Justin's POV :
Zostałem wepchnięty do sali przesłuchań jak ostatnia szmata na tym świecie.
Kazano mi usiąść i cierpliwie czekać na komisarza. Wciąż byłem skuty kajdankami tyle że z przodu ciała. Warknąłem wkurwiony.
Wciąż miałem w głowie to co dzisiaj się wydarzyło. Dzięki Bogu Madison żyła i to się liczyło, mogą wpakować mnie do paki. Co gorsza Adams i McCoulter nadal pozostawali bez winy za to co jej zrobili. Wyjdę z kicia i od razu zabiję ich obydwu. Chcę żeby ona była bezpieczna. Nic więcej.
Drzwi otworzyły się, a do środka wszedł ten sam policjant, którego miałem na celu w kiblu w tym zasyfiałym barze.
- Bieber, niezłe z ciebie ziółko. Przejrzałem twoje akta i jestem pod wrażeniem jak długo unikałeś odpowiedzialności za to co robisz.
Oparłem się o krzesło siadając wygodnie i obserwując twarz komendanta. Kamienna twarz. Nie wiedziałem jak bardzo mogę grać.
- Pobicie w szkole, nielegalne wyścigi samochodowe, posiadanie sporej ilości narkotyków. Oh i wyrzucili Cię ze szkoły - powiedział podnosząc na mnie wzrok znad mojej kartoteki policyjnej.
- Dalej... usiłowanie morderstwa na nijakim Joe Crookerze, kradzież samochodu. - kontynuował.
No już przestań pieprzyć.
- A teraz to. Pobicie z dużym uszczerbkiem na zdrowiu, zniszczenie wyposażenia baru i napaść na funkcjonariusza policji, czytaj - mnie.
Mężczyzna rzucił kartoteką na metalowy stolik i usiadł naprzeciwko mnie.
Plakietka mówiła, że nazywa się Adam Verson, dość nienorweskie nazwisko. Czy wszyscy z którymi mam do czynienia nie pochodzą z Norwegii? Racja. Nie dogadaliby się ze mną. My fault.
Zaśmiałem się cicho i spojrzałem na przeszkloną Część pokoju.
- Ile ludzi siedzi po tamtej stronie?
Policjant spojrzał na mnie i zmarszczył brwi.
- Jedna osoba.
- Kto?
- A co to ma do rzeczy Bieber? Opowiedz coś o sobie może, co?
- Już wszystko wiesz. Najlepsze jest to, że wszystko to, co mi przeczytałeś nie zostało udowodnione i bylewm jedynie podejrzanym. Powinieneś to także wyczytać.
- Racja. Nie udowodniono ci tego, ale tym razem udowodnimy i będziesz siedział w kiciu. Nieważne czy tutaj czy w USA, ale zadbam o to, żebyś miał sporo czasu na przemyślenie całego twojego życia. Jak czuje się twoja matka z tym kim jesteś?
Zacisnąłem dłonie w pięść.
- Nie mam matki.
- A ojciec?
- Mój ojciec nie żyje.
- A więc nie miał kto cię wychować. Przykre. Na to nigdy nie jest za późno, dlatego nauczysz się tego w więzieniu. Będziesz miał mnóstwo czasu.
- Muszę zadzwonić - powiedziałem.
- Do?
- Adwokata. - uśmiechnąłem się dumnie. Miałem oczywiście na myśli Petera. Ma dużą wiedzę prawniczą, więc wydostanie mnie stąd.
- Masz 5 minut.
- Gdzie jest telefon?
- Tutaj - pokazał mi ścianę naprzeciwko siebie, a ja odwróciłem się, żeby dokładnie zobaczyć lokalizację telefonu.
Kurwa, będzie wszystko słyszał. Skurwiel.
Wstałem i podszedłem do telefonu wpisując odpowiedni numer do Petera.
- Słucham.
- Witam. Z tej strony Bieber - powiedziałem uprzejmie tak jakbym rozmawiał z adwokatem.
- Bieber? Gdzie Ty kurwa jesteś?
- Tak, oczywiście. Obecnie na komisariacie. Potrzebuję pańskiej pomocy z zakresu prawa.
- Kurwa. W coś ty się wpakował. Gdzie jest ten komisariat?
- Momencik - odwróciłem się do komendanta i zapytałem grzecznie adres, następnie powtarzając go Peterowi.
- Wiesz ile chcą kaucji za ciebie?
- Nie.
- Zaraz wszystko załatwię.
- Dziękuję za pomoc. Do zobaczenia.
Wróciłem na miejsce patrząc na mężczyznę.
- Jakie były twoje motywy?
- Nie będę rozmawiał bez adwokata. - powiedziałem i uśmiechnąłem się.
- Zanim twój adwokat przyleci tu ze Stanów to już zdążymy skończyć rozprawę.
- Nie byłbym tego taki pewny.
Siedziałem z podniesiona głową będąc pewnym siebie.
Mijała minuta za minutą. A ja myślałem tylko o niej. Co robi moja biedna Madison i w jakim jest stanie. Zostałem w sali sam, a w moich uszach dźwięczała cisza.
-------
- No Bieber. Przyszedł twój adwokat. - zapowiedział posterunkowy, którego widziałem po raz pierwszy na oczy.
Wstałem, ale ten wyhamował mnie gestem prawej dłoni nawołując do siedzenia. Od tych kajdanek piekły mnie nadgarstki i parzyła skóra.
Nagle do pomieszczenia wkroczył Peter, jego mina nie oznaczała nic dobrego. Wszedł do środka z wściekłością na twarzy. Rzucił jakimiś papierami i usiadł naprzeciw mnie.
- Myślisz, że jak wiele kurwa razy będę w stanie wyciągnąć cię z gówna w jakim siedzisz? Dowiedziałem się o wszystkim od ojca Madison, że twoja dziewczyna jest w szpitalu.
Spojrzałem na niego i położyłem złączone dłonie na stole. Uniosłem brwi obserwując go.
- Pobiłes policjanta w kiblu? Serio?
Warknąłem.
- Nie wyciągnę cie z tego. Oni mają monitoring z tego baru i nie widać na nim, żebyś miał jakiś powód do zaatakowania blondasa.
- Wyklinał mnie! - warknąlłem wstając.
- Bieber, obudź się! Nie jesteś w Nowym Jorku, w swoim klubie!
W końcu usiadł przy stoliku i schował twarz w dłonie.
- Nie jestem w stanie cię z tego wyciągnąć. Siedziałem przez godzinę przed nagraniem z monitoringu próbując znaleźć jakiekolwiek usprawiedliwienie dla twojego, kurwa, dziecinnego zachowania. A wiesz co jest najlepsze?
Podniosłem głowę patrząc na twarz Petera.
- Zamierzają przesłuchać Madison.
-A co ona ma do tego? - Warknąłem.
- Chcą żeby potwierdziła twoje poprzednie wybryki, ale ona o niczym takim nie wie, wiec dopiero się dowie.
Kurwa jego mać.