środa, 6 maja 2015

31. " I'm fine "

Madison's POV :

- Justin? - powiedziałam patrząc jak wyprowadzają chłopaka w stronę radiowozu i wpychają do środka pojazdu. Co tu się dzieje?
Nagle poczułam mocny ból w plecach. Zbyt gwałtowny ruch. Syknęłam i w tym momencie podszedł do mnie młody ratownik medyczny, a obok niego trochę starszy lekarz. Obydwoje byli przystojni. Przygryzłam dolną wargę i spojrzałam w stronę radiowozu.
- Chcę wstać. - powiedziałam, ale zostałam zatrzymana przez ratownika.
- Siedź. Nie możesz na razie się ruszać, bo możesz uszkodzić kręgosłup.
- Co z kręgosłupem? - zapytał Phill- szofer mojego taty.
- Jest nadwyrężony od upadku, ale na szczęście może uda nam się uniknąć jazdy na wózku inwalidzkim,  jeżeli nie będzie się Pani nadwyrężać. - tutaj spojrzał na mnie - I proszę, żeby Pani o tym pamiętała.
- Nazywam się Madison - powiedziałam.
Po chwili dotarło do mnie, co powiedział młody lekarz. Będę niepełnosprawna? Nie.
- Doktor Jason Andres, miło mi -- powiedział i uśmiechnął się do mnie przyjaźnie.
- Proszę zabrać pacjentkę do ambulansu i przewieźć do szpitala.
Spojrzałam na ojca i powiedziałam ciche " Przepraszam ".
- Dlaczego to zrobiłaś? - powiedział, kiedy ratownicy delikatnie i z pełną ostrożnością przenieśli mnie na nosze.
- Słyszałam jak ktoś do mnie mówi, żebym skoczyła - szepnęłam - I ja wie...
- Jedziemy - powiedział lekarz Andres klepiąc blachę samochodu i wskakując do środka. Spojrzałam w sufit. Nie chcę już o niczym myśleć. 
Gdzie jest Justin? 
Westchnęłam cicho.
- Wszystko w porządku? - zapytał lekarz.
- Tak - skłamałam. 
- To super.
Zamknęłam oczy czując ból w plecach. Pamiętałam, że nie mogę zbyt dużo się poruszać, bo mogę wylądować jako niepełnosprawna. Nie chcę tego.
- Podam pani leki przeciwbólowe, które powinny szybko zadziałać. Nie chcemy żeby za bardzo pani to czuła.
Pokiwałam powoli głową i odczekałam kilka chwil. Zaczęło mi się nudzić, z chęcią pograłabym na telefonie albo napisała wiadomość do Any. A właśnie.... gdzie jest mój telefon? Czy jest w rękach tych... bandytów?  A może Justin zabrał go, kiedy mnie znalazł. Nie wiem.
Z rozmyślań wyrwał mnie głos lekarza Andresa. W ręce trzymał strzykawkę i uśmiechnął się do mnie ciepło. 
- Podam Ci lek dożylnie, wtedy unikniemy większego urażenia kręgosłupa. 
Powoli i bezboleśnie wbił igłę w moja skórę. Spojrzałam na jego dłonie ale po chwili tego pożałowałam, ponieważ zrobiło mi się słabo.   

~~~~~~~~~~

Zamrugałam kilkakrotnie powiekami przyzwyczajając się do jasnego światła w pomieszczeniu. Gdzie ja byłam?
Zmarszczyłam brwi o rozejrzałam się po pomieszczeniu. Sala szpitalna.
Spojrzałam na swoje ręce. Nie byłam podpięta do żadnych kabli ani niczego w rodzaju sprzętów medycznych. Spojrzałam w sufit. Będę miała wiele czasu na rozmyślanie, skoro będę tkwić tutaj przez kilka dni. Mam nadzieję, że będzie to tylko kilka dni. Westchnęłam cicho i ponownie zamknęłam oczy, ale otworzyłam je nagle, kiedy usłyszałam, że drzwi się zamknęły. Rozejrzałam się po pokoju i zobaczyłam postać mojej mamy. Mrugnelam kilka razy chcąc się upewnić czy znowu nie mam jakichś halucynacji.
- Kochanie - szepnęła, a mnie ogarnęła wściekłość za to, co zrobiła ojcu. Powinnam wszystko z siebie wyrzucić, mam w końcu prawo być zła po tym, czego się dowiedziałam od ojca.
- Jak mogłaś nam to zrobić? - powiedziałam zaciskając mocno palce na prześcieradle.
- O czym ty mówisz? Byłam na wyjeździe służbowym w Europie o dotarłam tutaj tak szybko jak tylko mogłam- odpowiedziała spokojnie siadając obok mnie. Odsunelam się. 
A więc ona myśli, że ja nie wiem.
- A dokąd ten wyjazd służbowy, mamciu? - odparłam sarkastycznie. 
- Do Paryża. Kupiłam sobie nowy pierścionek i buty.
Uniosła swoją prawą nogę i pokazała wysokie czółenka z błyszczącą szpilką.  Zagwizdałam.  Faktycznie były ładne. 
Zmarszczyłam brwi dostrzegając, że na serdecznym palcu mojej matki nie ma obrączki, a jest pierścionek z błyszczącym oczkiem. Wyglądał jak zaręczynowy. Czy ona zaręczyła się ze swoim fagasem? Może już dawno, przecież mają pięcioletniego syna.
Odchrząknęłam cicho i oparłam się o dużą miękką poduszkę. Uśmiechnęłam się do mamy, ale nie był to szczery uśmiech. 
- Powiedz mi, co u mojego brata? - szepnęłam i zaczęłam bawić się poduszką dyskretnie obserwując moją matkę. 
Uniosła głowę z przerażoną miną i rozchyliła usta wciągając powietrze. Uśmiechnęła się po chwili i spojrzała na mnie, kiedy uniosłam głowę.
- U George'a? Co prawda dawno rozmawiałam z ciocią Helen, ponieważ jest na wakacjach w Miami, ale sądzę, że wszystko dobrze. 
Zaśmialam się bez humoru. Aj.  Będzie ciekawie.
- Nie pytam o George'a. Tylko o mojego pięcioletniego brata. Fakt. Ma innego ojca, ale nadal jest moim bratem, prawda?
Wszystkie kolory z twarzy mojej mamy odpłynęły w ciągu jednej sekundy. Jej usta zrobiły się blade i suche.
- Madison - szepnęła.
- Wyjdź stąd. - powiedziałam spokojnie,  na co moja matka szybko uniosła się i wyszła z sali trzaskając drzwiami. Wyglądała na skrzywdzoną moimi słowami.  Przecież to nie ja odeszłam od własnego dziecka. 
Ale tak właściwie to po co ona przyjechała tutaj, do Oslo,  skoro mieszka w Paryżu ze swoim kochankiem i dzieckiem. Nie chcę ich nawet poznać.  Nie potrzebuję tego. 
Patrzyłam na drzwi, a te otworzyły się i jak na zawołanie do środka wszedł lekarz.
- Dzień dobry, Madison. - powiedział przyjaźnie zabierając moją kartę z wynikami z łóżka i przeglądając ją. 
- Dzień dobry, panie... e... 
- Jason Andres. Jestem lekarzem prowadzącym. Będę obserwował twoje wyniki i prowadził leczenie.
Pochylił się nade mną i zaczął sprawdzać czy boli mnie szyja obkręcając ją.  Następnie wyjął małą latarkę z kieszonki fartucha i poświecił w moje oczy.
- W porządku.
- Na jakim jesteśmy oddziale? - zapytałam.
- Psychiatrycznym - odpowiedział spokojnie, a ja niemalże udusiłam się powietrzem. 
- Każdy trafiający do szpitala po próbie samobójczej jest przypisywany do tego oddziału.
- Dlaczego? - zapytałam. 
- Ponieważ zdaniem niektórych samobójcy są ludźmi chorymi psychicznie i należy ich leczyć. Ja natomiast uważam, że są to ludzie, którzy swoimi czynami wołają o pomoc. A próba odebrania sobie życia jest idealna, żeby ktoś zwrócił uwagę na ich cierpienie. Czyż nie jest tak, Madison?
Lekarz spojrzał na mnie odkładając notatki na mały stolik przy moim łóżku i usiadł obok mnie.
Czy ja miałam taką potrzebę? Żeby ktoś mnie zauważył?
- Właściwie to... - zaczęłam - mam bardzo trudne ostatnie miesiące. 
- Opowiedz mi o tym. Jestem nie tylko chirurgiem z zawodu, ale także psychologiem.
- To dlaczego pan pracuje na tym oddziale? - zapytałam następnie gryzac się w język. 
- Brakuje lekarzy w szpitalu, staram się jak mogę pomagać ludziom, ponieważ kiedyś nie pomogłem i muszę w ten sposób uciszyć sumienie. Ale wróćmy do twojego problemu - powiedział i uśmiechnął się ciepło. 
Czyli w tylko w naszym kraju o tym mówili w telewizji. Wciągnęłam powietrze...
- Otóż.. byłam przytrzymywana i wykorzystywana przez kilku mężczyzn.
W tym momencie przed oczami zobaczyłam twarz Drew i tą jego ekstazę w oczach, kiedy bawił się mną w najlepsze jednego wieczoru. 

- No dobrze maleńka. Zabawimy się.
Uniosłam głowę i zobaczyłam jak chłopak nalał do szklanki whisky i usiadł na kanapie.
- Podejdź tu do mnie - mruknął.
Zaczęłam powoli iść.
- Klęknij i wyjmij twojego przyjaciela ze spodni.
Przełknęłam głośno ślinę i rozpiełam rozporek mężczyzny. Usłyszałam jak wziął szklankę ze stołu i oparł się plecami o skórzaną kanapę.
Kiedy tylko zajęłam się jego męskością w upragniony przez niego sposób usłyszałam jak warczy i zapija swoje jęki whisky
- Tak dobrze, suko.

Wzdrygnęłam się na to wspomnienie i spojrzałam na Jasona.
- Zrobili ci coś złego? - zapytał subtelnie, a ja szybko pokiwałam głową.
Usłyszałam jak głośno wciąga powietrze.
- Więc to jest twój ból, o którym chcesz zapomnieć i krzyczysz prosząc o pomoc.
Spojrzałam na mężczyznę i przygryzłam dolną wargę zastanawiając się nad tym co powiedział.
- Nie byłam tego świadoma. 
Jason Zmarszczył brwi i spojrzał na mnie.  
- Słyszałam czyjś głos. Kazał mi skoczyć.
- Ile razy ci się to zdarzyło? - zapytał. 
- Kilka.
- Nie obawiasz się, że to może być schizofrenia? - zapytał i znowu wziął dokumenty. Zaczął coś pisać na odwrocie kartki.
- Weźmiemy to pod uwagę podczas twojego leczenia. A teraz odpoczywaj - powiedział wstając i odwieszając dokumenty.
- A co z tym... wózkiem inwalidzkim? - zapytałam.
- Masz uszkodzony kręgosłup, ale w niedużym stopniu.  Uda nam się tego uniknąć - powiedział uśmiechając się pocieszająco - Później jeszcze cię odwiedzę.
- Do zobaczenia.

1 komentarz: