Justin w moją skórę wielokrotnie naznaczoną przez moich oprawców.. Chłopak uniósł swoją twarz i spojrzał wprost w moje oczy. W karmelu jego oczu dojrzałam smutek i ból, duży kłujący ból. Uśmiechnął się delikatnie, a następnie złożył delikatny pocałunek na moich wargach . 
- To moja wina- szepnął.  
- Justin.. 
- Tak, to moja wina i oboje o tym wiemy. Gdybyś nie wybiegła wtedy z tego pieprzonego klubu... i gdybym ja tego nie zrobił... To by się nie stało. - mówił.  
Zmarszczyłam brwi w zastanowieniu nad jego słowami.  Przypomniałam sobie to wszystko. To nieprzyjemne uczucie, kiedy zobaczyłam tą dziewczynę na nim, jak byli nadzy, jak na siebie patrzyli.  
Ułożyłam dłonie na ramionach Justina pchajac go,żeby ze mnie zszedł.  Jednak on pochylił się nade mną jeszcze bardziej.  
- Mad...
- Justin, nie. Nie chcę o tym rozmawiać.  
- Porozmawiajmy o tym i miejmy to z głowy.  Nie będziemy musieli do niego wracać. 
Patrzył na mnie tymi swoimi karmelowymi oczami. 
- Przez miesiąc cię szukałem. Ciągle miałem nadzieję, że jeszcze kiedyś będę mógł mieć cię przy sobie. A ty jesteś tutaj... 
- Justin. Tak bardzo się bałam - szepnęłam i schowałam swoje twarz w jego szyję po tym jak pociągnęłam go na siebie.  
Zablokował się dłońmi nie chcąc na mnie napierać.  
- Nie jestem ze szkła. 
Po moich słowach Justin delikatnie opadł na mnie i przytulił mnie do siebie.  
- Kocham Cię Madison. To takie popieprzone. 
Ale Kocham cię całym swoim jebanym i zimnym sercem.  


Patrzyłam na muszę, którą trzymałam między palcami.  Ten chłopak naprawdę jest niesamowity. Zadziwiający... przede wszystkim.  Spojrzałam na niego. 
Spał z delikatnie rozchylonymi ustami. Wyglądał tak słodko i beztrosko. 
Postanowiłam zrobić mu zdjęcie.  Kiedy wrócę do domu prześlę je sobie na swój iPhone. Chwyciłam telefon leżący na stoliczku nocnym i przesunęłam kciukiem po ekranie odblokowując go. Włączyłam aparat i delikatnie podniosłam się na kolana i ustawiłam odpowiednio kadr aparatu. Z uśmiechem zrobiłam zdjęcie, a właściwie kilka zdjęć i usiadłam powoli i bezszelestnie obok jego ciała.  Drżały mi ręce od podeksytowania tym faktem. Głupie, prawda? No ale cóż.  Nikt mnie tutaj nie widzi wiec mogę się bawić.  
Nagle telefon Justina zaczął dzwonić.  Wzdrygnęłam się, ale po chwili wyciszylam dźwięk. Numer telefonu na ekranie był numerem mojego ojca. 
- Kto to? - mruknął zaspany Justin.  
- Mój ojciec. Chyba - odpowiedziałam.  
- Odbierz.  
Justin podniósł się i spojrzał na mnie wyczekująco z zaspanym wyrazem twarzy. 
- Halo?  - powiedziałam przykładając telefon do ucha. 
- Madison. Jestem już w hotelu.
Moment... skąd mój ojciec wiedział, w którym hotelu jestem? Spojrzałam na Justina . To na pewno dzięki niemu.  Jak ja się mu odwdzięczę?  
- Um .  
- Czekam przy recepcji . 
Z uśmiechem na twarzy rzuciłam telefon Justina na jego kolana i szybko wybiegłam z pokoju. Nie obchodziło mnie to, że nie mam butów, że jestem w sukni wieczorowej. Nic. Biegłam ile sił w nogach do windy. Stanęłam naprzeciwko srebrnych drzwi i nacisnęłam przycisk.  
Szybciej. Szybciej.
Rzuciłam się do dalszego biegu. Kiedy miałam już zbiegać usłyszałam piknięcie windy i otwieranie drzwi.  Zawróciłam i szybko wbiegłam do windy. Nacisnęłam przycisk oznaczający parter i czekałam aż winda ruszy w dół.  Ruszyła.  
Szybciej. Szybciej. 
Dziesiąte piętro. 
Zamknęłam oczy oddychając głęboko. 
Siódme piętro.  
Winda zatrzymała się wpuszczając roześmianą parę. Patrzyłam na nich obojętnie tak samo jak oni na mnie.  
Czwarte piętro.  
Trzecie.  
Para wysiada. Wydobywam z siebie ciężki oddech czując jak serce dostaje palpitacji. 
Pierwsze. 
Szybciej.  Szybciej. No. 
- Parter- odezwał się głos w windzie. Wybiegłam szybko z windy biegnąc do recepcji. Tatusiu . Gdzie jesteś?  
Zatrzymałam się widząc dwóch mężczyzn przy recepcji. 
Jeden z nich odwrócił się, żeby się rozejrzeć . O nie.  Ta twarz. Po chwili w moją stronę odwrócił się drugi. To Drew i John. O nie. Nie nie nie. Gdzie mój ojciec?! 
Rzuciłam się do ucieczki. Szybko podbiegłam do windy. Pojawiła się wręcz błyskawicznie, a ja szybko wskoczyłam do środka. 
Kiedy drzwi się zamykały zobaczyłam jak Drew biegnie w moją stronę. Nie, nie, nie. 

Chwilę później znalazłam się na swoim piętrze. Wbiegłam szybko do apartamentu. W progu drzwi łazienki stał Justin osuszający swoje mahoniowe włosy. Szybko przebiegłam na drugi koniec pokoju, później na inny, na inny i tak wkoło. W końcu Justin chwycił mnie za rękę.  
- Mad?  
- Oni. . Jus... Oni tam są.  Chodźmy stąd. Chodźmy. - ponaglałam, ale Justin wydawał się być obojętny.  
- Kto? - szepnął.
- Oni.. No ci, co... - pokazalam na swoje rany i naznaczenia na szyi- Justin, proszę.  Błagam. Chodźmy.  
Zauważyłam jak po moich słowach oczy Justina pociemniały a szczęka zacisnęła się w groźny sposób.  Pocałował mnie szybko w czoło i ruszył w kierunku drzwi z mokrym włosami.  
- Gdzie idzi- ?  
- Sprawdzę to.  Zaraz wrócę.  
Po chwili szybko zniknął za drzwiami. 
Minuta. 
Dwie.
Trzy. 
Czte... 
Drzwi otworzyły się, a do środka wszedł Justin z jakimś dziwnym uśmieszkiem, a za nim do pokoju weszło dwóch mężczyzn.  Szybko przyparłam się plecami do ściany i zaczęłam krzyczeć.  
- Nie! Zostawcie mnie! - wrzasnęłam na cały pokój.  
- Madison - szepnął Justin. Z bólem?  Jest mu przykro bo przyprowadził te zwierzęta tutaj?  
-Zostaw mnie zdrajco! 
Krzyknęłam, a w tym momencie jedna z postaci zaczęła się do mnie przybliżać. 

5 komentarzy:

  1. Jejciu co się dzieję :/
    Super czekam na kolejny :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejciu co się dzieję :/
    Super czekam na kolejny :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochanie!
    To, że jest mało kom nic nie znaczy. Ludzie często czytają bo im się podoba ale jie komentują bo im się nie chce. Tak już jest. Nie smuć skarbie!
    Powodzenia i dużo weny/mrrAleksandra

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Grrr to jej się śni, prawda?..
    Misiek dużo weny Ci życzę, powodzenia i czekam z niecierpliwością

    OdpowiedzUsuń